Matka wybrała mężczyznę… a nie mnie

polregion.pl 6 dni temu

Matka wybrała mężczyznę… a nie mnie

Do dziś nie potrafię zrozumieć, kiedy wszystko się popsuło. Dlaczego kobieta, która przez całe moje życie była moją podporą, przyjaciółką, przewodniczką — nagle tak łatwo przekreśliła to wszystko i zdradziła. Wszystko przez mężczyznę. Mężczyznę, który nie wart jest choćby cienia jej dawnej twarzy.

Mama urodziła mnie późno, w wieku trzydziestu lat. Zawsze mówiła, iż jestem jej sensem, opoką, „dzieckiem dla siebie”. Ojca nigdy nie poznałam — w akcie urodzenia był blankiet, a ona nigdy nie wspomniała choćby słowem, kim był. Żyłyśmy skromnie, ale ciepło. Nie miałyśmy drogich rzeczy, ale miałyśmy miłość. Pracowała jako księgowa, wieczorami piekłyśmy ciasteczka, oglądałyśmy seriale, rozmawiałyśmy o wszystkim. Byłam pewna — nasza więź jest nierozerwalna. Nie spotykała się z nikim, nie chodziła na randki, żyła mną. Do piętnastego roku życia — to była prawdziwa sielanka.

Ale wtedy pojawił się on. Tadeusz. Kolega z sąsiedniego działu. Pewnego dnia wróciła do domu z błyszczącymi oczami — od razu wiedziałam, iż w jej życiu pojawił się ktoś. Po paru tygodniach zaczęły się randki, szepty przez telefon, nowe sukienki. Cieszyłam się dla niej — naprawdę. Tylko w środku czaił się jakiś niepokój. I nie bez powodu.

Pewnego dnia po prostu postawiła sprawę jasno: „Wyprowadzamy się do Tadeusza. Ma dwupokojowe, dla ciebie też będzie miejsce”. Próbowałam protestować — nie dlatego, iż byłam zazdrosna. Ale dlatego, iż czułam, iż coś jest nie tak. On nie rozmawiał ze mną, patrzył przeze mnie, jak przez mebel. Ale mama nie słuchała. „Nie rozumiesz, jestem szczęśliwa” — powtarzała bez końca. Musiałam ustąpić.

Na początku było cicho. Żyliśmy jak sąsiedzi. On — sam dla siebie, ja — w swoim pokoju, mama między nami jak bufor. Potem wzięli ślub. Tydzień przed moją maturą. I wszystko się rozpadło. On się zmienił — nie żeby wcześniej był czuły, ale teraz stał się prawdziwym tyranem. Upokarzał nas, rozkazywał, wykrzykiwał absurdalne pretensje.

— Dwie baby w domu, a obiadu nie ma? Ona w szkole, a ty gdzie? — warczał. — Wyszykowałaś się w szpilki, na facetów lecisz, co?

Wrzeszczał, zabraniał jej wychodzić z domu, urządzał sceny zazdrości, czytał wiadomości, rzucał telefonem. Mama płakała, a potem on przychodził z kwiatami. I tak w kółko. Sto razy prosiłam: „Wyjdzmy, jestem z tobą, nie bój się, nie jesteś sama”. A ona tylko ocierała łzy: „Nie rozumiesz, jesteś jeszcze dzieckiem. Kocham go”.

Kocha… Tak bardzo, iż w końcu zabronił jej płacić za moją naukę. Mama do tej pory wynajmowała nasze mieszkanie, odkładała pieniądze, marzyłam o studiach prawniczych. Uczyłam się dniami i nocami. A kiedy nie dostałam się na stypendium — liczyłam na jej pomoc.

Ale Tadeusz powiedział:
— Kobieta powinna stać przy garach. To ja jeszcze mam płacić za jej studia? Znajdziesz bogatego — wtedy się ucz.

Eksplodowałam. Powiedziałam mu wszystko, co myślę. Spakowałam się i wyszłam. Mama… choćby mnie nie zatrzymała. Nazwała mnie niewdzięczną i kazała przeprosić Tadeusza.

Nie przeprosiłam. Od tamtej pory nie rozmawiamy. Ani dnia, ani minuty. Poszła za nim, całkowicie zanurzyła się w jego chamstwie. Teraz mówi jego słowami, porusza się jego gestami, choćby żartuje tak jak on — ordynarnie, ohydnie. Kiedy dzwoni, jeżeli w ogóle dzwoni — w głosie słychać zimno. Obcość. Jakbym nie była córką, ale dawną znajomą.

Już nie walczę. Zrozumiałam, iż matka — już nie ta sama. Ta, która kochała, piekła mi bułeczki, okrywała kocem — zniknęła. Umarła tamtego dnia, gdy wybrała mężczyznę, a nie dziecko. Jej utrata — to moja blizna. Ale mój wybór — to nie pozwolić, by ten ból spalił wszystko, co we mnie jeszcze żywe.

Niech żyje swoim życiem. Tylko miejmy nadzieję, iż kiedy zostanie sama — przypomni sobie, kogo zdradziła dla obcego.

Idź do oryginalnego materiału