Mamo, jeżeli nie zaakceptujesz mojego wyboru, zniknę na zawsze…

twojacena.pl 1 dzień temu

Mamo, jeżeli nie zaakceptujesz mojego wyboru, odejdę. Na zawsze…

Wojtek wszedł do przedziału podmiejskiej kolejki i rozejrzał się. Wolnych miejsc było pełno, mógł wybrać dowolne. Usiadł przy oknie. Co chwilę drzwi wagonu z hałasem rozsuwały się, wpuszczając nowych pasażerów.

Naprzeciw niego usiadła para starszych małżonków. Kobieta zaszeleściła reklamówką, wyjęła dwa drożdżowe bułki i zaczęli jeść. W powietrzu rozniósł się apetyczny zapach świeżego pieczywa. Wojtek dyskretnie odwrócił się do okna.

— Młody człowieku, proszę — kobieta podała mu jedną z bułek.

— Dziękuję, nie trzeba — uśmiechnął się Wojtek.

— Ależ proszę, jeszcze prawie dwie godziny jazdy.

Wojtek wziął podaną bułkę i odgryzł solidny kęs. Jakże smaczna mu się wydała! Z głośników rozległ się skrzekliwy komunikat, przerywany szumem: „Odjazd pociągu za… minuty… Skład jedzie do stacji… pomijając… Powtarzam…”

— Młody człowieku, co on powiedział? Które stacje omija? — zaniepokoiła się kobieta.
Wojtek wzruszył ramionami. Jechał do końcowej, nie słuchał uważnie.

— Mówiłam ci, iż trzeba było jechać zwykłą, ze wszystkimi przystankami. Nigdy mnie nie słuchasz — zaczęła wyrzucać mężowi. — Co teraz zrobimy? Pewnie wysiądziemy wcześniej i będziemy czekać na następny…

Uspokoiła się dopiero, gdy mężczyzna z sąsiedniego rzędu zapewnił, iż pociąg zatrzyma się na ich stacji. Kłótnia ucichła, Wojtek dojadł bułkę i wpatrywał się w okno, w migające za nim drzewa, w słoneczne promienie przebijające się przez młodą zieleń liści, stacje i miasteczka. W wagonie zrobiło się duszno, po plecach spływały mu strużki potu pod grubym materiałem munduru wojskowego.

Wojtek wyobrażał sobie, jak wróci do domu, jak ucieszy się mama, jak stanie pod mocnymi strumieniami prysznica… Żeby tylko już dojechać, zdjąć znienawidzony mundur, włożyć dżinsy, t-shirt i adidasy, nie myśleć o porannych pobudkach i apelach. Wydawało mu się, iż prześpi całą dobę na swoim miękkim kanapie, a rano znajdzie w kuchni pod ściereczką talerz rumianych racuszków pozostawionych przez mamę na śniadanie…

*Ciekawe, co słychać u Olki. Rok minął, pewnie kilka się zmieniła…* Przed oczami stanęła mu drobna, kasztanowowłosa dziewczyna o zielonych oczach. Była rok młodsza, mieszkała w sąsiednim bloku i w tym roku właśnie kończyła liceum. Wcześniej prawie jej nie zauważał. Zwykła dziewczyna, nic specjalnego.

Wieczorem przed jego wyjazdem cała paczka siedziała na placu zabaw. Tomek beształ go za głupią decyzję — rzucić studia i iść do wojska. Krzysiek stanął po jego stronie, mówiąc, iż gdyby nie matka, sam by pewnie poszedł. Dziewczyny żałowały, iż grupa się rozpada, ale same wpatrywały się w telefony i chichotały.

Olka, którą wszyscy uważali za malutką, nagle powiedziała poważnie, iż będzie na niego czekać. Wszyscy zamilkli, a ona spłonęła rumieńcem.

— Wojtek, chyba masz narzeczoną — zaśmiał się Krzysiek.

— Och, wy… — Olka obraziła się i uciekła.

— Śmiejesz się? Niech czeka. Wrócę i się ożenię — półżartem, półserio odparł Wojtek, szturchając Krzyśka tak, iż tamten omal nie spadł z ławki.

Nie wyznał nikomu prawdziwego powodu swojej decyzji, choćby Krzyśkowi czy Tomkowi. Poszedł na studia, jak chciał ojciec. Uczył się do wiosny, aż nagle ojciec odszedł z domu. Okazało się, iż ma inną kobietę, która spodziewała się jego dziecka. Świat Wojtka runął, a wraz z nim autorytet ojca. Rzucił studia i poszedł do wojska. To był jego protest.

Mama oczywiście płakała. Obiecał, iż wróci za rok i zdecyduje, co dalej — może wróci na zaoczne.

Rok służby minął, Wojtek wracał do domu. Myśli o zemście na ojcu dawno odeszły. Tęsknił za mamą, domem, podwórkiem i przyjaciółmi. Wiedział, iż postąpił słusznie — przed nim było całe życie.

Na kolejnej stacji wysiedli starsi małżonkowie, ich miejsca zajęła młoda para. Siedzieli cicho, trzymając się za ręce. Wojtek znów myślał o Olce. Przez cały rok wspominał jej słowa i swoją odpowiedź. Teraz już nie wydawało mu się to żartem.

Pociąg zatrzymał się na peronie, Wojtek wysiadł i sprężystym krokiem skierował się do przejścia podziemnego. Jako dziecko lubił nasłuchiwać, jak kroki odbijają się od ścian, wyobrażając sobie, iż idzie tam cały tłum. choćby się odwracał, by to sprawdzić. A ojciec śmiał się, mówiąc, iż to tylko echo.

Wojtek wyszedł z przejścia na dworcowy plac i ruszył pieszo do domu. Chciał odetchnąć rodzimym powietrzem, rozprostować nogi i ochłonąć. Pod blikiem spotkał sąsiadkę.

— Wojtek wrócił? Matka będzie szczęśliwa…

Nie wzywał windy, tylko pobiegł po schodach, przeskakując po trzy stopnie. Zadzwonił do drzwi i nasłuchiwał. Nagle pomyślał, iż mama mogła wyjść — nie powiedział, kiedy dokładnie wróci.

Ale zamek zaskoczył, drzwi się otworzyły, a mama radośnie klasnęła w dłonie. To przytulała go, to odsuwała, by upewnić się, iż to naprawdę on — żywy i zdrowy. Zrzędziła, iż nie uprzedził, potem zakrzątnęła się w kuchni. Gdy gotowała kolację, Wojtek stanął pod prysznicem. Mama położyła na pralce ręcznik i ubrania.

Dżinsy okazały się za ciasne i za krótkie, tak samo jak koszulka.

— Urósłeś! — zdziwiła się mama, gdy wszedł do kuchni. — Nic nie szkodzi, najpierw cię nakarmię, a potem skoczę do sklepu po nowe ciuchy.

— Nie trzeba, jakoś będzie — odparł Wojtek, siadając do stołu.

— A w czym będziesz chodził? Żadna dziewczyna na ciebie nie spojrzy.

Gdy jadł, mama patrzyła na niego i opowiadała nowiny.

— Twój Krzysiek miał wypadek. Kilka miesięcy leżał w szpitalu. Teraz jeździ na wózku. Lekarze mówią, iż nieWojtek uśmiechnął się do córki śpiącej w kołysce i pomyślał, iż choć życie potoczyło się inaczej, niż planował, to właśnie tu, w tym małym mieszkaniu pełnym miłości, znalazł swoje prawdziwe szczęście.

Idź do oryginalnego materiału