Matka demaskuje teściową i powstrzymuje jej zapędy

polregion.pl 1 dzień temu

Mama od razu przejrzała intencje teściowej i poskromiła jej ambicje.

Długi to ciężkie brzemię, ale sto razy gorsze, gdy wierzyciel wciąż wpycha ci w twarz swoje „szlachetne gesty”, żądając wiecznej wdzięczności. Ja, Kinga, i mój mąż, Jakub, zawsze staraliśmy się żyć skromnie, bez zaciągania pożyczek. Ale jego matka, Halina Stanisławówna, narzucała nam swoją pomoc, by potem bez końca przypominać, jak to nas „uratowała”. Przestawała tylko wtedy, gdy znowu „pożyczała” nam pieniądze. choćby gdy Jakub brał od niej pożyczkę i zwracał na czas, znajdowała pretekst, by się wychwalać: „Widzicie? Nie musieliście iść do banku z jego lichwiarskimi procentami, mama was wyciągnęła!” Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, a ta jej gra w „dobrodziejkę” zatruwała nam życie.

Gdy przyszło do kupna mieszkania, stanowczo odmówiłam pomocy teściowej. Szansa pojawiła się po śmierci mojej babci. Zostawiła mamie mieszkanie, mama je sprzedała i podzieliła pieniądze między mnie i moją siostrę. To była prawie połowa potrzebnej sumy. Ale Halina Stanisławówna od razu oświadczyła, iż dołoży brakującą część – pod warunkiem, iż mieszkanie będzie na jej nazwisko. „Dlaczego na panią?” – spytałam oszołomiona. „A na kogo? To ja daję pieniądze!” – warknęła. Nie wytrzymałam: „Moja mama też dała. Może będziecie współwłaścicielkami?” Teściowa poczerwieniała: „Żartujesz sobie?” – „Nie – odparłam – kupimy i wpiszemy na nas. Pieniędzy pani nie potrzebujemy. Kredyt hipoteczny nie jest tak straszny, byśmy mieli być wiecznie pani dłużnikami”.

Teraz już nie milczałam jak dawniej i nauczyłam się odpowiadać teściowej jej własnym językiem. To ją wściekało, i narzekała przed rodziną, iż „synowa się rozbestwiła”. Mimo to wcisnęła Jakubowi pieniądze, ignorując nasze protesty. Wrócił do domu zmieszany: „Przepraszam, wziąłem od mamy. Uparła się, iż to przez twoją «upartość» i gadanie o kredycie”. Westchnęłam: „No dobrze, będziemy się kłaniać i dziękować”. Ale nie przypuszczałam, co nas czeka.

Po wpłaceniu swojej części Halina Stanisławówna uznała się za panią mieszkania. Narzucała tapety, meble, ustawienie kanapy. „Wyrzućcie tę kabinę prysznicową, przywiozę wannę. Mi wygodniej, a i dzieci pewnie będziecie mieć, gdzie je wtedy kąpać?” – rozkazywała. Odpieraliśmy jej „rady”, ale to była walka z wiatrakami. Gdy remont dobiegł końca, zażądała kluczy „na wszelki wypadek”. Czułam, jak kipi we mnie złość, ale ustąpiłam, by uniknąć awantury. To był mój błąd.

Pierwszej niedzieli obudził mnie hałas w kuchni. W półśnie, w samej koszulce, weszłam tam i zamarłam: teściowa przekładała naczynia w szafkach. „Co pani robi?” – wykrztusiłam. Zamiast odpowiedzi wrzasnęła: „Bezwstydnica! Nie możesz narzucić szlafroka?” Cierpliwość mi pękła: „Po co? To mój dom! Mogę chodzić nago, jeżeli chcę! A pani co tu zapomniała?” – „Twój dom? – syknęła. – A kto dał na niego pieniądze?” Nie wytrzymałam: „Nie pani! Kuchnię opłaciła moja mama. Pani przeznaczyła pieniądze na łazienkę – niech pani tam rządzi!” Jakub, zbudzony krzykami, złapał się za głowę i uciekł do sypialni, zostawiając nas same.

Zrozumiałam, iż sama nie dam rady, i wezwPosłałam po pomoc swoją mamę, Iwonę Marię, która pojawiła się w drzwiach z nieodpartym uśmiechem i od razu wzięła sprawy w swoje ręce.

Idź do oryginalnego materiału