Mamo, zostań z nami!

newsempire24.com 1 dzień temu

Po kolacji Mama usiadła obok siedmioletniego Kacpra i objęła go za ramiona. Chłopiec zesztywniał. Ostatnim razem, gdy tak zrobiła, powiedziała, iż wyjeżdża na kilka dni w delegację, a on tymczasem zamieszka u jej przyjaciółki, cioci Hani. Problem w tym, iż ciocia Hania miała córkę Basię, strasznie wredną i zadziorną. Ciągle donosiła na niego i wyzywała od maluchów.

– Znowu jedziesz w delegację? Nie chcę do cioci Hani. Tam jest ta wredna Basia – oznajmił Kacper, patrząc na mamę.

Mama uśmiechnęła się i pogłaskała go po jeżykowych włosach. Chłopiec ośmielił się.

– Mamo, proszę, zabierz mnie ze sobą – zaczął ją przekonywać.

– Nie mogę. Będę zajęta całe dnie. Co ty tam będziesz robił sam? – Wstała z kanapy i nerwowo zaczęła chodzić po pokoju.

– Sama mówiłaś, iż jestem duży. Nie chcę do cioci Hani z Basią. Mogę zostać sam?

– Przestań marudzić! – warknęła na niego. – Jesteś za mały, żeby mieszkać sam. A co, jeżeli coś się stanie? Nie chcesz do cioci Hani, to zabiorę cię do babci.

– Do Poznania? – ucieszył się Kacper, a jego oczy zabłysły radością.

– Nie, zabiorę cię do drugiej babci, mamy twojego taty.

Dla Kacpra to była nowość, iż w ogóle miał jeszcze jedną babcię. Nigdy jej nie widział.

– Nie chcę – powiedział na wszelki wypadek.

– Nie pytam cię o zdanie. Pakuj podręczniki i co chcesz ze sobą zabrać. Ja tymczasem spakuję twoje rzeczy.

Serce Kacpra zabiło mocno. Ostatnim razem, gdy mama zabierała go do cioci Hani, nie brał ze sobą żadnych rzeczy. Czyli mama wyjeżdża na długo.

– Nie chcę nigdzie jechać z rzeczami. Mogę pojechać z tobą? – zaczął biadolić.

– Przestań! Mężczyźni nie płaczą.

– Przecież jestem dzieckiem, nie mężczyzną – łkał Kacper.

Rano ubierał się powoli, mając nadzieję, iż mama zmieni zdanie i nigdzie nie pojedzie, albo iż straci cierpliwość i pozwoli mu zostać w domu. Mama nakrzyczała na niego, iż już czeka na nich taksówka i przez niego nie zdążą choćby zjeść śniadania.

Jechali taksówką przez całe miasto, potem długo wjeżdżali windą. Kacper śledził cyfry na wyświetlaczu. Wind zatrzymała się na jedenastym piętrze, drzwi się otworzyły, a mama popchnęła Kacpra w stronę metalowych drzwi.

Na dzwonek otworzyła kobieta, która wcale nie wyglądała na babcię. Miała na sobie długi czerwony szlafrok ze złotymi rajskimi ptakami, a na głowie wysoką fryzurę. Patrzyła na Kacpra, krzywiąc się z obrzydzeniem, jakby zobaczyła szczura. Mama zawsze piszczała na widok gryzoni. Ta kobieta nie piszczała, ale jej wzrok nie wróżył nic dobrego.

Zwykle dorośli na powitanie mówili: „Kogo to my tu mamy?” albo „Czyj to taki śliczny chłopczyk?” Ta kobieta nic takiego nie powiedziała, tylko patrzyła raz na Kacpra, raz na mamę.

– Dzień dobry, pani Margot. Dziękuję, iż zgodziła się pani zabrać Kacpra. Oto jego ubrania. Napisałam, jaki ma tryb dnia, co lubi jeść, adres szkoły…

– Kiedy wrócisz z tej… – „babcia” prychnęła – „delegacji”? Miała niski, chrapliwy głos, jak mężczyzna.

„Może to przebrany facet?” – pomyślał Kacper.

– Za tydzień, może wcześniej – powiedziała mama.
Serce Kacpra opadło. Spojrzał na mamę oczyma pełnymi żalu, zdziwienia i łez.

– Nie odchodź. Mamo, zabierz mnie ze sobą – podjął ostatnią próbę, uczepiwszy się jej płaszcza.

Ręce „babci” boleśnie ścisnęły jego ramiona. Z zaskoczenia Kacper puścił płaszcz mamy. Mama natychmiast zamknęła za sobą drzwi. Chłopiec zaczął krzyczeć, wołać ją, szarpać klamkę.

– Nie drzyj się! Ogluchłam – powiedziała „babcia” i puściła jego ramiona. – Dość tych histerii. Rozbieraj się. Mam nadzieję, iż twoja mama nie zapomniała twoich kapci? Nie zamierzam wydawać na ciebie pieniędzy. Mam małą emeryturę. – Wypłynęła z przedpokoju, zostawiając Kacpra samego.

Było mu gorąco, ale z uporu nie rozbierał się. Przykucnął, opierając się plecami o drzwi. Ale nogi gwałtownie mu zdrętwiały. Wstał i rozpiął kurtkę. Nie sięgał do wieszaka, więc położył ją na szafce na buty. Rozsunął zamek w torbie i zobaczył swoje kapcie. Przypomniały mu dom, mamę, i Kacper wybuchnął płaczem.

Gdy po wypłakaniu się wszedł do kuchni, „babcia” siedziała przy stole i paliła. Kacper wytrzeszczył oczy, bo nigdy nie widział, żeby babcie paliły.

– Nazywam się Margot. Dasz radę to wymówić? – Machnęła ręką. – Mów mi po prostu Margot.

Zgasiła papierosa w popielniczce, jakby miażdżyła karalucha, i zakaszlała. W jej klatce piersiowej coś świszczało i bulgotało.

Ile czasu mieszkał u Margot? Wydawało mu się, iż całą wieczność. Rzadko rozmawiali. Kilka razy zawiozła go do szkoły, potem jeździł sam. Palila, całe dnie oglądała telewizję.

Pewnego razu Kacper wrócił ze szkoły i zobaczył w przedpokoju torbę ze swoimi rzeczami.

– Mama przyjechała? – ucieszył się.

– Nie.

Następnego ranka Margot zawiozła Kacpra do dwupiętrowego budynku, który wyglądał jak duże przedszkole. Nie zdążył przeczytać nazwy na tablicy nad wejściem. Pocił się, siedząc na korytarzu, podczas gdy Margot rozmawiała w gabinecie z dyrektorką.

Potem wyszła i odeszła, nie patrząc na niego. Dyrektorka wzięła Kacpra za rękę i zaprowadziła długim korytarzem. Zza każdych drzwi słychać było dziecięce głosy. Weszli na drugie piętro, do dużej sali, gdzie stało dziesięć łóżek w dwóch rzędach.

Dyrektorka pokazała mu jego łóżko i wyszła. Zanim Kacper się oswoił, do pokoju weszło czterech chłopców. Dwóch było znacznie starszych od niego. Cztery pary oczu wpatrywały się”Najwyższy z chłopców kopnął jego porzuconą torbę, rozsypując resztę ubrań po podłodze, a Kacper po raz ostatni zamknął oczy, wyobrażając sobie, iż mama wróci i zabierze go z tego miejsca.”

Idź do oryginalnego materiału