Mąż postawił ultimatum: jego mama wprowadza się do nas, albo czeka nas rozwód!

polregion.pl 8 godzin temu

Albo twoja mama wprowadza się do nas w tę sobotę, albo rozwodzę się. Wybieraj, Łucjo. Nie zamierzam dłużej patrzeć, jak bliska osoba cierpi w samotności.

Seweryn grzmiącym stukiem położył filiżankę na spodku. Herbata rozlała się po obrusie, tworząc brązawy plamę, ale mąż choćby nie zerknął na to. Jego wzrok utkwiony był w żonie, a w oczach błyszczała nowa, przerażająca determinacja, której Łucja nie dostrzegała przez piętnaście lat małżeństwa.

Łucja stanęła w kuchni z ręcznikiem w dłoniach. W pomieszczeniu zapanowała cisza przerywana jedynie szumem lodówki i tykaniem zegara przy drzwiach. Zdawało się jej, iż usłyszała niewłaściwe słowo. Przeprowadzka? Rozwód? Rano jeszcze rozmawiali o tapetach w przedpokoju, a teraz on stawiał takie warunki.

Sewerynie, poważnie? szepnęła, zawieszając ręcznik na uchwycie piekarnika. Twoja mama mieszka dwa przystanki od nas. Spotykamy się w każdy weekend. Jaki problem? O jaką samotność chodzi? Ma trzy przyjaciółki w bloku, chodzi na chór weteranów i na nordic walking.

Odpada jej samotność! podniósł głos Seweryn, wstając od stołu. Nie rozumiesz. Ciśnienie rośnie. A gdy w nocy atak? Kto poda szklankę wody? Pogotowie dopiero przyjedzie, a będzie już za późno. Nie mogę spać, wiedząc, iż jest sama w czterech ścianach.

Łucja zmęczona usiadła naprzeciw męża. Ten temat nie był nowy, ale dotąd były to jedynie sugestie, próby. Teraz brzmiało to jak ultimatum.

Porozmawiajmy racjonalnie. Mamy dwupokojowe mieszkanie. Jeden pokój to nasza sypialnia, drugi gabinet, w którym pracuję i w którym czasem nocuje nasz syn, gdy przyjeżdża z studiów. Gdzie mamy ulokować Halinę?

W gabinecie, oczywiście rzucił niechętnie, jakby to było oczywiste. Twój syn nie ma tam co robić, niech mieszka w akademiku albo wynajmuje mieszkanie, jeżeli chce wygody. A mój komputer możesz przenieść do sypialni albo kuchni. To przecież laptop, nie wielka maszyna.

Łucja poczuła, iż serce przyspieszyło z oburzenia. Gabinet był jej twierdzą. Pracowała jako księgowa zdalnie, potrzebowała ciszy, miejsca na dokumenty, drukarkę. A syn, Michał, choć studiuje w innym mieście, często przyjeżdżał i zawsze miał swoje miejsce.

Czyli proponujesz wygnanie syna, odebranie mi miejsca do pracy i włożenie twojej mamy, której charakter niełatwy, do dwunastometrowego pokoju? dopytała, starając się zachować spokojny ton.

Charakter to charakter! wybuchnął Seweryn. To kobieta starej daty. Wymagająca, ale porządek kocha. I w końcu to moja matka! Wychowała mnie, nie spała nocami. Muszę zapewnić jej godną starość. A ty jesteś egoistką, tylko twój komfort ma znaczenie.

Wyszedł z kuchni, potrząsając drzwiami. Łucja została przy zimnym obiedzie kotlecie z puree, którego Seweryn tak kochał, ale dziś nie został dotknięty. Apetyt jej opuścił.

Halina, teściowa, była kobietą w rozkwicie. W sześćdziesiąt osiem lat wyglądała młodziej niż niejedna czterdziestolatka. Głośny głos, komandorska postura byłego zastępcy dyrektora szkoły i niezmienna pewność własnej racji. Samotna w jej rozumieniu oznaczało nie ma kogo całymi dniami narzekać.

Łucja wstała i mechanicznie posprzątała stół. W głowie kłębiło się zdanie: Albo mama, albo rozwód. Czy naprawdę zamierzał poświęcić piętnaście lat życia z powodu kaprysu matki? Nie było tu żadnych poważnych chorób, poza nadciśnieniem, które połowa Polaków ma pod kontrolą leków.

Noc minęła w ciążącym milczeniu. Seweryn odwrócił się od ściany i przeciągnął kołdrę po uszy. Łucja przewracała się w łóżku, patrząc na sufit, na którego cienie tańczyły w świetle ulicznego latarni. Przypominała sobie, jak kupowali to mieszkanie. Pierwszą ratę dali jej rodzice, kredyt spłacali razem, ale większą część wpłacała ona, bo jej kariera rozwijała się lepiej. Seweryn pracował jako kierownik w salonie samochodowym praca stabilna, ale bez perspektyw. Teraz rozdzielał metr kwadratowy, jakby to była jego jedyna własność.

