**Dziennik osobisty**
Kiedy Krzysztof wrócił w piątek wieczorem do domu, w powietrzu unosił się zapach smażonych ziemniaków i czegoś kwaśnego. Skrzywił się – Agnieszka znowu gotowała kapustę, choć dobrze wiedziała, jak jej nie znosi. Zdjął kosztowną marynarkę, powiesił ją starannie na wieszaku i ruszył w stronę kuchni.
— Cześć – mruknął.
— Pewnie już jadłeś w pracy? – zapytała bez uśmiechu.
— Był bankiet po spotkaniu. Klient z branży naftowej, więc hucznie nas ugoszczono. Ale za to podpisałem umowę na dwa miliony złotych.
Agnieszka milczała. Stała przy kuchni w starym szlafroku, włosy związane w nieporządny kucyk. Na twarzy malowało się zmęczenie. Naprawdę było jej to obojętne – choćby sto milionów nie wróciłoby tego, co było między nimi dwa lata temu.
Krzysztof usiadł przy stole, otworzył butelkę wody mineralnej. W oczach żony przemknął cień wyrzutu.
— choćby już inaczej na mnie patrzysz – powiedziała.
— Jaki „inaczej”?
— Wyniośle. Jakbym była twoją służącą. To wszystko… nie jest już „nasze”. Zmieniłeś się, Krzysztof.
— Agnieszka, mówisz poważnie? Haruję dzień i noc! Wszystko, co mamy, to moja zasługa. Mieszkanie, nowy samochód, wakacje. A ty? choćby już nie pracujesz.
— Nie pracuję, bo ty tego chciałeś! – głos jej zadrżał. – Sam mówiłeś: „Zostań w domu, odpocznij, teraz ja zarabiam”. A teraz patrzysz na mnie jak na darmozjada.
Krzysztof odsunął talerz.
— Po prostu jesteś zazdrosna. Ja idę do przodu, a ty stoisz w miejscu. To nie moja wina.
— Stoję, bo ty mi nie pozwalasz iść dalej.
Wstał, z irytacją odsuwając krzesło:
— jeżeli ci się nie podoba, możesz żyć, jak chcesz. Tylko potem nie narzekaj.
Ich małżeństwo zaczęło się pięknie. Krzysztof był wtedy menadżerem w agencji reklamowej, Agnieszka – nauczycielką angielskiego. Wynajmowali mieszkanie, odkładali grosz do grosza, wspólnie wybierali sobie niedrogie prezenty. Ich szczęście tkwiło w drobiazgach – wieczornych spacerach nad Wisłą, piknikach w lesie, domowych seansach filmowych.
Wszystko zmieniło się, gdy Krzysztofa zaproszono do nowej firmy, oferując stanowisko dyrektora rozwoju. Pensja – trzy razy wyższa. Zaczął błyskawicznie awansować: służbowe podróże, premie, nowe kontakty. Kupili dwupokojowe mieszkanie w nowej inwestycji, Agnieszka zrezygnowała z pracy – na jego naleganie: „Po co ci ta szkoła? Ja zarobię”.
Pierwsze miesiące przypominały bajkę. Ale z czasem Agnieszka poczuła, iż w ich domu pojawił się trzeci lokator – chłód. Przychodził z Krzysztofem w wieczorowych garniturach, w zapachu drogich cygar, w rozmowach o rynkach, trendach i wskaźnikach. Krzysztof się zmieniał, a Agnieszka pozostawała taka sama. I to go irytowało.
— Ciągle myślę – powiedziała Agnieszka przyjaciółce, Magdzie, przy kawie – może powinnam wrócić do szkoły?
— Wróć. Przecież to kochałaś. Albo znajdź kursy online. Jesteś mądra, Agnieszko. To tylko kryzys w związku.
— Chodzi nie tylko o pracę. Krzysztof jest… jakby obcy. Nie jest zły. Ale traktuje mnie jak element wystroju. Siedzę w domu, gotuję, sprzątam. Wszystko gra. Tylko nikt nie pyta, jak mi się żyje.
Magda westchnęła:
— Słuchaj, to typowa historia. Zarobił, poczuł władzę. Pieniądze obnażają wnętrze. I nie u każdego jest tam ładnie.
Pewnego dnia Krzysztof wrócił w środku tygodnia w świetnym humorze, z torbą z ekskluzywnego butiku.
— Patrz, kupiłem ci sukienkę.
Agnieszka rozłożyła materiał – czarny, obcisły, z wysokim rozcięciem. Drogi. Modny. Tylko nie w jej stylu.
— To nie dla mnie. Nigdy czegoś takiego nie nosiłam.
— Po prostu masz kompleksy. Wyjdziemy gdzieś. A w piątek mam firmową imprezę. Jedź ze mną. Pokażę wszystkim, jaką mam żonę.
— Jak eksponat? – cicho zapytała.
Nie usłyszał. Albo udał, iż nie słyszy.
Impreza odbywała się w willi pod miastem. Wszyscy w markowych strojach. Agnieszka czuła się obco. Przy stole słuchała rozmów o inwestycjach, kursach walut, luksusowych autach i zagłuszała nudę musującym winem.
Gdy wróciła z tarasu, Krzysztof siedział obok dziewczyny w czerwieni. Młoda, pewna siebie, gładkie włosy, śnieżnobiały uśmiech. Agnieszka zauważyła, jak dotknęła jego dłoni. Krzysztof nie odsunął się.
W samochodzie Agnieszka milczała. Dopiero przed domem zapytała:
— Kim ona jest?
— To PR-owiec. Mamy wspólny projekt.
— I pozwalasz, żeby cię obmacywała?
— Nie dramatyzuj. Po prostu lubi flirtować. I co ty w ogóle robisz z siebie ofiarę? Nie jesteśmy dziećmi.
— A może zapomniałeś, iż masz żonę? – Agnieszka spojrzała na niego. – Czy wygodniej ci, żebym była tylko… ozdobą w ramce?
— Znowu nastawiasz tę samą płytę. Czego ty adekwatnie chcesz, Agnieszko?
Milczała. Bo sama nie wiedziała. Szacunku? Zainteresowania? Miłości, w końcu. Ale jak to wytłumaczyć komuś, kto mierzy wszystko liczbami?
W niedzielę wyjechała do matki.
— No i co się stało? – zapytała matka.
— On już na mnie nie patrzy tak jak kiedyś. Jakbym przestała istnieć.
— Powiedz mu to. Nie milcz. Walcz.
— A warto? On kocha tylko swoją karierę.
— jeżeli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz.
Wróciła. Próbowała rozmawiać.
— Krzysztof, mam dość życia w twoim cieniu. Chcę pracować. Być kimś, a nie żoną-dodatkiem.
— Pracuj. Kto ci broni? Tylko nie licz, iż będę cię woził na rozmowy. Mam swoje sprawy.
— Mógłbyś chociaż wesprzeć.
— A ty mogłabyś nie robić z każdej naszej rozmowy dramatu.
Po miesiącu Agnieszka znalazła pracę zdalną – uczyła angielskiego online. Zarabiała niewiele, ale ważniejsze było uczucie, iż odzyskuje siebie.
Lecz Krzysztof oddalałAgnieszka odeszła, a Krzysztof, stojąc w pustym mieszkaniu, zrozumiał, iż w pogoni za sukcesem zgubił to, co było prawdziwe.