Mamy w Akcji

newsempire24.com 6 dni temu

„Dzień dobry, mamusie. Jak się macie?” – do sali położniczej weszła uśmiechnięta lekarka, położnik-ginekolog. W białym fartuchu i krochmalonej czepce wyglądała nieskazitelnie.

Podeszła do łóżka po lewej stronie, gdzie młoda mama leżała odwrócona do ściany.

„Nowak, nie udawaj, iż śpisz. Odwróć się na plecy, muszę zbadać twój brzuch” – powiedziała stanowczo.

Nowak niechętnie się odwróciła. Kasia od razu ją rozpoznała – rodziły tej samej nocy. Lekarka uniosła kołdrę, podwinęła szpitalną koszulę i delikatnie ucisnęła brzuch.

„Wszystko w porządku. Za chwilę przyniosą ci synka na karmienie. Gotowa?” – spytała, przykrywając ją i prostując się.

Młoda mama szeroko otworzyła przestraszone oczy.

„Nie będę go karmić” – szepnęła z rozpaczą.

„Dlaczego?”

„Proszę, nie przynoście go…” – błagalnie patrzyła na lekarkę.

„Nowak, nie chcesz go zobaczyć? Chcesz się go wyrzec?” – domyśliła się lekarz.

Dziewczyna skinęła głową. Lekarka zmierzyła ją pełnym wyrzutu spojrzeniem.

„Dobrze, skończę obchód, a potem porozmawiamy. Masz czas się zastanowić.” – Odwróciła się i podeszła do Kasi.

„A u ciebie wszystko w porządku?” – pochyliła się nad nią. – „Drugie dziecko? Przynosimy na karmienie?”

„Oczywiście” – odpowiedziała gwałtownie Kasia.

Lekarka przez chwilę patrzyła na nią, jakby chciała coś dodać. Potem spojrzała na Nowak, znów zwróconą do ściany, westchnęła i wyszła.

Gdy drzwi się zamknęły, Kasia usiadła na łóżku.

„Jak masz na imię?” – Czekała, ale sąsiadka milczała. – „Rodziłyśmy razem w nocy. Ty trochę wcześniej. Dlaczego nie chcesz widzieć synka?”

Młoda mama milczała.

„Mój synek ma już pięć lat…” – Kasia zamyśliła się na moment, po czym nagle spytała:

„Chłopak, ojciec… zostawił cię? Było za późno na aborcję? Myślisz, iż sama nie dasz rady? Mówią, iż skoro Bóg dał dziecko, to i na dziecko da. Zobaczysz.” – Mówiła do nieruchomych pleców Nowak.

„Twoje dziecko trafi z porodówki do domu dziecka. Nigdy nie poczuje twojego zapachu, twojego ciepła. Obcy ludzie będą się nim opiekować. Będzie myślał, iż któraś z nich to jego mama. Będzie patrzył w oczy i liczył, iż to ty. Ale one będą przychodzić i odchodzić – mają przecież własne dzieci. A twój syn będzie płakał i wołał mamy.

Potem trafi do domu dziecka. Całe życie będzie czekał i szukał ciebie. Myślisz, iż zapomnisz? Wykreślisz go? Przyjdzie czas, gdy pożałujesz decyzji. A jeżeli ktoś go adoptuje, inną kobietę będzie nazywał mamą…”

„Dlaczego wszyscy się mnie czepiają? To nie wasza sprawa! Nic o mnie nie wiecie!” – głos Nowak drżał od łez.

„Masz rację, nie wiem” – przyznała Kasia. – „Ale dzieci nie zostawia się ot tak, zwłaszcza po przeżyciu porodu, po usłyszeniu jego płaczu. A wiesz co? To dobrze, iż cię zostawił. Lepiej teraz niż później. Znaczy, iż był słabeuszem – nie kochał cię, nie pokocha i syna. Z mężem też można być samotną matką.

Wyszłam za mąż na trzecim roku studiów. Egzaminy zdawałam z wielkim brzuchem. Nerwy sprawiły, iż urodziłam dwa tygodnie przed czasem. Myślałam, iż ucieszę męża – przecież faceci marzą o synach. Ale w nim ojciec się nie obudził. Ze mnie też wyszła kiepska matka.

Gdy wróciłam z synkiem ze szpitala, liczyłam na nową kołyskę, wózek, wyprawkę pełną miłości. Ale teściowa przyniosła łóżeczko po swojej wnuczce. Ubranka też były po niej. Wózek mąż pożyczył od znajomych – podarty. Powiedział, iż na nowy nie ma pieniędzy.

Serce mi pękało, iż mój synek będzie chodził w różowych bluzeczkach i czapeczkach po dziewczynce. Nie jesteśmy przecież biedakami, a wyglądało to jak po żebrakach. choćby gdy mąż zaczął dobrze zarabiać, przynosił ubrania po siostrzeńcach.

Moi rodzice coś kupowali, ale dziecko rośnie tak szybko… Na moje pretensje mąż mówił, iż brakuje pieniędzy. Że będę stroić syna, gdy sama pójdę do pracy. Jak nożem po sercu. Więc to mój syn, nie jego?

Ciągle mnie tym przyciskał, iż siedzę w domu. A ja kręciłam się jak w ukropie. Nic nie zdążyłam, nic nie umiałam. Ledwo nakarmiłam Wojtusia, już trzeba obiad, spacer. A jak się obudził i płakał, rzucałam wszystko i biegłam. Gdzie tu o sobie pomyśleć?

Przytyłam po porodzie. W żadne stare ubrania nie wchodziłam. Z mężem o tym nie było rozmowy. Chciałam iść do pracy, ale z kim zostawić dziecko? Moi rodzice jeszcze młodzi, daleko im do emerytury.

Gdy Wojtuś miał niecałe dwa lata, oddałam go do żłobka. Serce krwawiło. Przy żywym mężu… A co miałam robić? On tylko o pieniądzach gadał.

Gdy poszłam do pracy, mąż wziął kredyt i kupił drogi samochód. Znowu brakowało na wszystko. Widziałaś, w czym chodziłam do pracy? Sukienki jak na patyku. Wstyd. Syn w szmatach, ja też, a on sobie nowe auto kupił.

Mamusie na spacerze mówiły, jak jedna dostała od męża pierścionek z diamentem, druga futro. A ja choćby nowej sukienki nie zasłużyłam. Tłumaczyłam go – studenci, dopiero na nogi wstajemy, a tu dziecko…

Rodzice pomagali. Mama raz zobaczyła, w czym chodzę, i kupiła mi nowe ubrania.

Kłóciłyśmy się z mężem, płakałam. Relacje całkiem się popsuły. Aż pewnego dnia odkryłam, iż ma kochankę.

„A czego się spodziewałaś? Spójrz na siebie” – mówił o mojej wadze i ubraniach.

Wyjawiłam mu wszystko, zabrałam syna i wyprowadziłam się do rodziców. Próbował mnie wrócić, ale bez przekonania. Już następnego dnia przyprowadził tamtą do naszego mieszkania. Myślałam, iż umrę z bólu. Przeżyłam.

Przed rozwodem błagał, żebym nie wnosiła o alimenty. Obiecywał więcej niż sąd. Nie uwierzyłam – i słusznie.

W pracy poznałam starszego mężczyznę. Podwoził nas kilka razyDo szpitala, by zabrać je do domu, przyszła mama Lizi, a w holu na Kasię czekali rodzice i mąż z Wojtusiem – kobiety wymieniły się uśmiechami i numerami telefonów, wiedząc, iż właśnie zaczęły najważniejszą podróż swojego życia.

Idź do oryginalnego materiału