„Mąż sprowadził kochankę do domu, kiedy byliśmy z synem w szpitalu”: zamiast wsparcia od bliskich spotkały mnie tylko zarzuty

newsempire24.com 13 godzin temu

Nigdy bym nie pomyślał, iż zdrada może zniszczyć moją rodzinę. Żyliśmy razem pięć lat. To były dobre, ciepłe lata – przynajmniej tak mi się wydawało. Wszystko zaczęło się jak w romantycznym filmie: komplementy, kwiaty, spacery przy blasku księżyca. Potem był ślub. Rok później na świat przyszedł nasz syn, na którego czekaliśmy z ogromną radością.

Tak, dziecko urodziło się trochę przedwcześnie i może to zostawiło swój ślad – miał słabszą odporność, często chorował. Dlatego nigdy nie wróciłem do pracy. Uznaliśmy, iż przedszkole, a choćby żłobek, nie są dla niego – po prostu by nie wytrzymał. Zostałem w domu, poświęcając się dziecku i rodzinie. Mój żona wtedy powiedziała:

— Zarabiam wystarczająco. Zostań w domu, zajmij się synem. Jak pójdzie do szkoły – zobaczymy. Wszystko się ułoży.

Ufałem jej. Wydawała się solidna, troskliwa. Żyliśmy jak wiele młodych rodzin: ona – w pracy, ja – w domu, z dzieckiem. Wszystko wydawało się w porządku. Czasem choćby urządzaliśmy sobie małe wyjazdy, jeździliśmy do znajomych lub na łono natury. Babcie pomagały – obie jeszcze pracowały, ale nigdy nie odmawiały.

Potem nadeszła pandemia. Żona przeszła na pracę zdalną. Stała się nerwowa, wybuchowa. Za najmniejszą rzecz potrafiła na mnie nakrzyczeć albo zirytować się na dziecko. Rozumiałem – stres, zmęczenie, obawy o pracę. Wszyscy byliśmy na krawędzi. Później wróciła do biura i wydawało mi się, iż wszystko wraca do normy. choćby przepraszała za swoje wybuchy.

A syn wciąż chorował. Jedna diagnoza goniła drugą, aż w końcu trafiliśmy do szpitala. Spędziliśmy tam prawie dwa tygodnie. Żona dzwoniła, pytała, jak się mamy, ale nie przyjechała ani razu. Moja teściowa powiedziała:

— To ona utrzymuje rodzinę, po co ma jechać do szpitala? Jeszcze się zarazi. Musi pracować.

Nie protestowałem. Faktycznie, to ona nas utrzymuje. A w szpitalu mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy.

Kiedy wróciliśmy do domu, mieszkanie było idealnie posprzątane. choćby zbyt idealnie. Pomyślałem: pewnie zamówiła sprzątanie. Było mi miło – witała nas, pomogła zanieść rzeczy, zamówiła jedzenie. Ucieszyłem się: musiała za nami tęsknić, troszczyła się.

Dopiero wieczorem, gdy poszedłem rozładować pralkę, zobaczyłem w niej mój szlafrok. Nie rozumiałem, jak się tam znalazł – przecież nie prałem. Pomyślałem – no cóż, mogłem zapomnieć.

Następnego dnia wyszliśmy z synem na spacer. Na ławce pod blokiem spotkałem Kasię – naszą sąsiadkę. Nie byliśmy blisko, ale często się widywaliśmy – nasze dzieci były w podobnym wieku. Zamieniliśmy kilka słów, już mieliśmy się rozstać, gdy nagle zatrzymała mnie i powiedziała:

— Przepraszam, to nie moja sprawa, ale… Trzy dni temu jechałam windą z twoją żoną. Była z jakąś kobietą. Wyszli razem na twoim piętrze. Nie chciałam mówić, ale nie mogę milczeć.

Najpierw nie uwierzyłem. Po prostu nie zrozumiałem, o czym mówi. A potem – przypomniałem sobie ten szlafrok. Przypomniałem sobie tę sterylną czystość w domu. I poczułem, jakby oblał mnie zimny pot.

Gdy żona wróciła, nie zwlekałem z rozmową:

— Przyprowadziłaś do naszego domu inną kobietę? Podczas gdy ja byłem w szpitalu z naszym synem?

Spuściła wzrok. Wszystko stało się jasne. choćby nie próbowała zaprzeczać. Nie pamiętam, jak znalazłem się u mojej mamy. Telefon rozrywał się od połączeń – nie odbierałem. Byłem złamany.

Kiedy nie odebrałem od niej telefonu, zaczęła dzwonić do mojej matki. A ona… powiedziała, iż nie chce się wtrącać. Że sami powinniśmy to rozwiązać. Pozostałem sam ze swoim bólem.

Ale teściowa – ta się wtrąciła. Przyszła na plac zabaw, gdzie byłem z synem, i bez żadnych wstępów zaczęła:

— Myślałam, iż jesteś mądrzejszy. Z powodu jednego błędu niszczysz wszystko! Ona przecież cię nie zostawiła, dziecka nie zostawiła. No, potknęła się. A ty od razu uciekasz?

Stałem i nie wierzyłem własnym uszom. Zdradziła mnie. W naszym domu. A ja – jestem winny?

— Zaniedbałeś się po narodzinach dziecka, cały czas tylko z synem, zero świeżości. A w biurze tyle pięknych kobiet! Jest kobietą, nie wytrzymała. I co teraz? Udawaj, iż nic się nie stało. Ważne, iż masz dach nad głową, jedzenie, dziecko. Żyj i ciesz się.

Nic nie odpowiedziałem. Po prostu odszedłem. Nie miałem siły na kłótnie.

Ostatnią kroplą było to, iż choćby moja mama – moja własna matka – nie stanęła po mojej stronie.

— To trudne, ale pomyśl – powiedziała. – Syn będzie dorastał bez matki. A i tak nie będziesz szczęśliwszy. Wybaczyć – nie znaczy zapomnieć. Zastanów się jeszcze raz. Może warto spróbować od nowa.

Nie rozumiem, jak można to wybaczyć. Jak można udawać, iż nic się nie stało. Jak można żyć z kimś, kto przyprowadził obcą kobietę do naszego łóżka, gdy ja siedziałem w szpitalu z jej chorym dzieckiem.

Nie chcę być wygodny. Nie chcę być ślepy. Nie jestem z kamienia. Ja też mam serce.

Teraz mieszkam u mamy. Myślę. I nie wiem, co zrobić. Ale jedno wiem na pewno – nie wrócę do tego „czystego” domu, w którym mnie zdradzono.

Idź do oryginalnego materiału