Poranek nie przyniósł ulgi. Seweryn, szykując się do pracy, zaciągnął sznurówki i krzyknął w korytarzu:

Oczekuję odpowiedzi do wieczora. Mama już pakuję rzeczy. jeżeli masz coś przeciw, ja pakuję swoje i wyprowadzam się do niej.

Drzwi zatrzasnęły się. Łucja zsunęła się na pufkę. Wszystko już było za jej plecami. Mama już pakuję to brzmiało jak porozumienie.

Cały dzień Łucja nie mogła skupić się na raportach. Liczby płynęły jej przed oczami. Zadzwoniła do przyjaciółki, Ireny.

Łucjo, zwariowałaś? wykrzyknęła Irena. Jaką teściową w dwupokojowym mieszkaniu? To koniec! Za tydzień wyprowadzisz się. Pamiętam, jak na twoje urodziny sprawdzała, czy nie ma kurzu w szafie.

Dostała ultimatum, Ir. Mówi, iż chce rozwodu.

Niech leci! odparła przyjaciółka. Kto dziś mieszka w mieszkaniu? To wspólna własność, więc można podzielić albo odkupić część. Ale żyć z Haliną to powolna śmierć. Ona cię pożre. Najpierw zabierze gabinet, potem kuchnię, a potem wślizgnie się do sypialni z radami.

Łucja przyznała, iż Irena ma rację. ale strach przed zniszczeniem rodziny był silny. Piętnaście lat to nie żart. Czy Seweryn naprawdę odejdzie?

Wieczorem Seweryn wrócił z pracy z bukietem chryzantem znak złego omen. Zawsze dawał kwiaty, gdy chciał zapieczętować zwycięstwo.

Łucjo, co wymyśliłaś? wszedł do kuchni, gdzie Łucja kroiła sałatę. Głos miał miękki, podstępny. Rozumiem, iż to trudne, ale uwierz, tak będzie lepiej wszystkim. Mama będzie pod opieką, my spokój będziemy mieli. Obiecała pomagać w domu, gotować. Ty już zmęczona przy komputerze, odciążysz się od obowiązków.

Sewerynie odłożyła nóż. Czy zapytałeś swoją mamę, co zrobi ze swoją trzypokojową kawalerką, jeżeli przeprowadzi się do nas na stałe?

Seweryn na chwilę się zamyślił.

No po co zostawiać pustą kawalerkę? Wynajmiemy ją. Pieniądze się przydadzą. Na leki, na sanatorium.

A to biznesplan pomyślała Łucja. Dobra.

Dobrze rzekła nieco zaskoczona sama sobą.

Oczy Seweryna rozbłysły.

Zgadzasz się? Mądra jesteś! Wiedziałem, iż jesteś złotą!

Zgadzam się spróbować odparła stanowczo. Ale pod warunkiem. Okres próbny dwa tygodnie. jeżeli w tym czasie moje życie zamieni się w piekło, wracamy do punktu wyjścia. I jeszcze: mój gabinet zostaje mój. Mama śpi na rozkładanej kanapie w salonie. Tyle na raz.

Seweryn przybrał wyraz zdziwienia.

W jakim salonie? To przejściowa komnata! Mamy zapewnić matce spokój!

Nie mamy salonu, Sewerynie, mamy gabinet, który służy też jako pokój gościnny. Tam stoi kanapa. Innych opcji nie ma. Michał przyjedzie na sesję za miesiąc, i mu też trzeba gdzieś spać.

Dobra, dobra machnął ręką. Załatwimy na miejscu. Najważniejsze, iż nie masz nic przeciw przeprowadzce. Już jutro rano jadę po mamę.

W sobotę życie Łucji podzieliło się na przed i po.

Halina przyjechała nie z dwoma walizkami, a z Gazelem pełną rzeczy: kartony, skrzynie, donice z fikusem, ulubione koło bujane, które zająło połowę gabinetu, blokując dostęp do szafy.

No i jesteśmy! ogłosiła teściowa, wkładając do przedpokoju ikonę w ciężkim korpusie. Łucjo, czemu tak stoi? Weź torby, są słoiki z ogórkami, nie rozbij, to mój domowy przepis, nie sklepowy tandet.

Łucja przełknęła sklepowy tandet i ruszyła rozpakowywać torby.

Pierwszy konflikt wybuchł po dwóch godzinach. Łucja pracowała w gabinecie, gdy drzwi otworzyły się bez pukania.

Łucjo, gdzie jest duży garnek? stała na progu Halina, patrząc krytycznie. A co to za kurz na monitorze? Oddychasz brudem?

