Jadwiga Nowak kończyła pięćdziesiąt pięć lat, a świętowanie postanowiono urządzić z pompą w przytulnej restauracji nad Wisłą. Gości zebrało się niemało: rodzina, przyjaciele, koledzy z pracy. Wszyscy bawili się hałaśliwie, wznosząc toasty za solenizantkę, obsypując ją kwiatami i komplementami. Mąż Jadwigi, Henryk, podarował jej przepiękną biżuterię – elegancki złoty pierścionek z szafirem, który wywołał u kobiety zachwyt. Konferansjer, promieniejąc uśmiechem, oznajmił:
– A teraz życzenia dla naszej jubilatki pragnie złożyć synowa!
Do mikrofonu, dumnie wyprostowana, podeszła Kinga.
– Droga Jadwigo – zaczęła z patosem – w imieniu naszej rodziny przygotowałam dla ciebie wyjątkową niespodziankę!
Goście szeptali między sobą, oczekując czegoś niezwykłego. Jadwiga, promieniejąc radością, wstała, spodziewając się wzruszającej chwili. Ale choćby w najśmielszych snach nie przypuszczała, jaki „prezent” szykuje jej synowa.
Kinga nigdy nie darzyła sympatią ani teściów swojego męża Przemka, ani jego starszej siostry Anety. Można by pomyśleć, iż to zwykła historia o trudnych relacjach z rodziną męża, ale w tym przypadku problemem była sama Kinga.
Przemek od zawsze był uległy i miękkiego serca. W szkole zawsze podążał za grupą. jeżeli koledzy namawiali go na grę w piłkę, zgadzał się, choćby gdy wolałby zostać w domu z książką. jeżeli ktoś podpuszczał go, by powiedział coś przykrego koleżance Oli, robił to, choć niezgrabnie, mimo iż Ola mu się podobała.
Tak było ze wszystkim. Rzadko podejmował własne decyzje, jakby bał się własnego cienia. Jego siostra Aneta otwarcie nazywała brata mięczakiem. Matka, choć strofowała córkę za ostry język, w głębi duszy się z nią zgadzała. Jak to możliwe, iż z tych samych rodziców wyszły tak różne dzieci? Wychowanie Przemka nie było gorsze – nie rozpieszczano go, nie biegano za każdym jego problemem, uczono, iż mężczyzna powinien umieć postawić na swoim.
Ojciec zaszczepił w nim miłość do sportu, matka – do literatury i sztuki. Ale charakter, jak się okazało, to sprawa natury, i żadne wychowanie tego nie zmieni. Jadwiga nie chciała łamać syna na siłę. Więc wszyscy w rodzinie pogodzili się z tym, jaki jest.
Kiedy Przemek przyprowadził do domu Kingę, nikt się nie zdziwił. Miła, spokojna dziewczyna, marząca o rodzinie, raczej by nim nie zainteresowała się. Przemkowi, jak się zdawało, potrzebna była „twarda ręka”, która poprowadzi go przez życie. I Kinga stała się tą ręką – władczą, pewną siebie, ostro odcinającą się w słowach. Jej sposób bycia i bezpośredniość odstraszały innych, ale nie Przemka. Patrzył na nią z uwielbieniem, spełniając każde życzenie jak wierny pies.
Rodzice i siostra nie wtrącali się. Widzieli, iż Przemek jest szczęśliwy, więc uznali, iż dorośli ludzie sami powinni układać sobie życie. Kiedy oświadczył się Kindze, wszyscy przyjęli to ze spokojem. W końcu to nie oni mieli z nią mieszkać pod jednym dachem. Sam Przemek wyglądał na zadowolonego, jakby ta dziwna dynamika ich związku w pełni mu odpowiadała.
– Jedziemy z Kingą nad morze – pochwalił się kiedyś przy rodzinnym obiedzie. – Odłożę trochę i pojedziemy.
– Kinga nie chce dołożyć się do wyjazdu? – delikatnie spytała Jadwiga, wierząc, iż w związku wszystko powinno być wspólne.
– Jestem mężczyzną, to mój obowiązek – odparł dumnie Przemek, wyraźnie powtarzając słowa żony.
Później Kinga stwierdziła, iż potrzebują mieszkania na kredyt, choć ich budżet ledwo zipiał. Potem ogłosiła, iż czas na dzieci.
– Chcemy dużą rodzinę – oznajmiał Przemek z zapałem. – Żeby w domu zawsze było wesoło!
– A jak je utrzymacie? – sceptycznie prychnęła Aneta.
– No przecież pracuję – odparł lekko urażony. – Kinga mówi, iż jeszcze będą zasiłki.
Rodzice tylko wzdychali. Próbowali doradzać, ale Przemek, jak zwykle, słuchał tylko żony. Nikt nie chciał się wtrącać w ich sprawy.
Wkrótce Kinga zaszła w ciążę. Od tego momentu zachowywała się, jakby cały świat był jej coś winny. Pewnego razu zirytowała się, iż kurier nie zaniósł paczki pod drzwi.
– Jestem w ciąży! – oburzała się. – Powiedziałam mu, a on i tak nie wniósł!
– Ciężka była paczka? – próbowała okazać współczucie Jadwiga.
– Nie, lekka. Ale musiałam sama schodzić! Z brzuchem to nie takie proste!
Tak było ze wszystkim. To, co dla innych ciężarnych było normalne, dla Kingi stawało się heroicznym wyczynem. Przestała jeździć komunikacją miejską, więc do ich wydatków dołączyły rachunki za taksówki – własnego auta nie mieli. Zakupy, sprzątanie, gotowanie – wszystko to stało się dla niej ponad siły. A Przemek uważał, iż tak właśnie powinno być.
– Dbam o nią – mówił. – Przecież nosi moje dziecko.
Rodzice czuli mieszaninę dumy z troskliwości syna i lekkiego zdziwienia jej zachowaniem.
Gdy dziecko się urodziło, wymagania Kingi tylko wzrosły. Uważała, iż babcie są od dawania jej wytchnienia, więc Jadwiga i matka Kingi na zmianę przychodziły niańczyć malucha. Jadwiga uwielbiała zabawę z wnukiem, ale irytowało ją, iż synowa nie prosiła o pomoc, tylko żądała, jakby to było oczywiste.
Kinga narzekała na zmęczenie, brak pieniędzy, ale już po roku znowu zaszła w ciążę. Widocznie lubiła grać ofiarą. Przemek harował jak wół, ale funduszy wciąż brakowało. Rodzice czasem pomagali, ale nie rozpieszczali – wiedzieli, iż takich jak Kinga nie można przyzwyczajać do ciągłej pomocy. Raz w miesiącu przelewali skromną sumę na pieluchy i kaszkę.
Dzieci rosły, a buta Kingi nie miała granic. Pokłóciła się już ze wszystkimi: z przedszkolanką, z pediatrą, choćby z sąsiadką, która zwróciła uwagę, iż wózek blokuje drzwi. Wszyscy byli winni, bo nie traktowali jej z należnym szacunkiem. Przecież to ona była matką-polA gdy Kinga pewnego dnia wróciła do domu i zastała Przemka rozmawiającego z sąsiadką o kwiatach, natychmiast oskarżyła go o flirt, i to był ostatni słomką, która przelała czarę goryczy.