Matka wybrała jego, nie mnie

newsempire24.com 14 godzin temu

Dzisiaj znów myślałam o tym, kiedy wszystko się popsuło. Jak to możliwe, iż kobieta, która przez całe życie była moją podporą, przyjaciółką, przewodniczką — nagle przekreśliła wszystko. Tylko dla faceta. Faceta, który nie wart jest choćby cienia tej, którą była.

Mama urodziła mnie późno, mając 30 lat. Zawsze powtarzała, iż jestem jej sensem, opoką, „dzieckiem dla siebie”. Ojca nigdy nie poznałam — w akcie urodzenia tylko kreska i ani słowa przez te wszystkie lata o tym, kim był. Żyłyśmy skromnie, ale ciepło. Nie miałyśmy drogich rzeczy, ale miałyśmy miłość. Pracowała jako księgowa, wieczorami piekłyśmy ciasteczka, oglądałyśmy seriale, rozmawiałyśmy o wszystkim. Byłam pewna: nasza więź jest nierozerwalna. Nie chodziła na randki, nie spotykała się z nikim, żyła mną. Do piętnastego roku życia – to była prawdziwa idylla.

A potem pojawił się on. Marek. Kolega z sąsiedniego działu. Pewnego dnia wróciła do domu z błyszczącymi oczami — od razu wiedziałam, iż w jej życiu jest ktoś nowy. Po paru tygodniach zaczęły się randki, szepty przez telefon, nowe sukienki. Cieszyłam się dla niej — szczerze. Tylko gdzieś w środku czułam niepokój. I nie bez powodu.

Pewnego dnia oznajmiła sucho: „Wyprowadzamy się do Marka. Ma dwupokojowe, dla ciebie będzie osobny pokój”. Próbowałam protestować — nie z zazdrości, ale bo czułam, iż coś jest nie tak. On ignorował moją obecność, patrzył przeze mnie jak przez powietrze. Ale mama mnie nie słuchała. „Nie rozumiesz, jestem szczęśliwa”, powtarzała. Musiałam się poddać.

Z początku było cicho. Żyliśmy jak współlokatorzy. On — zajęty sobą, ja — zamknięta w swoim pokoju, mama między nami jak bufor. Potem wzięli ślub. Tydzień przed moją maturą. I wszystko się zawaliło. On się zmienił — nie żeby był wcześniej czuły, ale teraz stał się tyranem. Obrażał nas, rozkazywał, wykrzykiwał absurdalne pretensje.

— Dwie baby w domu, a obiadu nie ma? Ona w szkole, a ty co? — warknął pewnego dnia. — Ubrałaś szpilki, lecisz do chłopaków, co?

Wrzeszczał, zabraniał jej wychodzić, robił sceny zazdrości, czytał wiadomości, rzucał telefonem. Mama płakała, a on potem przychodził z kwiatami. I tak w kółko. Sto razy prosiłam: „Wyjdźmy stąd, jestem z tobą, nie bój się”. A ona tylko ocierała łzy: „Nie rozumiesz, jesteś jeszcze dzieckiem. Ja go kocham”.

Kocha… Tak bardzo, iż w końcu zabronił jej płacić za moje studia. Mama wynajmowała nasze mieszkanie, odkładała pieniądze, marzyłam o prawie. Uczyłam się dniami i nocami. A gdy nie dostałam się na budżet — liczyłam na jej pomoc.

Ale Marek rzucił:
— Kobieta ma stać przy garach. Ja jeszcze będę płacił za jej studia? Jak znajdziesz bogatego faceta — to sobie studiuj.

Wybuchłam. Powiedziałam mu, co myślę. Spakowałam rzeczy i wyszłam. Mama… choćby nie zatrzymała mnie. Nazwała mnie niewdzięczną i kazała przeprosić Marka.

Nie przeprosiłam. Od tamtej pory nie rozmawiamy. Ani przez chwilę. Poszła za nim, całkiem zniknęła w jego chamstwie. Teraz mówi jego słowami, gestykuluje jak on, choćby żartuje tak, jak on — brzydko, wulgarnie. Jak dzwoni — a dzwoni rzadko — w jej głosie jest tylko chłód. Obcość. Jakbym nie była córką, a dawną znajomą.

Już nie walczę. Zrozumiałam, iż moja mama — to już nie ta sama kobieta. Ta, która piekła dla mnie drożdżówki, okrywała kocem — odeszła. Umarła tamtego dnia, gdy wybrała faceta, a nie własne dziecko. Jej strata — to mój blizna. Ale mój wybór — to nie dać temu bólowi spalić tego, co we mnie jeszcze żywe.

Niech żyje swoim życiem. Tylko kiedy zostanie sama — niech pamięta, kogo zdradziła dla obcego.

Idź do oryginalnego materiału