Dzisiaj czuję się tak, jakby świat wywrócił się do góry nogami. przez cały czas nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa z mamą w ogóle się odbyła. Zadzwoniłem tylko po to, żeby zamienić kilka słów, zapytać, jak się czuje, a skończyło się rodzinną dramą, która przewróciła wszystko w mojej głowie. „Mamo, naprawdę? — prawie krzyczałem do słuchawki. — Jestem twoim jedynym synem, mam syna, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie widziałaś, a ty przepisujesz mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jak gdyby nigdy nic: 'Cześć, synku, dawno nie dzwoniłeś’?” Mama milczała po drugiej stronie, a ja czułem, jak w środku narasta we mnie żal zmieszany z niezrozumieniem. Jak ona mogła tak postąpić?
Nazywam się Bartosz, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym dzieckiem mojej matki, Anny Nowak. Nasze relacje zawsze były skomplikowane. Kiedy byłem mały, pracowała na dwie zmiany, żeby nas utrzymać, i ja to doceniam. Ale jej surowość i potrzeba kontroli często stawały między nami murem. Kiedy ożeniłem się z Kasią i urodził się nasz syn Tomek, miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. Ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się pracą i zdrowiem. Nie naciskałem — dzwoniłem raz w miesiącu, wysyłałem zdjęcia Tomka, ale jej odpowiedzi były krótkie: „Dobrze, synku, cieszę się”. A teraz dowiaduję się, iż przepisała mieszkanie na jakąś obcą kobietę.
Wszystko zaczęło się, gdy zadzwoniła moja ciotka, Ewa — siostra mamy — i powiedziała, iż Anna Nowak podpisała akt darowizny na mieszkanie. Myślałem, iż to pomyłka, iż ciotka coś pokręciła. Ale była pewna: mama przepisała mieszkanie na jakąś Magdę, kobietę, która, jak mówiła, „pomaga jej w domu”. Byłem w szoku. Mama mieszka w małym miasteczku pod Warszawą, w dwupokojowym mieszkaniu, które kupiła z ojcem jeszcze w latach osiemdziesiątych. To nie tylko cztery ściany — to część naszej historii, miejsce, gdzie dorastałem. A teraz należy do kogoś obcego?
Natychmiast zadzwoniłem do mamy, żeby wyjaśnić sprawę. Odpowiedziała spokojnie, jakby nic się nie stało. „Tak, Bartek, podarowałam mieszkanie Magdzie — powiedziała. — To dobra kobieta, robi zakupy, sprząta, pomaga mi. A ty jesteś daleko, masz swoje życie.” Nie wiedziałem, co powiedzieć. Tak, mieszkamy z Kasią w Łodzi, trzy godziny drogi, ale zawsze proponowałem pomoc! Dzwoniłem, pytałem, czy czegoś potrzebuje, oferowałem przyjazd albo opłacenie opiekcyj. Ale mama zawsze machała ręką: „Nie trzeba, dam sobie radę”. A teraz mówi, iż jestem „zbyt daleko”, a ta Magda — jej jedyne wsparcie?
Zapytałem, kim jest ta Magda i dlaczego mama jej ufa. Okazało się, iż to sąsiadka, która od dwóch lat zagląda do mamy, pomaga jej. Według mamy jest „jak córka” — gotuje, chodzi po leki, choćby zabiera ją na działkę. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale oddanie mieszkania? To nie pudełko pralinek! Próbowałem tłumaczyć, iż to niesprawiedliwie wobec mnie i Tomka. „Mamo, ja jestem twoim synem, Tomek twoim wnukiem. choćby nie wiesz, jak wygląda, a oddajesz wszystko obcej kobiecie? Jak to możliwe?” — pytałem. Mama tylko westchnęła: „Bartek, i tak nie przyjeżdżasz, a Magda jest blisko. To moja decyzja.”
Czułem, jak narasta we mnie gorycz. Tak, nie przyjeżdżam co miesiąc — mam pracę, rodzinę, ratę za samochód. Ale zawsze myślałem, iż jesteśmy rodziną, iż mama myśli o naszej przyszłości. Tomek ma dopiero cztery lata, rośnie, a ja marzyłem, iż to mieszkanie kiedyś mu pomoże — może na studia lub pierwsze lokum. A teraz trafiło w ręce kogoś, o kim wcześniej choćby nie słyszałem. Spytałem mamę, czy nie boi się, iż ta kobieta wykorzystała jej zaufanie. Odcięła: „Wiem, co robię. Magda to dobry człowiek.”
Po rozmowie długo nie mogłem się uspokoić. Kasia, widząc mój stan, zaproponowała, żeby pojechać do mamy i porozmawiać osobiście. Wzięliśmy Tomka i pojechaliśmy. Kiedy dotarliśmy, mama przywitała nas ciepło, przytuliła wnuka, ale widziałem, iż jest spięta. Przy herbacie znów wizcignąłem temat mieszkania. Nie chciałem kłótni, ale musiałem zrozumieć. „Mamo, wytłumacz — prosiłem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę częściej przyjeżdżać, mogę zatrudnić kogoś. Ale po co oddawać mieszkanie?” Spojrzała na mnie zmęczona: „Bartku, nie chcę być ciężarem. Magda się mną opiekuje, a ty jesteś zajęty. Chcę, żeby nikt nie musiał się o mnie martwić.”
Te słowa zabolały bardziej, niż się spodziewałem. Czy naprawdę myśli, iż byłaby dla nas ciężarem? Próbowałem tłumaczyć, iż jesteśmy jej rodziną, iż Tomek chce znać babcię, iż ja chcę być bliżej. Ale mama tylko potrząsała głową. Wtedy zrozumiałem — czuje się samotna, a Magda zapeł ten brak. Bolesne to, ale zacząłem patrzyć jej oczami.
Wróciliśmy do domu, a ja przez cały czas nie wiem, co robić. Prawnie darowizny nie da się podważyć — mama jest przy zdrowych zmysłach i miała do tego prawo. Ale nie umiem pogodzić się z tym, iż wybrała obcą osobę zamiast nas. Postanowiłem dzwonić częściej, przyjeżdżać, zabierać Tomka, żeby znał babcię. Może z czasem zrozumie, iż jej prawdziwa rodzina jest tutaj. A Magda… Mam nadzieję, iż ona naprawdę dba o mamę, a nie ma własnych celów. Ta sytuacja nauczyła mnie jednego: nie można odkładać rozmów z bliskimi. Życie jest za krótkie, by tracić więzi z tymi, których kochamy.