Były mąż jest bardzo zdziwiony faktem, iż nie skaczę z euforii na myśl, iż zdecydował się do mnie wrócić. Udaje bohatera, który nie rozumie mojego zachowania i czuje się dotknięty w swoich najlepszych uczuciach.
A ja nie mogę się nadziwić jego bezczelności i pewności siebie. Zniknął na dwa lata, choćby nie raczył mnie poinformować o tym, iż postanowił odejść, a teraz jest oburzony, iż nie chcę go z powrotem przyjąć. Uważam to za szczyt bezczelności.
Do momentu, gdy zniknął z mojego życia, nie miałam pojęcia, iż ma jakieś problemy z głową. Przez cztery lata naszego związku zachowywał się normalnie.
Nie zauważyłam żadnych dziwnych zachowań, chociaż mieszkaliśmy razem i przeżywaliśmy różne trudności. Reagował normalnie, nic nie wzbudzało moich podejrzeń.
Dlaczego teraz mówię, iż nie przejawiał wcześniej problemów psychicznych? Bo trudno mi w inny sposób wytłumaczyć jego późniejsze zachowanie.
Byliśmy małżeństwem od dwóch lat, a przez trzy miesiące przed jego odejściem nie mieliśmy choćby drobnych konfliktów. Miłość, troska, przytulne wieczory, plany na lato – wszystko było w porządku. Nic nie wskazywało na to, iż zamierza odejść. To tylko potęgowało moje zaskoczenie.
Tego feralnego dnia zjedliśmy razem śniadanie, poszliśmy na przystanek, umówiliśmy się, iż wieczorem coś ugotujemy i rozeszliśmy się do pracy.
Dzień minął, wróciłam do domu i od progu poczułam, iż coś jest nie tak. W przedpokoju było za mało butów i ubrań. W mieszkaniu nikogo nie było.
Zwykle wracałam wcześniej niż mąż, więc nie zdziwiło mnie jego nieobecność. Ale potem przeszłam przez mieszkanie, zajrzałam do szaf i zobaczyłam, iż jego rzeczy też zniknęły – całkowicie.
Zabrał wszystkie swoje ubrania, konsolę, ładowarkę, choćby swoje żele pod prysznic. Wyczyścił wszystko, co mogło przypominać o jego obecności.
Zabrał narzędzia, płyty z grami, komputer. choćby routera nie było. Jak się później okazało, umowa na internet była na niego, więc ją zamknął.
Nie mogłam tego zrozumieć. Dzwoniłam do niego – telefon wyłączony. Zadzwoniłam do jego matki, ale nie było z niej żadnego pożytku. Wiedziała coś, ale nic mi nie powiedziała, tylko burknęła, żebym sama to rozwiązała.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje. choćby podejrzewałam jakiś głupi żart, chociaż nigdy nie był do tego skłonny.
Przez miesiąc nie było od niego żadnego znaku życia. Potem dowiedziałam się, iż złożył pozew o rozwód i muszę przyjść podpisać dokumenty. Zrobiłam to. Już sama myślałam o rozwodzie. O kontynuowaniu życia z nim nie było mowy.
Najciekawsze było to, iż dwa miesiące po jego odejściu dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. Mój cykl się rozregulował od razu, ale myślałam, iż to przez stres – w końcu nie codziennie mąż ucieka.
Zrozumiałam, iż jego decyzja nie była spontaniczna, bo wszystko było zbyt dobrze przemyślane – odłączenie internetu, zabranie rzeczy. To nie dzieje się w jeden dzień.
Pojechałam choćby do jego matki, ale nie zastałam tam syna, a ona unikała moich pytań. Wzruszała ramionami i mówiła, iż nic nie wie.
Nie powiedziałam jej o ciąży. W ogóle wyrzuciłam tę rodzinę ze swojego życia. Rozwiedliśmy się? Świetnie. Moja córka nosi moje panieńskie nazwisko i w rubryce ojciec jest puste miejsce.
Ciąża była dla mnie darem od Boga. Nie wiem, jak bym przez to wszystko przeszła, gdyby nie moje myśli o dziecku. Musiałam się wziąć w garść i nie pozwolić sobie na załamanie.
Teraz moja córeczka ma już dwa lata. Staram się łączyć pracę z macierzyństwem, co jest trudne, bo mama nie zawsze może mi pomóc, ale radzimy sobie.
Najmniej spodziewałam się zobaczyć byłego męża u swoich drzwi. Przyszedł z bukietem róż, jakbyśmy wczoraj się rozstali. Stał i uśmiechał się, pytając, czemu nie zapraszam go do domu.
– Musiałem przemyśleć i poukładać sobie wszystko w głowie – powiedział, gdy spojrzałam na niego pytająco.
Kiwnęłam głową i zamknęłam drzwi przed jego nosem. Nie wiem, co sobie wyobrażał, przychodząc po dwóch latach, ale mnie to nie obchodzi. Niech wraca tam, gdzie żył bez nas. choćby nie wie o córce. I mam nadzieję, iż się nie dowie. Drugi raz nie wpuszczę go do swojego życia.