Marzenie o bezkresnych falach…

polregion.pl 1 tydzień temu

Marzyła o morzu…
Ewa co miesiąc odkładała część wypłaty na wymarzony wyjazd. Cały ostatni rok śniła o szumie fal i słonym powietrzu. Kiedyś, dawno temu, rodzice zabrali ją na południe, ale prawie nic nie pamiętała. Miała wtedy zaledwie trzy lata. Potem latem jeździła tylko na wieś do babci i dziadka. Zamiast morza była tam płytka rzeczka, ale można się było kąpać do woli, aż usta siniały od zimna.

W czwartej klasie rodzice wysłali ją na kolonie. Strasznie jej się nie podobało — ciągły reżim i zero swobody. Kąpali się tylko raz. Na wsi wakacje były o wiele lepsze. Rodzice przyjeżdżali w każdy weekend, przywozili słodycze. Od tamtej pory Ewa więcej nie pojechała na obóz.

W jej wspomnieniach dzieciństwo to upalne, białe słońce, piski dzieci w rzeczce i tęczowe błyski wody. Pamiętała zapach mułu i suchej, kłującej trawy nad brzegiem. A także miękką, jedwabistą kurzawę na wiejskiej drodze.

Często śniło jej się, iż biegnie tą drogą, stopy opalone na czarno, tonące w pyle po kostki. A przed nią idą mama i tata… Wtedy zawsze budziła się z ciężko bijącym sercem.

Gdy była w ósmej klasie, tata zmarł na zawał. Mama nie mogła się z tym pogodzić, jakby zgasła. Często jeździła na cmentarz, wracała cicha i smutna.

Potem zachorowała. Ledwo chodziła po domu, szurając nogami, garbiąc się, jakby nagle straciła wszystkie siły. Przestała farbować i układać włosy. Ewa często wracała ze szkoły i zastawała ją w łóżku.

— Mamo, nie wstawałaś? Jadłaś coś? — pytała z niepokojem.

— Nie chce mi się. Brakuje sił — odpowiadała matka wyschniętymi ustami.

Ewa gotowała, robiła zakupy, sprzątała, zmuszała mamę, by choć trochę zjadła. W końcu matka przestała wstawać choćby do toalety. Ani prośby, ani łzy nie pomagały. Sąsiadka zaglądała, gdy Ewa była w szkole. To ona zadzwoniła, gdy mama umarła.

Ewa nie pamiętała, czy zdawała maturę. Mama odeszła przed zakończeniem roku, patrząc na portret męża na ścianie. Sąsiadka pomogła z pogrzebem.

Ewa poszła na zaoczne studia i dostała pracę w instytucie. Była krągła, pulchna i uważała się za brzydką. Próbowała różnych diet, ale po dwóch dniach rzucała się na jedzenie. Pod koniec studiów pogodziła się z tym, iż nigdy nie będzie wyglądać jak modelki z okładek — geny się nie zmienią.

Może dlatego chłopcy się nią nie interesowali, choć w twarz nikt jej nie nazwał grubą. „Na morzu będę jadła tylko owoce i wreszcie schudnę” — marzyła.

Szef w pracy nie dał jej urlopu latem.

— Sama pomyśl, Ewo — mówił. — Jesteś sama, nie masz dzieci. Kogo mam wypuścić na wakacje — ciebie czy Natalię, która ma dwójkę? Weź urlop we wrześniu. Będzie jeszcze ciepło.

Ewa się zgodziła. Co miała zrobić? Tymczasem przeglądała hotele w internecie. Postanowiła lecieć samolotem — drożej, ale szybciej. Kupiła kostium kąpielowy i lekką sukienkę. Na miejscu na pewno znajdzie kapelusz z rondem, jak w filmach.

Pewnego dnia wracała autobusem z pracy, licząc tygodnie do wyjazdu. Obok niej usiadł mężczyzna.

— Przepraszam, daleko jeszcze do Warszawy Zachodniej?

Ewa spojrzała na sympatycznego sąsiada.

— Niedługo. Powiem, kiedy wysiadać. Pan tu w odwiedziny?

— Do kolegi. Mieszka koło centrum handlowego — odpowiedział, patrząc na nią uważnie.

— Jaka ulica?

— Zaraz sprawdzę. — Siegnął do kieszeni i wyjął pogniecioną kartkę. — Zielona, czterdzieści dwa.

— Ja mieszkam przy trzydziestym ósmym! — ucieszyła się Ewa.

— To wysiadamy razem. Pierwszy raz jestem w waszym mieście.

Kiwnęła głową i odwróciła się do okna.

— Kolega się ożenił, ma córeczkę. Nie widzieliśmy się od wojska. Trochę się denerwuję — mówił, jakby do siebie.

— Skoro dał adres, to znaczy, iż czeka — odpowiedziała.

— Tak, ale zgubiłem jego numer. Nie uprzedziłem, iż jadę. Może wyjechał?

Rozmawiali aż do przystanku. Przeszli przez ulicę, a Ewa wskazała swój blok.

— Ja tu, a pan musi iść dalej, obok.

— Może pani poda numer telefonu? Tak, na wszelki wypadek. — Uśmiechnął się lekko zmieszany.

Ewa podała numer. To nic nie znaczy. Była pewna, iż nie zadzwoni. Mama mawiała, iż trzeba szukać partnera na swoją miarę. On był zbyt przystojny.

Wieczorem zadzwonił.

— Jechaliśmy razem autobusem… — usłyszała w słuchawce.

— Numer, nie telefon — poprawiła, a serce zabiło mocniej.

— Kolega wyjechał na działkę. Dzwoniłem do niego, ale teraz już za późno jechać… — ZawahEwa westchnęła głęboko i zaprosiła go na herbatę, nieświadoma, iż ta decyzja odmieni jej życie na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału