Od dzieciństwa wychowywano mnie jak księżniczkę z porcelanowego pałacu. Tylko najlepsze szkoły, prywatni nauczyciele, zagraniczne wyjazdy. Mama powtarzała: „Zasługujesz na wszystko, co najwspanialsze, nie godź się na byle co”. Tata tylko wzdychał i kiwał głową — jedyna córka. Ale gdy przyszło do miłości, wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż marzyłam.
Mojej „drugiej połówki” długo nie mogłam znaleźć. Były romanse jak z kiepskiej telenoweli, obietnice bez pokrycia i mnóstwo rozczarowań. Aż pojawił się Przemek. Wydawało mi się, iż właśnie tak powinna wyglądać prawdziwa miłość. Był uroczym dżentelmenem – przynosił kwiaty bez okazji, recytował wiersze, a choćby trzymał moją dłoń jak relikwię. Przyjaciółki były zachwycone. Wszystkie oprócz Oli.
— Jesteś pewna, iż kocha ciebie, a nie konto twojego taty? — pytała z niedowierzaniem.
Śmiałam się. Wierzyłam Przemkowi jak sobie samej. Kochałam go do szaleństwa, do łez, do dreszczy. Wzięliśmy skromny ślub, bez przepychu, za to z uczuciem. Rodzice podarowali nam mieszkanie w nowoczesnym apartamentowcu na 25. piętrze — widok zapierał dech. A Przemek, dzięki tacie, gwałtownie został wicedyrektorem w rodzinnej firmie. Choć, trzeba przyznać, pracował rzetelnie. Tata choćby wspominał, iż z czasem odda mu biznes.
Byliśmy idealną parą. Przynajmniej tak się wydawało. Po kilku latach zaczęliśmy myśleć o dzieciach. Rodzice marzyli o wnukach. Uznaliśmy, iż to czas. Ale nie mogłam zajść w ciążę. Miesiące starań, łez, badań. Okazało się, iż problem leży po mojej stronie. Przeszłam leczenie, terapię hormonalną, próbowałam się nie poddawać. Potem zdecydowaliśmy się na in vitro. Kolejne nieudane próby totalnie mnie złamały. Stałam się zgorzkniała, zmęczona, zamknięta w sobie. Ale Przemek był przy mnie. A może mi się tylko wydawało?
Zbliżały się moje trzydzieste urodiny. Rodzice nalegali na huczne przyjęcie — z muzyką, gośćmi i domowym jedzeniem. Chcieli, żebym znów się uśmiechnęła. Udawałam radość, choć w środku byłam w kawałkach. W trakcie imprezy zadzwonił telefon. Wyszłam, żeby odebrać. W sali panował gwar, ale w słuchawce usłyszałam obcy, chłodny głos.
— Przepraszam, iż przeszkadzam — zaczęła kobieta. — Wiem, iż pani cierpi, ale jako kobieta mnie zrozumie. Ja i Przemek jesteśmy razem od dawna. I spodziewam się jego dziecka. Mówił, iż pani ma z tym problem. Proszę, niech pani go puści. On chce syna. A moje dziecko potrzebuje ojca.
Słuchałam, nie mogąc złapać tchu. W głowie mi dzwoniło, a pokój zaczął wirować. Chciałam krzyczeć, uciec, zniknąć. Zrozumiałam, gdzie był wszystkie te wieczory, gdy mówił, iż wybiera się do kolegi, do matki, na spotkanie biznesowe. Dlaczego stał się zimny i obojętny.
Otarłam łzy, wzięłam głęboki oddech i wróciłam do stołu. Uśmiechałam się, choć śmiech grzechotał mi w gardle, a oczy piekły. Gdy goście w końcu wyszli, zostałam z rodzicami. Wtedy powiedziałam:
— Mamo, tato… Przemek mnie zdradza. A ta kobieta nosi jego dziecko.
Zrobiło się cicho jak w grobie. Tata wstał, podszedł do męża i powiedział ochrypłym głosem:
— Dla mnie już nie masz syna. Wynoś się z mojego domu.
Mama zabrała mnie do siebie. Chciała zostać, ale poprosiłam, żeby zostawiła mnie samą. W nocy Przemek wrócił. Stał w przedpokoju jak zbity pies. Błagał o przebaczenie. Mówił, iż jej nie kocha, iż to przypadek, iż może rzuciła na niego urok. Milczałam. Pozwoliłam mu zostać na noc. Nie z litości — byłam po prostu zbyt wyczerpana, żeby walczyć.
Rano znowu błagał. Chciał, żebym pogodziła go z tatą, udawała, iż wszystko gra. Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Miłość odeszła. Razem z zaufaniem.
W końcu wyszedł. Jak mówił, ta kobieta niedługo rodzi. Nie wiedziałam, czy to prawda, czy kolejna manipulacja. Ale wiedziałam jedno — ja wciąż nie mam dziecka, którego tak pragnęłam. A on będzie je miał. Tylko nie ze mną.
Stoję przed wyborem: odejść czy walczyć? Ale o co walczyć, skoro zdradził? Życie bez niego przeraża. Ale żyć z nim… już nie mogę.