Mamo, jeżeli nie zaakceptujesz mojego wyboru, odejdę na zawsze…

polregion.pl 7 godzin temu

**Dziennik osobisty**

„Mamo, jeżeli nie zaakceptujesz mojego wyboru, odejdę. Na zawsze…”

Wojtek wszedł do wagonu podmiejskiego pociągu i rozejrzał się. Wolnych miejsc było mnóstwo, mógł wybrać dowolne. Usiadł przy oknie. Co chwila drzwi wagonu z hałasem otwierały się, wpuszczając nowych pasażerów.

Naprzeciwko usiadła para starszych małżonków. Kobieta zaszeleściła torebką, wyjęła dwie drożdżówki i zaczęli jeść. W powietrzu rozszedł się apetyczny zapach świeżego ciasta. Wojtek delikatnie odwrócił się w stronę okna.

— Młody człowieku, proszę, weź pan — kobieta podała mu jedną z bułek.

— Nie trzeba, dziękuję — uśmiechnął się Wojtek.

— Ależ weź, panie, prawie dwie godziny jazdy.

Wojtek wziął podaną mu drożdżówkę i odgryzł spory kawałek. Jakże smaczna mu się wydała! W głośnikach rozległ się zgrzytliwy głos mężczyzny przerywany szumem: *„Odjazd pociągu za… minuty… Skład pojedzie do stacji… ze wszystkimi postojami… z wyjątkiem… Powtarzam…”*

— Młody człowieku, co on powiedział? Które stacje pomija? — zaniepokoiła się kobieta.

Wojtek wzruszył ramionami. Jechał do końca, nie słuchał.

— Mówiłam ci, żeby jechać zwykłym pociągiem, ze wszystkimi przystankami. Nigdy mnie nie słuchasz — zaczęła wymawiać mężowi. — Co teraz zrobimy? Będziemy musieli wysiąść wcześniej i czekać na następny…

Uspokoiła się dopiero, gdy sąsiad z przedziału potwierdził, iż pociąg zatrzyma się na ich stacji. Kłótnia ucichła, Wojtek dojadł bułkę i patrzył przez okno na migające za szybą drzewa, na promienie słońca przebijające się przez młode liście, na mijane stacje i miasta. W wagonie zrobiło się duszno, pot spływał mu po plecach pod grubym materiałem munduru wojskowego.

Wyobrażał sobie, jak wróci do domu, jak ucieszy się mama, jak stanie pod letnią wodą prysznica… Pragnął już być na miejscu, zdjąć tę znienawidzoną po roku formę, włożyć jeansy, T-shirt i trampki, i nie myśleć o wczesnych pobudkach i apelach. Wydawało mu się, iż prześpi całą dobę na swojej miękkiej kanapie, a rano znajdzie na kuchennym stole pod lnianą ściereczką stos rumianych racuszków, zostawionych przez mamę na śniadanie…

*„Ciekawe, jak teraz wygląda Kinga. Chociaż minął tylko rok, pewnie kilka się zmieniła…”* Przed oczami stanęła mu drobna dziewczyna z kasztanowymi włosami i zielonymi oczami. Była o rok młodsza, mieszkała w sąsiednim bloku i w tym roku właśnie kończyła liceum. Wcześniej choćby na nią nie zwracał uwagi. Dziewczyna jak dziewczyna, nic szczególnego.

Wieczorem przed jego wyjazdem cała paczka spotkała się na osiedlowym placu zabaw. Kuba krytykował Wojtka za głupią, nieprzemyślaną decyzję o rzuceniu studiów i pójściu do wojska. Mikołaj go poparł, mówiąc, iż gdyby nie matka, może też by poszedł. Dziewczyny ubolewały, iż paczka się rozpada, ale same zerkały w telefony i chichotały.

Kinga, którą wszyscy uważali za malutką, nagle powiedziała z pełną powagą, iż będzie na niego czekać. Wszyscy zamilkli, a ona spłonęła rumieńcem.

— Wojtek, chyba masz narzeczoną — zaśmiał się Mikołaj, aż się zanosząc.

— No, dajcie spokój! — obraziła się Kinga i uciekła.

— Czego się śmiejesz? Niech czeka. Wrócę i się ożenię — półżartem, półserio rzucił Wojtek i trącił Mikołaja w ramię tak, iż ten o mało nie spadł z ławki.

Wojtek nikomu nie wyjawił prawdziwego powodu swojej decyzji, choćby Mikołajowi czy Kubie. Zawsze chciał zadowolić ojca, więc poszedł na studia. Uczył się do wiosny, aż nagle tata odszedł z domu. Okazało się, iż ma inną kobietę, która nosi jego dziecko. Świat Wojtka zawalił się w jednej chwili, a z nim autorytet ojca. Rzucił studia i poszedł do wojska. To był jego bunt przeciwko ojcu.

Mama oczywiście płakała. Obiecał, iż wróci za rok i wtedy zdecyduje, co dalej — może wróci na studia, ale zaocznie.

Rok minął, Wojtek wracał do domu. Myśli o zemście na ojcu dawno odeszły. Tęsknił za mamą, za swoim pokojem, podwórkiem i przyjaciółmi. Wiedział, iż postąpił słusznie — teraz miał przed sobą całe życie.

Na kolejnej stacji wysiedli małżonkowie, a ich miejsca zajęła młoda para. Trzymali się za ręce, jechali w milczeniu. I znów Wojtek pomyślał o Kindze. Przez cały rok wspominał jej słowa i swoją odpowiedź. Przestało to być dla niego żartem.

Pociąg zatrzymał się na peronie. Wojtek wysiadł i sprężystym krokiem skierował się do przejścia podziemnego. Jako dziecko lubił słuchać, jak kroki odbijają się od ścian, wyobrażając sobie, iż idzie tam setka ludzi. choćby się odwracał, żeby to sprawdzić. A tata śmiał się, mówiąc, iż to tylko echo.

Wojtek wyszedł z tunelu na dworcowy plac i ruszył pieszo do domu. Chciał nacieszyć się rodzinnym powietrzem, rozruszać nogi i ochłonąć. Pod blokiem spotkał sąsiadkę.

— To Wojtek wrócił? Matka będzie szczęśliwa…

Nie czekał na windę, pobiegł po schodach, przeskakując po trzy stopnie. Zadzwonił do drzwi i nasłuchiwał. Dopiero teraz pomyślał, iż mama mogła wyjść — nie powiedział przecież, kiedy dokładnie wróci.

Ale zamek zaskoczył, drzwi się otworzyły, a mama radośnie klasnęła w dłonie. Raz go przytulała, raz odsuwała, by upewnić się, iż to naprawdę on, żywy i zdrowy, a nie sen. Złajała go, iż nie uprzedził, a potem zakrzątnęła się w kuchni. Gdy gotowała obiad, Wojtek poszedł pod prysznic. Mama zdążyła już położyć na pralce ręcznik i świeże ubranie.

Jeansy okazały się za ciasne i krótkie, podobnie jak koszulka.

— Urosłeś! — zdziwiła się mama, gdy wszedł do kuchni. — Nic nie szkodzi, najpierw cię nakarmię, a potem skoczę do sklepu po nowe rzeczy.

— Nie trzebaJej oczy wypełniły się łzami, gdy podał jej kwiaty, a mała Alenka wyciągnęła do niego ręce, nazywając go po raz pierwszy „tatusiem”.

Idź do oryginalnego materiału