Halino, pracuję odparła spokojnie, nie odwracając się. Garnek w dolnym prawym szuflu. Proszę, pukaj, gdy wchodzisz.

No i co, «pukaj»? mruknęła teściowa, nie zamykając drzwi. Sewerynek głodny, a ona wpatruje się w ekran. Żona ma podawać mu gorący obiad, nie siedzieć przy komputerze.

Łucja westchnęła, nacisnęła zapisz i wyszła do kuchni. Tam panowała chaos. Halina już przestawiła słoiki, schowała ekspres do kawy (zajmuje tylko miejsce, to rozrzut) i smażyła coś na patelni.

Halino, po co wyjęłaś ekspres? Pijemy kawę codziennie rano.

To szkodliwe! Szkodzi sercu. Przyniosłam cykorię, zdrową i smaczną. Będziesz pić cykorię. A maszynę włożyłam do kartonu na balkon.

Wieczorem Seweryn siedział przy stole, zadowolony, pożerając mamią kotlet w oleju. Łucja nabijała widelcem sałatę.

Smaczne, mamo! chwalił. Łucja nie potrafi, ona wszystko w parze i w piekarniku, zdrowe jedzonko, nudne.

Nie ma co, odparła Halina. Trzeba się starać dla męża. A wy, młodzi, macie tylko karierę w głowie. A przy okazji, w łazience zobaczyłam wasze ręczniki, są sztywne. Moje są bawełniane, miękkie. Te wasze wymienimy.

Łucja prawie się zadławiła.

To egipska bawełna, Halino. To nowe ręczniki. Jakie bawełniane?

Nie dyskutuj z matką przerwał nagle Sewearny. Mama ma rację, jest doświadczona.

Doświadczona gospodyni stało się mottem kolejnego tygodnia.

Halina bywała wszędzie. Włączała telewizor na pełną moc, kiedy Łucja próbowała skupić się na kwartalnym raporcie. Wchodziła do łazienki, gdy Łucja brała prysznic, pod pretekstem potrzebuję ręcznika. Krytykowała ubrania, fryzurę, sposób mówienia.

Seweryn zamienił się w dziesięcioletniego chłopca. Nie mył naczyń (mama to zrobi), nie wynosił śmieci, a wieczorem narzekał mamie na szefa, a ona głaskała go po głowie i podawała pierogi. Łucję w tym tandemie ledwo dostrzegano, a kiedy już jako irytację.

W środę Łucja wróciła z zakupów i odkryła, iż jej biurko przeniesiono przy oknie, a na jego miejscu stało krzesło bujak i telewizor.

Więcej światła! triumfalnie oznajmiła Halina. Lepiej mi tu oglądać, bo przy oknie odbijało się.

Halino Łucja drżała z gniewu. To mój gabinet. Moje miejsce pracy. Kto wam pozwolił przestawiać meble?

Seweryn pozwolił! ogłosiła teściowa z dumą. On jest panem w domu. Powiedział: Mamo, rób, co ci wygodne.

Łucja wbiegła do sypialni, gdzie Seweryn leżał z telefonem.

Co robisz? pisnęła. Dlaczego pozwoliłeś jej przestawić mój stół? Nie mogę pracować, gdy słońce pada prosto w monitor!

Łucjo, nie zaczynaj zmrużył oczy. Mama cały dzień w domu, potrzebuje przytulności. Może zamkniesz zasłony? Bądź elastyczna. Jesteś mądra, prawda?

Mądra właśnie spakuje twoje rzeczy, Sewerynie.

Znów groźby? usiadł na łóżku. Nie odważysz się. Rozwód przez stół? Śmieszne.

Nie przez stół. Przez to, iż mnie nie słyszysz i nie szanujesz.

Punkt zwrotny nastąpił w piątek. Łucja wzięła urlop, by pojechać do urzędu skarbowego, ale wróciła wcześniej i weszła do domu po obiedzie. Cicho otworzyła drzwi kluczem.

Z kuchni dochodziły głosy. Halina rozmawiała głośno przez telefon, chyba na głośnomówiącym, bo Łucja słyszała rozmówczynię. To była ciotka Walentyna, siostra teściowej.

Och, Walentynko, cudownie! mówiła Halina, popijając herbatę. Żyję jak w kościele. Sewerynek kręci się wokół, zięć się czepi, a ja się przytulam. Mieszkam w trójpokojowym mieszkaniu, wynajmuję studentom trzydzieści pięć złotych miesięcznie, plus media! Jestem bogata niezdobna!

I co, pomogą ci pieniądze? spytała ciotka.

Halina roześmiała się, aOstatecznie Łucja zamknęła drzwi na klucz, odwróciła się i z dumą odniosła się do życia, które odnalazła sama, zostawiając za sobą wszystkie ultimatum.

Idź do oryginalnego materiału