„Mamo, zostań z nami”: jak wizyta teściowej wszystko przewróciła do góry nogami
Halina Kowalska przyjechała w odwiedziny do córki i zięcia.
— Babcia przyjechała! — uradowany pięcioletni wnuczek Kuba krzyknął, ledwie przekroczyła próg.
W przedpokoju natychmiast pojawili się córka i zięć. Usiedli przy stole, rozmawiali, uśmiechali się, niby wszystko jak u ludzi. Wieczorem Halina poszła do pokoju, który przygotowała dla niej córka, by trochę odpocząć. Po kilku chwilach, poczuwszy pragnienie, wyszła do kuchni.
Gdy podeszła do drzwi, nagle usłyszała głos zięcia. Mówił cicho, ale stanowczo do chłopca, a to, co usłyszała, zwaliło ją z nóg.
Halina nigdy nie wtrącała się w cudze sprawy. Nie narzucała opinii, nie krytykowała. Tylko jeżeli pytano — wtedy mówiła, co myśli. Ostatnio jednak nikt o nic nie pytał. I teraz, słysząc, jak jej wnukowi zabraniają jeść ciasto, zmieniają imię na Igora i prawią mu kazania, zrozumiała: dłużej nie może milczeć.
Halina Kowalska to elegancka, zadbana kobieta. Całe życie sama wychowywała córkę. Po rozwodzie z mężem powodów nikogo blisko siebie. Wychowała Kasię samodzielnie, były jak przyjaciółki. Wszystko sobie mówiły, radziły się. Kasia dorosła, wyjechała na studia do Krakowa. Po ich ukończeniu postanowiła tam zostać. Wtedy matka sprzedała działkę, samochód, oddała oszczędności — i kupiła jej dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach. Nie centrum, ale po remoncie.
Córka była w siódmym niebie. Niedługo potem przyprowadziła chłopaka — Wojtka. Wydawał się grzeczny, zadbany. Ale Halina od razu wyczuła coś nie tak. Zbyt penetrujący wzrok. Zbyt kontrolujący. Miała rację.
Wojtek okazał się zazdrosny, skąpy i despotyczny. Nalegał, by Kasia wyszła za męż w sukni jego siostry — „prawie nowej”. Wesele odbyło się u jego rodziców na podwórku. Domowe jedzenie, namioty, bimber. Miesiąc miodowy — na strychu. Prezent od Haliny? Pieniądze. Prosił wprost: „Lepiej w gotówce”.
Halina tylko kręciła głową. Chciała skomentować, ale się powstrzymała. Młodzi — niech sami decydują.
Urodził się wnuk. Nazwano go Kubą — po dziadku. ale Wojtek oświadczył, iż będzie go nazywał Igorem, bo tak mu lepiej. Halinie zabiło serce. Zaproponowała pomoc z dzieckiem — Wojtek choćby nie krył irytacji.
— Nie trzeba, mamo. Damy radę. Odwiedziliście — i do domu — mówił z ironią, a Kasia znów kiwała głową, jak zahipnotyzowana.
Minęły lata. Przez pięć lat Halina widziała wnuka może dziesięć razy. Serce bolało, ale nie chciała się narzucać.
Aż w końcu musiała przyjechać do miasta — na badania. Postanowiła zatrzymać się u córki, choć nie miała na to ochoty. Wizyta minęła dziwnie chłodno. Wojtek nie odezwał się ani słowem, ale patrzył z dezaprobatą. Wnuczek chodził w znoszonych ubraniach, jadł tylko kaszę i warzywa.
— Dlaczego Kuba nie je mięsa? — zdziwiła się Halina.
— Wojtek mówi, iż dzieciom szkodzi. Naturalne jedzenie to kasze, orzechy, sałatki — cicho odpowiedziała córka.
Halina zamarła. Wnukowi wszystkiego zabraniają. choćby przedszkole nie wchodzi w grę. A na pytanie o nowe ubrania usłyszała:
— Wojtek uważa, iż wydawanie pieniędzy na dzieci to głupota. Wszystko można dostać za darmo. A gotówka niech leży.
Trzeciego dnia Wojtek powiedział wprost:
— Do pokoi nie wchodzić, naszego jedzenia nie ruszać. I za nocleg zapłacicie.
Halina oniemiała. Gdy tylko zniknął za drzwiami, zwróciła się do córki.
— Kasia, ty to na poważnie? Mam siedzieć na balkonie, spać na rozkładanej kanapie i jeszcze za to płacić? Przecież sama wszystko przynoszę! W lodówce same warzywa i kasza, a dziecko w łachmanach! Za co mam jeszcze bulić?
Kasia bąknęła, iż Wojtek tylko żartuje. ale sprawę przesądziła sytuacja, gdy Halina poczęstowała wnuka tortem. W przedpokoju rozległ się wrzask:
— Co ty jadłeś? Kto ci dał? Nie jesteś Kuba, tylko Igor! Ile razy mam powtarzać?
Wojtek wyrwał chłopcu ciasto. Wtedy Halina nie wytrzymała.
— Posłuchaj, Wojtek. Zapomniałeś, czyje pieniądze kupiły to mieszkanie? Należy do mojej córki! Ty tu nikogo nie rządzisz! Wstyd — dziecko je trawę z kaszą, chodzi w cudzych rzeczach! A ty jeszcze żądasz ode mnie pieniędzy? Koniec! Kuba, jedziemy, babcia pokaże ci, jak smakuje prawdziwe jedzenie!
— A pizza jest dobra? — spytał chłopiec.
— Bardzo! Chodźmy.
Po drodze kupiła mu garnitur i adidasy. W kawiarni Kuba jadł z takim zachwytem, iż Halina musiała powstrzymywać łzy.
— Babciu, a ty zostaniesz? Bo ja często jestem głodny, a tata mówi — nie wolno.
— Oczywiście, zostanę. Babcia tu teraz zaprowadzi porządek.
Gdy wrócili, Wojtka już nie było. Zabrał swoje rzeczy, laptop, a choćby telewizor.
Kasia nie miała pretensji. Wprost przeciwnie, wyszeptała:
— Mamo, dziękuję. Od dawna chciałam odejść, ale nie miałam odwagi. Pomogłaś mi.
Halina zamieszkała z córką i wnukiem. Latem wyjechali razem nad morze. A Kasia obiecała:
— jeżeli jeszcze wyjdę za mąż — tylko za twoją zgodą. Jesteś najlepsza!