Marzyłem, by pewnego dnia przyjść i wyznać swoją miłość…

polregion.pl 1 tydzień temu

Marzyłem kiedyś, by podejść do ciebie i powiedzieć, iż cię kocham…

Hanna Kowalska odłożyła ostatni sprawdzony zeszyt na stertę przy krawędzi biurka. Teraz tylko wystawić oceny na koniec semestru. Za oknami pokoju nauczycielskiego dawno zapadła noc, a w świetle latarni powoli wirowały płatki śniegu.

Nagle za drzwiami zagrzmotnęło metalowe wiadro, a na podłogę z hukiem spadła mokra szmata. To pani Halina, woźna, którą wszyscy wołali po prostu „babcia Hala”, szorowała korytarz na piętrze. Widząc smugę światła spod drzwi pokoju nauczycielskiego, babcia Hala burknęła pod nosem:

– Siedzą tu do nocy, depczą podłogi, jakby nie mieli do domu iść…
Szczotka niezadowolona szurała po linoleum, jakby jej wtórowała.

„A mnie i tak nikt nie czeka. Trudno, babciu Halo, musisz jeszcze znieść mnie przez pół godziny” – westchnęła w duchu Hanna i otworzyła dziennik.

Czterdzieści minut później zmęczona go zamknęła, odstawiła na półkę z innymi i nadsłuchiwała. choćby nie zauważyła, kiedy na korytarzu zrobiło się cicho. Nałożyła płaszcz przed lustrem, wzięła torebkę, rzuciła okiem na pokój nauczycielski i zgasiła światło. Podłoga jeszcze nie wyschła i lśniła wilgotnie w przyćmionym świetle dyżurnej lampki na końcu korytarza.

Zeszła na parter. Za biurkiem ochroniarza też nikogo nie było. Weszła do jego maleńkiego pomieszczenia, powiesiła klucz w szafce z szybką.

– Wychodzę, pokój nauczycielski zamknięty, klucz w szafce! – krzyknęła, rozpraszając ciszę uśpionej szkoły.
Nikt nie odpowiedział, nikt nie wyszedł. Ale wiedziała, iż szkoła nigdy nie jest pusta. Na noc zawsze zostawał stróż albo ochroniarz.

– Do widzenia! – zawołała głośno i wyszła na zewnątrz.

Kilka kroków dalej odwróciła się i zobaczyła starszego ochroniarza, który zamykał drzwi od środka.

Ślizgawy lód na szkolnym podwórku, ubity setkami butów uczniów, już przykryła cienka warstwa śniegu. Hanna ostrożnie przeszła przez dziedziniec i wyszła za bramę żelaznego płotu.

Ulica dawno opustoszała, choćby samochody przejeżdżały rzadko. Hanna przyspieszyła kroku.

Od dziecka bawiła się w szkołę z lalkami i koleżankami, marząc o tym, by zostać nauczycielką. A jak inaczej, skoro mama też uczyła polskiego i literatury? Po liceum bez problemu dostała się na pedagogikę.

Chłopaków na ich roku było mało. A i tak zwracali uwagę tylko na najpiękniejsze dziewczyny, do których Hanna się nie zaliczała. Dlatego do końca studiów nie znalazła ani męża, ani choćby chłopaka.

Nie przejmowała się tym zbytnio – jeszcze miała czas. Wyglądała młodziej niż wskazywał wiek. Często brano ją za uczennicę. Ale jej mama martwiła się. Uważała, iż zawód nauczyciela odciska piętno na charakterze i im później, tym trudniej będzie córce znaleźć godnego partnera. Rodzice kupili Hannie mieszkanie, dając jej wolność.

Ale co z tą wolnością, jeżeli grono pedagogiczne też było głównie kobiece? Oprócz wuefisty, który gotów był kochać wszystkie kobiety, był jeszcze nauczyciel przysposobienia obronnego – emerytowany wojskowy, już z trzema wnukami – i dwóch starszych ochroniarzy.

– Tylko nie życz sobie mojego losu – późnego zamążpójścia i jedynego dziecka po czterdziestce – mówiła mama, wyrażając swoje obawy.

Ale czy zamartwianie się i rozmowy na ten temat pomogą znaleźć męża?

W wielu oknach migotały świąteczne lampki. Hanna nie planowała stawiać choinki u siebie. Po co? I tak świętowała u rodziców, jak co roku. Skręciła w cichą uliczkę i nagle usłyszała za sobą kroki. Zrobiło jej się nieswojo, odwróciła się.

Kilka metrów za nią szedł młody mężczyzna. Twarzy nie było widać, bo kaptur rzucał cień. Hanna mocniej ścisnęła rączkę torebki i przyspieszyła.

Gdy doszła do najbliższego bloku, skręciła za róg i przywarła plecami do ściany, wstrzymując oddech. Minęło kilka sekund, a mężczyzna nie przechodził. W końcu nie wytrzymała, wychyliła głowę – i natychmiast zderzyła się z nim.

– Czego pan chce? Dlaczego mnie śledzi? Zawołam policję! – powiedziała drżącym głosem. – Pomocy! – dodała dla większego efektu.

Mężczyzna odsunął kaptur.

– Hanno Kowalska, to ja, Kamil Nowak – uśmiechnął się.

– Kamil? – Hanna naprawdę nie poznała w tym wysokim, barczystym mężczyźnie swojego byłego ucznia z pierwszej klasy, którą ukończyła. – Chcesz mnie obrabować? – spytała, patrząc na niego szeroko otwartymi ze strachu oczami.

– Ależ skąd. Od kilku dni odprowadzam panią wieczorami do domu. Ciemno szybko, w bramach brak latarni, a i czasy niespokojne. Dziś wyjątkowo długo pani została w szkole.

– Często mnie odprowadzasz? – Hanna zmarszczyła brwi. – Nie zauważyłam. Dziś faktycznie późno – powiedziała zamyślona. – Zeszytów było sporo, oceny za semestr wystawiałam.

– A w szkole już była choinka? – spytał Kamil, wciąż się uśmiechając.

– Wczoraj. – W końcu i ona się uśmiechnęła.

– Jak ja to kochałem, kiedy na korytarzu stała prawdziwa choinka, pachnąca świętami i prezentami. I jak trudno było się uczyć w te ostatnie dni przed Sylwestrem – zauważył z nostalgią. – Chodź, odprowadzę panią do domu.

– Nie trzeba, Kamil – zaczęła protestować, już uspokojona. – Tu naprawdę blisko.

– Niech się pani nie boi. Dawno panią nie widziałem. Tyle do powiedzenia – dodał poważniej.

Szli pustą ulicą. Hanna wypytywała byłego ucznia, co u niego słychać, czym się zajmuje. Kamil opowiadał, iż robi różne rzeczy – od naprawy komputerów po ich sprzedaż. Planuje z kolegą otworzyć własny sklep.

– Znają go panią. To Szymon Wiśniewski. Więc jeżeli z komputerem problem, zawsze mogę pomóc – zapewnił.

Stanęli pod blokiem Hanny.

– Odprowadzając panią, nigdy nie widziałem światła w oknach. Więc nikt pani nie czeka. – Kamil spojrzał w górę.

– Powinieneś zostać detektywem – odparła, podziękowała i skierowała się do klatki.

– Nie zaprosi mnie– A może jednak wstąpisz na herbatę? – zapytała niespodziewanie, odwracając się na progu z lekko zaróżowionymi policzkami, bo w końcu każdy zasługuje na drugą szansę, a święta to czas cudów.

Idź do oryginalnego materiału