Marek stał w drzwiach, blady jak ściana, z mrocznym spojrzeniem

polregion.pl 1 dzień temu

Marek stał w drzwiach, blady jak kreda, z ciemnym, niemal groźnym spojrzeniem. Jego dłonie zacisnęły się na framudze, a ramiona drżały nie z zimna, ale z gniewu, który go ogarnął.

Co się tu dzieje? jego głos, niski i ciężki, przeciął powietrze w pokoju.

Ewa poczuła, jak serce ściska się w piersi. Kochała go, ale jednocześnie bała się tej chwili. Nie chciała wierzyć, iż człowiek, który ją uratował, może być postawiony przed wyborem między nią a własną matką.

Stefania uniosła wzrok z wyrachowanym spokojem, jak aktorka, która wie, iż trzyma wszystko w garści.

Dzieje się to, mój drogi, iż próbuję uratować ci życie. Zastanów się przez chwilę: co ty w ogóle robisz z tą dziewczyną? W trzy miesiące wydałeś na nią więcej niż na siebie przez cały zeszły rok.

Mamo Marek zamknął oczy na chwilę, jakby próbując zapanować nad gniewem. Mówiłem ci, iż Ewa to nie przelotny romans. To kobieta, którą kocham.

Miłość? Stefania wybuchnęła zimnym śmiechem. Miłości nie szuka się przy śmietnikach. Ona stamtąd pochodzi, Marek! Masz pojęcie, co to znaczy dla naszej reputacji?

Ewa poczuła, jak policzki płoną jej ze wstydu. Chciała odpowiedzieć, krzyczeć, ale niewidzialna dłoń zdawała się przygniatać jej klatkę piersiową. Zamiast słów, w oczach pojawiły się łzy.

Marek zrobił krok naprzód, zbliżając się do matki.

Wiesz, skąd ją wziąłem? Tak, stała przy kontenerze. Wiesz, dlaczego tam była? Nie dla siebie. Dla chorej staruszki, która nie miała co jeść. Ale tobie łatwiej zobaczyć brud niż dobroć.

Dobroć nie zapłaci rachunków odcięła się Stefania ostro. I nie zapominaj, iż mężczyzna w twojej sytuacji może mieć każdą kobietę, jaką zechce.

Właśnie tak powiedział twardo. I wybrałem Ewę.

Zapadła ostra cisza.

Ewa wreszcie znalazła głos:

Marek, nie musisz

Owszem, muszę przerwał jej łagodnie. Musi poznać prawdę.

Stefania skrzyżowała ramiona, jak sędzia czekający na ostatnie słowa oskarżonego.

Prawda jest prosta, mamo: ty wierzysz, iż miłość mierzy się rodowodem i stanem konta. Ja wierzę, iż mierzy się chwilami, gdy ktoś stoi przy tobie, choćby gdy nie masz nic.

Ewa patrzyła na niego, czując, jak gardłowy ścisk powoli znika.

Gdy ją poznałem ciągnął Marek mogła mnie odrzucić. Próbowała. Wiedziała, iż przyjęcie pomocy od obcego to ryzyko. Ale zgodziła się, bo była wyczerpana i głodna. Od tamtej pory nie widziałem, by prosiła o cokolwiek dla siebie.

Stefania przygryzła wargę, ale nie odpowiedziała.

Marek zrobił kolejny krok.

jeżeli nie potrafisz zaakceptować mojego wyboru, przykro mi, ale to moje życie. I ona jest jego częścią.

Ewa drgnęła. Ciężko jej było uwierzyć w to, co słyszała.

Marek jej głos był mieszaniną wdzięczności i strachu.

Nie, Ewa powiedział stanowczo. Zbyt długo milczałem. Dałem się uwięzić między tym, czego chce moja matka, a tym, czego chcę ja. Teraz wybieram sam. I wybieram, byś została.

Stefania przewróciła oczami, ale ton Marka nie pozostawiał miejsca na dyskusję.

No dobrze powiedziała w końcu, wstając z fotela. Ale nie przychodź do mnie, gdy cię zostawi na bruku.

Wyszła, zostawiając po sobie delikatny zapach drogich perfum i ciężką pustkę w powietrzu.

Ewa stała nieruchomo, niezdolna do ruchu.

Zrobiłeś to dla mnie? szepnęła.

Nie tylko dla ciebie. Dla nas. I dlatego, iż nie chcę żyć z myślą, iż straciłem kogoś takiego jak ty przez czyjąś dumę.

Łzy spływały jej po policzkach, ale po raz pierwszy od dawna były to łzy ulgi.

Marek przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno.

Damy radę szepnął. Może nie będzie łatwo, ale damy radę.

A jeżeli twoja matka nigdy nam nie wybaczy? spytała cicho.

Wtedy z tym żyjemy. Ja dokonałem wyboru.

W kolejnych dniach dom wydawał się spokojniejszy, ale i chłodniejszy bez ciągłej obecności Stefanii. Ewa czuła podejrzliwe spojrzenia sąsiadów, ale za każdym razem, gdy Marek się do niej uśmiechał, przypominała sobie, iż nie jest sama.

Zaczęli szukać mniejszego mieszkania, tylko dla nich dwojga. Marek reorganizował interesy, a Ewa znalazła pracę dorywczą w pobliskiej kawiarni. Ich życie nie miało już luksusu domu jego matki, ale miało coś innego: wolność i wzajemny szacunek.

Pewnego wiosennego wieczoru, gdy wracali do domu, Marek zatrzymał się i ujął jej dłoń.

Obiecałem ci coś pierwszego dnia, gdy cię poznałem, pamiętasz? spytał.

Że będziesz przy mnie, bez względu na wszystko uśmiechnęła się Ewa.

I jestem. I zawsze będę.

Pocałowali się w świetle latarni, a dla Ewy cały świat ograniczył się do tej chwili. Wiedziała, iż ich droga nie będzie pozbawiona przeszkód, ale była gotowa ją przejść, bo wreszcie nie była już dziewczyną spod śmietnika. Była kobietą, którą mężczyzna wybrał, by kochać bez względu na cenę.

Idź do oryginalnego materiału