W małym miasteczku pod Lublinem, gdzie starodawne podwórza toną w kwiatach, moje życie w wieku 60 lat zamieniło się w niekończącą się karpielę gotowania i sprzątania. Nazywam się Halina Nowak, jestem wdową i mieszkam sama w swoim niewielkim mieszkanku. Moja córka Kinga z trójką dzieci codziennie przychodzi do mnie na obiad, i jeżeli na początku cieszałam się ich wizytami, teraz czuję się jak ich darmowa stołówka. Jestem zmęczona, a ich apetyty i bałagan doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak wyznaczyć granice, nie oburzając córki i wnuków?
Córka, która była moją euforią
Kinga ma 32 lata, to moja młodsza córka. Jest żoną Krzysztofa, mają trójkę dzieci: Zosia ma 10 lat, Jasiek – 7, a Hania – 4. Mieszkają w sąsiednim bloku w wynajętym mieszkaniu, a ich życie nie jest łatwe. Krzysztof pracuje jako kierowca, Kinga jest na urlopie macierzyńskim, a pieniędzy często im brakuje. Gdy Kinga zaczęła przyprowadzać dzieci na obiady, byłam szczęśliwa – ugotować rosół to nie problem, a wnuki to przecież szczęście. „Mamo, u ciebie tak pysznie, dzieci uwielbiają twój barszcz” – mówiła, a ja topniałam.
Mój dzień zaczynał się w kuchni: gotowałam zupę, piekłam pierogi, kupowałam produkty za emeryturę. Myślałam, iż to chwilowe, dopóki nie staną na nogi. Ale obiady stały się codziennością i teraz widzę, iż Kinga z dziećmi nie tylko je – oni żądają, zostawiają chaos, a choćby zabierają jedzenie na wynos. Moje mieszkanie stało się ich jadłodajnią, a ja – kucharką, której nikt nie dziękuje.
Dzieci, które niszczą mój spokój
Codziennie w południe Kinga z dziećmi puka do moich drzwi. Zosia woła o parówki, Jasiek o herbatniki, Hania ciągnie za rękę, żeby dostać cukierka. Nie jestem skąpa, ale moje zapasy znikają szybciej, niż nadążam je uzupełniać. Dzieci biegają po mieszkaniu, krzyczą, rozrzucają zabawki, brudzą stół. Kinga nie sprząta po nich, nie zmywa naczyń, choćby nie proponuje pomocy. „Mamo, ty tak lubisz gotować” – mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.
Ostatnio zauważyłam, iż Kinga zaczęła zabierać jedzenie do domu. „Mamo, można wziąć schabowego? Krzysiek tak lubi” – pyta, a ja kiwnęłam głową, choć serce mi się ściska. Moja emerytura idzie na ich zakupy, a sama siedzę na chlebie z herbatą. Wczoraj Zosia wylała kompot na mój dywan, Jasiek połamał uchwyt w szafie, a Kinga tylko się zaśmiała: „No co, dzieci to dzieci”. Nie wytrzymałam i powiedziałam: „Kinga, to mój dom, nie przedszkole”. Oburzona odparła: „Co, żałujesz wnukom?”
Ból i poczucie winy
Kocham Kingę i wnuki, ale ich codzienne wizyty wykańczają mnie. W wieku 60 lat chcę odpocząć, poczytać, odwiedzać znajomych, a nie stać przy garach. Moja przyjaciółka Grażyna mówi: „Halinka, oni cię wykorzystują, powiedz, żeby przychodzili rzadziej”. Ale jak to zrobić, skoro Kinga od razu się obraża? Boję się, iż przestanie przyprowadzać dzieci i je stracę. Krzysiek, jej mąż, choćby się nie wita, jakbym miała obowiązek ich karmić.
Próbowałam delikatnie zasugerować, iż to dla mnie trudne. „Możecie czasem gotować w domu?” – spytałam. „Mamo, nie mamy pieniędzy, a dzieci są głodne” – odparła. Jej słowa bolą jak wyrzut, a widzę, iż ona kupuje sobie nowe ciuchy, a ja oszczędzam na wszystkim. Czy naprawdę powinnam poświęcać się dla ich wygody? Wnuki to moja radość, ale ich bałagan i obojętność Kingi sprawiają, iż w własnym domu czuję się obco.
Co robić?
Nie wiem, jak wyjść z tej pułapki. Powiedzieć Kindze, żeby przychodziła rzadziej? Ale boję się, iż nazwie mnie sknerą. Dać im pieniądze zamiast gotować? Moja emerytura i tak topnieje. A może milczeć i gotować, aż padnę? Chcę widywać wnuki, ale nie codziennie, nie za cenę zdrowia. W moim wieku zasługuję na spokój, a jednak czuję się winna, gdy o tym myślę.
Sąsiedzi szepczą: „Halina, twoja Kinga zupełnie się rozpusciła”. Ich słowa ranią, ale wiem, iż mają rację. Chcę znaleźć złoty środek, by zachować rodzinę, ale też siebie. Jak powiedzieć córce, iż nie jestem ich kucharką, nie raniąc jej? Jak nauczyć ją szanować moje granice, nie tracąc miłości wnuków?
Mój krzyk o wolność
Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego życia. Kinga może nie widzi, jak jej wizyty mnie wykańczają. Wnuki są tylko dziećmi, ale ich chaos niszczy mój dom. Chcę, by moje mieszkanie znów było moją przystanią, bym mogła oddychać. Chcę, by wnuki przychodziły *w gości*, nie *na obiad*. W wieku 60 lat zasługuję na odpoczynek, nie na rolę darmowej kucharki.
Jestem Halina Nowak i znajdę sposób, by odzyskać spokój – choćby jeżeli będę musiała powiedzieć córce prawdę. Niech to będzie trudne, ale już nie chcę być ich stołówką.