O tak, kuchnia indyjska, od dawna jestem jej fanką. Uwielbiam te wszystkie aromaty, moc potraw, konsystencję. Przy okazji lockdownu zdarzało nam się zamawiać z dowozem, właśnie potrawy tej kuchni. Po lockdownie też. Żeby poprawić sobie humor, żeby coś uczcić i bez okazji. Teraz gdy myślę o tych wszystkich smakach mam niekontrolowany ślinotok. Naan zanurzony w butter chicken. Matko jedyna.
Nie pamiętam od jakiej potrawy zaczęłam przygodę z nią. Pamiętam natomiast, iż na pewno na pierwszy rzut poleciało mango lassi. Z czystej ciekawości. Lubię tego typu owoce, lubię kefiry i inne jogurty. Zagadką była mieszanka przypraw, która w menu oczywiście nie była wyszczególniona. No nic, zamówiliśmy. Wypiliśmy. No coś pysznego. Byłam przekonana, iż nie dam rady odtworzyć tego smaku. Długo się za to nie zabierałam.
Przy okazji kolejnej wizyty w restauracji indyjskiej (tym razem chyba w Opolu), znowu zamówiliśmy mango lassi. I znowu to było coś totalnie odjechanego. Moje smaki i już. I znowu „mieszanka przypraw”.
Postanowiłam w końcu sama zrobić ten napój, najwyżej nie wyjdzie. Zrobiłam. I wiecie co? Nie wyszedł. Szokujące. Nie pamiętam już przypraw, jakie w nim wylądowały, ale chyba to był jedynie kardamon. No dobra, nie wyszło, trudno. Olałam temat, aż do maja tego roku.
Przeszperałam masę stron zagranicznych. Przepisów było milion, różnych. Nie skorzystałam z konkretnego, połączyłam parę podobnych, nie dodawałam nic od siebie, żeby znowu niczego nie zepsuć. W paru przepisach było mleko, ja go nie dodałam. W paru pojawił się też szafran, ale pomyślałam, iż nie będę go specjalnie kupować. A później przypomniałam sobie, iż powinnam go mieć w szufladzie z przyprawami. Taraaa. Był.
Powrzucałam wszystko do blendera, zmiksowałam. I wiecie co? Wyszedł. Tak, to było to. Cynamon, którego wcześnie nie dałam zrobił swoją robotę.
Wiecie, jest szansa, iż to nie jest oryginalny przepis. Że w Opolu (lub za pierwszym razem w Katowicach) był jeszcze jeden magiczny dodatek, nie wiem. W niektórych przepisach w internecie była np. woda różana. Uzyskałam jednak smak, o jaki mi chodziło. Na tym etapie mi to wystarczy.
Polecam Wam z całego serca. I nie bójcie się smaku kardamonu, o ile nie jesteście jego fanami, nie jest dominujący. Wszystko się bardzo fajnie uzupełnia.
Składniki:
1 dojrzałe duże mango
1 szklanka jogurtu naturalnego
1/4 łyżeczki mielonego kardamonu
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu
szczypta nitek szafranu (opcjonalnie)
1 łyżeczka miodu
3 kostki lodu
(przepis na 2 porcje)
Mango obieramy, kroimy na mniejsze kawałki (pamiętajcie, iż ma w środku pestkę), wrzucamy do blendera. Dodajemy do niego jogurt, kardamon, cynamon, szafran, miód i kostki lodu. Wszystko miksujemy na gładki koktajl.