Matka, której nic nie jestem winny

newsempire24.com 2 tygodni temu

W dalekich już czasach, gdy jeszcze śnieg bielił dachy kamienic, przygotowywali się do ślubu Weronika i Wojciech. W przeddzień uroczystości matka panny młodej, Zofia Janowska, przybyła w odwiedziny, by poznać przyszłą swatkę. Spotkanie odbyło się w domu matki Wojciecha – Bogumiły Kazimierskiej. Omówili szczegóły wesela, zasiedli przy stole. Następnego ranka Zofia Janowska zebrała się do drogi. Weronika wyszła ją odprowadzić.

— Cóż, jak ci się podoba Wojtek? — zapytała matkę.

— Dobry chłopak — uśmiechnęła się tamta, ale westchnęła ciężko.

— Mamo, co się stało? — zdziwiła się Weronika.

— Córeczko, trzymaj się z daleka od jego matki. Wiele o niej jeszcze nie wiesz.

Te słowa niedługo nabrały znaczenia.

Gdy Weronika dowiedziała się, iż teściowa zamierza zamieszkać z nimi, stanowczo oświadczyła mężowi:

— Będziesz musiał wybrać: albo ja, albo twoja matka.

— Nie zamierzam nikogo wybierać — spokojnie odparł Wojciech. — Żyjemy tak, jak dotąd, a mama niech sama rozwiązuje swoje sprawy.

— Czyli nie pozwolisz, by się do nas wprowadziła?

— Już jej to powiedziałem.

— A ona?

— Uraziła się. Nazwała mnie niewdzięcznikiem i obiecała, iż jeszcze pożałuję.

— Przewidywalne…

Bogumiła Kazimierska wcześnie przeszła na emeryturę — wiele lat przepracowała jako stewardesa.

— Dość. Odpracowałam — postanowiła, otrzymawszy znaczną emeryturę, wyraźnie wyższą niż u większości.

Lecz gwałtownie zrozumiała — na jej styl życia tych pieniędzy nie starcza. Rozwiązanie nasunęło się samo: przerzucić wydatki na syna.

— Wychowałam cię, dałam ci wykształcenie. Teraz twoja kolej — wypełniać synowski obowiązek — powiedziała, gdy Wojciech miał zaledwie dwadzieścia trzy lata. — Od przyszłego miesiąca płacisz za mieszkanie i jedzenie.

— Dobrze — odparł. — Ale skoro utrzymuję rodzinę, to więcej nie wtrącasz się w moje życie.

Zgodziła się — i, trzeba przyznać, nie przeszkadzała. Życie syna kilka ją obchodziło. Wojtka głównie wychowywali jej rodzice, gdy ona układała sobie życie — bezskutecznie.

Minęły lata. Syn dorósł, przeprowadził się do niej w liceum. Przez pięć lat regularnie płacił za mieszkanie, utrzymywał matkę. Ta zaś żyła pełnią życia, wydając emeryturę wyłącznie na siebie.

Gdy Bogumila skończyła pięćdziesiąt lat, Wojciech przyprowadził do domu żonę.

— Jaka pani zadbana! — zmieszała się Weronika podczas pierwszego spotkania z teściową. — Wcale nie wygląda na emerytkę.

Dowiedziawszy się, iż młodzi zamieszkają z nią, Bogumiła tylko się ucieszyła: „No to dobrze” — rzekła, myśląc: „Przynajmniej nie będę musiała gotować”.

Weronika odebrała to jako szczerość, ale Wojciech wyjaśnił:

— Mamie po prostu zabrakło odwagi, by nas wyrzucić. Od pięciu lat sam za wszystko płacę.

Wizyta Zofii Janowskiej rychło rozwiała i tak już kruche złudzenia:

— Córeczko, bądź ostrożna. Ta kobieta żyje tylko dla siebie. Was porzuci, gdy przestanie być wygodnie. Najważniejsze — trzymaj się męża. Spodobał mi się. Ale z jego matką nie mieliście szczęścia.

Minęło pół roku. Bogumiła Kazimierska zakochała się. Mężczyzna imieniem Krzysztof zaczął pojawiać się coraz częściej. A potem…

— Macie dwa tygodnie, by się wynieść. Sprzedaję mieszkanie. Wyprowadzam się do Gdańska.

— Mówisz poważnie? — zdumiał się Wojciech.

— A co? Mam prawo. Mieszkanie jest moje. Rodzice mi je podarowali.

— I nas wyrzucasz?

— Tak. Wszystko zgodnie z prawem.

Wojciech w milczeniu włożył kurtkę i wyszedł. Wieczorem on i Weronika już pakowali rzeczy. Zamieszkali u jego kolegi z pracy, który właśnie szukał lokatorów. Miesiąc później Bogumiła sprzedała mieszkanie i wyjechała z Krzysztofem do Gdańska.

Kilka dni później Wojciech próbował pożyczyć od niej pieniędzy:

— Nie, oczywiście. Wszystkie wydatki są już rozpisane — zimno odparła matka.

— No to powodzenia — rzekł.

— Nawzajem — uśmiechnęła się. choćby nie przytuliła go na pożegnanie.

Minął rok. Bogumiła zadzwoniła: rozwiodła się z Krzysztofem, zabrał jej pieniądze, zniknął. Została sama, bez dachu nad głową. Wróciła i od razu oznajmiła:

— Będę mieszkać z wami.

— Nie. Weź, co ci zostało, i weź kredyt.

— Kredyt? W moim wieku? Na emeryturę?

— Znajdź pracę. Trzeba sobie radzić, jak wszyscy.

— Więc mi nie pomożesz?

— Nic ci nie jestem winien, mamo.

Wybuchnęła:

— Jesteś niewdzięcznikiem! Wychowałam cię!

— A ja tylko idę w twoje ślady — spokojnie odparł syn.

Bogumiła żyła u przyjaciółek, dopóki starczało pieniędzy. Potem — odmowa za odmową. Znowu przyszła do syna.

— Mamo, nie jesteś chora ani stara. Znajdź pracę. Wynajmij choćby pokój. Szukaj.

— Nie żal ci mnie?

— Nie. Przypominasz mi tego pasikonika… co śpiewał, aż trawa rosła.

Później Bogumiła jednak się ustatkowała… nie na pracy, ale w nowym małżeństwie. Z pierwszym lepszym. ale przynajmniej — z mieszkaniem.

Ale to już zupełnie inna historia…

Idź do oryginalnego materiału