Matka została zwolniona warunkowo po odbyciu kary za syna; on sprzedał dom i choćby nie pozwolił jej wejść do środka.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Matka została zwolniona warunkowo po odbyciu kary za swojego syna; ten sprzedał dom, choćby nie pozwalając jej wejść do środka.

Wiera Nowak zatrzymała się przed znajomą furtką, opierając plecy o wiklinowy płot. Biegła jak szalona od przystanku i teraz brakowało jej sił. Gdy zobaczyła szaroniebieski dym unoszący się z komina, przycisnęła dłoń do piersi serce łomotało tak gwałtownie, iż zdawało się rozsadzać żebra. Mimo chłodu powietrza, czoło miała mokre od potu. Otrząsnęła się i zdecydowanym ruchem pchnęła bramę.

Wprawnym okiem dostrzegła, iż składzik został naprawiony. Syn dawno nie pisał, ale nie skłamał: dom ojca był utrzymany, tak jak obiecał. W jednym susie wbiegła na ganek, gotowa przytulić swojego ukochanego Jasia.

Lecz drzwi otworzył obcy mężczyzna, ponury, z kuchenną ścierką przerzuconą przez ramię.
Szuka pani kogoś? zapytał ochrypłym głosem, wpatrując się w nią.

Wiera zamarła.
A Jaś? Gdzie jest?

Mężczyzna nerwowo podrapał się po brodzie, patrząc na nią bez cienia uprzejmości. Odwrócił wzrok, świadomy jej wyglądu: wytarta kurtka puchowa, zniszczone buty, poplamiona torba strój biedoty. Ale nie wraca się na spacer, gdy wychodzi się z latem zabrali ją w kajdankach, a teraz była późna jesień: miała tylko więzienne ubrania.

Jaś to mój syn. Gdzie on jest? Czy wszystko w porządku?

Obcy wzruszył ramionami.
Pewnie tak. Pani powinna wiedzieć. Już miał zamknąć drzwi, ale się zawahał. Jan Kowalski?

Skinęła głową szybko. Mężczyzna spojrzał na nią ze zrozumieniem.
Sprzedał mi ten dom cztery lata temu. Niech pani wejdzie, jeżeli chce

Nie, nie! Wiera zamachała rękami, niemal spadając ze schodków. Wie pan, gdzie go znaleźć?

Pokręcił głową. Kobieta wróciła do furtki. Mogła pójść do przyjaciółki Grażyny, ale ta miała długi język: zasypałaby ją wulgaryzmami. A serce matki podpowiadało, iż coś złego stało się z Jasiem.

Idąc powoli w stronę przystanku, pogrążyła się w mrocznych myślach. Co się stało? Jaś był taki pewny siebie Cztery lata temu zaufał przyjacielowi i wplątał się w oszustwo. Gdyby nie Wiera, która wzięła winę na siebie, on dostałby dużo dłuższy wyrok. Starszą kobietę skazano na zaledwie pięć lat. Trzy dni temu wypuścili ją za dobre zachowanie, a choćby opłacili bilet.

Siedząc na betonowej ławce, wyszeptała:
Gdzie cię szukać, synku?

Łzy napłynęły do oczu. Serce ścisnęło się, gdy trzy lata temu listy od syna nagle ustały. Teraz najgorsze obawy zdawały się potwierdzać: sprzedał choćby dom. Otarła policzki chusteczką.

Nagle przed nią zatrzymał się czarny samochód. Ten sam ponury mężczyzna, nowy właściciel domu, podał jej kartkę:
Znalazłem ten adres w dokumentach. jeżeli pani chce, mogę podwieźć do miasta.

Wzięła kartkę jak koło ratunkowe.
Dziękuję, chłopcze, nie martw się; dam sobie radę. Otrząsnęła się i ruszyła w stronę nadjeżdżającego autobusu.

Pół godziny kołysania, niepokoju i zagubienia w mieście: wreszcie stała przed bramą, na trzecim piętrze zrujnowanej kamienicy. Kilkakrotnie nacisnęła domofon i wstrzymała oddech. Otworzą, by może oznajmić jej straszną wieść. Łzy płynęły bez końca.

Gdy drzwi się rozwarły, jej euforia nie miała granic: zmęczony, lekko pijany, ale żywy jej Jaś! Wybuchnęła płaczem i chciała go objąć, ale on wcale nie wydawał się szczęśliwy. Cofnął się, zostawiając drzwi uchylone:
Jak mnie znalazłaś?

Zaskoczona jego chłodem, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Jan odwrócił ją i popchnął w stronę schodów:
Przepraszam, mamo, ale nie możesz wejść. Mieszkam z kobietą, która nienawidzi byłych więźniów. Radź sobie, nie mam grosza.

Wiera próbowała mówić o pieniądzach ze sprzedaży domu, ale drzwi zatrzasnęły się jak strzał w serce. Już nie płakała. Ze spuszczoną głową zeszła na dół. Grażyna miała rację: wychowała łajdaka. Musiała to przyznać i wysłuchać jej wymówek, teraz bez dachu nad głową.

Gdy wróciła do wsi, los ją dopadł: Grażyna zmarła pół roku temu; jej dom zajmowali teraz prawie obcy wnukowie. Pod drobnym deszczem Wiera schroniła się na przystanku, rozmyślając o przyszłości.

Światła samochodu zaskoczyły ją: ten sam mężczyzna, nowy pan domu, zawołał:
Wsiadaj, jesteś przemoczona!

Odmówiła, łkając: nie miała gdzie iść, a ten obcy był tak troskliwy. W końcu prawie siłą wsadził ją do auta.

Rozmawiali. Wiera opowiedziała gorzką historię, jedynie wizytę u syna przemilczała ze wstydu. Kierowca, Andrzej, zaproponował, by została u niego, chociaż na trochę. Tak Wiera Nowak wróciła do dawnego domu, teraz należącego do Andrzeja. I została.

Andrzej pracował od świtu do zmierzchu: miał tartak, który się rozwijał; ona zajmowała się domem: gotowanie, pranie, sprzątanie. Łatwo było z nowoczesnymi urządzeniami. Andrzej, jeszcze młody i po rozwodzie, nie myślał o nowej rodzinie.

Jej obecność była dokładnie tym, czego potrzebował: pod jej matczynym skrzydłem Andrzej, sierota wychowany w domu dziecka, w końcu poznał ciepło rodzinnego ogniska. Gdy tylko wspominała o odejściu, odpowiadał:
Gdzie pójdziesz? Tutaj jest twój dom!

Powoli i jej serce się ogrzało. Krwi się nie zmieni, oczywiście, ale Andrzej okazał się człowiekiem rzadkiej dobroci, niemal jak prawdziwy syn. Gdy zbliżała się zima, postanowiła nosić mu obiady do tartaku był niedaleko, a czasem był zbyt zajęty, by wrócić.

Tego dnia przyniosła termos z gorącym barszczem i pulpety. Wypchnęła obcego z biura, rozłożyła czysty obrus. Andrzej się roześmiał:
Nowakowa, ty jesteś generałem: żadnych dyskusji! A jeżeli się obrazi?

Zmarszczyła brwi:
Chces

Idź do oryginalnego materiału