Mama zarzuca mi, iż nie pomagam z chorym bratem, ale po szkole spakowałam rzeczy i uciekłam z domu.

newsempire24.com 2 dni temu

Dzisiaj znów przyszła ta wiadomość. Mama znowu ma mi za złe, iż nie pomagam z chorym bratem, ale po szkole spakowałam rzeczy i uciekłam z domu.

Siedzę na ławce w parku w Poznaniu, patrząc, jak liście wirują w zimnym jesiennym wietrze. Telefon znowu drga w dłoni – kolejny SMS od mamy, od Elżbiety: *„Zostawiłaś nas, Kinga! Bartkowi jest gorzej, a ty żyjesz swoim życiem, jakby nas nie było!”* Każde słowo boli, ale nie odpowiadam. Nie potrafię. W sercu walczą we mnie wina, gniew i ból, które ciągną mnie z powrotem do domu, który opuściłam pięć lat temu. Wtedy, osiemnastoletnia, podjęłam decyzję, która podzieliła moje życie na „przed” i „po”. Teraz, gdy mam dwadzieścia trzy lata, przez cały czas nie wiem, czy to był adekwatny wybór.

Dorastałam w cieniu młodszego brata, Bartka. Miał trzy lata, gdy lekarze zdiagnozowali u niego ciężką padaczkę. Od tamtej chwili nasz dom zamienił się w szpital. Mama, Elżbieta, poświęciła się jemu: leki, wizyty u specjalistów, niekończące się badania. Tata odszedł, nie wytrzymując presji, zostawiając ją samą z dwójką dzieci. Ja, wtedy siedmioletnia, stałam się niewidzialna. Moje dzieciństwo zniknęło w obowiązkach związanych z bratem. *„Kinga, pomóż Bartkowi”, „Kinga, nie hałasuj, jego nerwy muszą być w spokoju”, „Kinga, poczekaj, teraz nie mam czasu”*. Znosiłam to, ale z każdym rokiem moje marzenia i pragnienia odsuwały się dalej.

W wieku nastoletnim nauczyłam się być „wygodna”. Gotowałam, sprzątałam, opiekowałam się Bartkiem, gdy mama biegała po przychodniach. Koleżanki ze szkoły zapraszały mnie na spacery, ale odmawiałam – w domu zawsze byłam potrzebna. Mama chwaliła mnie: *„Jesteś moją podporą, Kinga”*, ale te słowa nie dodawały mi otuchy. Widziałam, jak patrzy na Bartka – z miłością zmieszaną z rozpaczą – i wiedziałam, iż dla mnie takiego spojrzenia już nie będzie. Byłam nie córką, ale pomocnicą, której zadaniem było ułatwiać życie rodzinie. Głęboko w sercu kochałam brata, ale ta miłość była przepełniona zmęczeniem i żalem.

W klasie maturalnej czułam się jak cień. Rówieśnicy rozmawiali o studiach, imprezach, planach na przyszłość, a ja nie mogłam myśleć o niczym poza rachunkami za leczenie i łzami mamy. Pewnego dnia, wróciwszy ze szkoły, zastałam Elżbietę w histerii: *„Bartek potrzebuje nowej terapii, a nie mamy pieniędzy! Musisz znaleźć pracę po szkole, Kinga!”* W tamtej chwili coś we mnie pękło. Spojrzałam na matkę, na brata, na ściany, które dusiły mnie przez całe życie, i zrozumiałam: jeżeli zostanę, zniknę na zawsze. Było mi przykro, ale nie potrafiłam już być tą, której od mnie oczekiwano.

Po maturze spakowałam plecak. Zostawiłam kartkę: *„Mamo, kocham was, ale muszę odejść. Wybaczcie.”* Z pięcioma tysiącami złotych, które uciułałam z dorywczych prac, kupiłam bilet do Warszawy. Tamtej nocy, siedząc w pociągu, płakałam, czując się jak zdrajczyni. Ale jednocześnie w piersi pojawiło się coś nowego – nadzieja. Chciałam żyć, uczyć się, oddychać, nie oglądając się na szpitalne korytarze. W Warszawie wynajęłam kąt w akademiku, zaczęłam pracę jako kelnerka, zapisałam się na zaoczne studia. Po raz pierwszy poczułam się człowiekiem, a nie tylko pomocą domową.

Mama nie wybaczyła mi. Przez pierwsze miesiące dzwoniła, krzyczała, błagała, bym wróciła. *„Jesteś egoistką! Bartek cierpi bez ciebie!”* – jej głos ciął jak nóż. Wysyłałam jej pieniądze, gdy tylko mogłam, ale nie zamierzałam wracać. Z czasem telefonów było mniej, ale każda wiadomość była pełna wyrzutów. Wiedziałam, iż Bartkowi jest ciężko, iż mama jest wykończona, ale nie umiałam już dźwigać tego ciężaru. Chciałam kochać brata jak siostra, a nie jak opiekunka. A jednak za każdym razem, czytając jej słowa, pytałam siebie: *„Kim byłabym, gdybym została?”*

Teraz żyję własnym życiem. Mam pracę w biurze, przyjaciół, plany na magisterkę. Ale cień przeszłości nie znika. Tęsknię za Bartkiem, za jego uśmiechem, gdy miał lepsze dni. Kocham mamę, ale nie mogę wybaczyć jej, iż zabrała mi dzieciństwo. Elżbieta wciąż pisze, a każda wiadomość to echo domu, z którego uciekłam. Nie wiem, czy będę mogła kiedykolwiek wrócić, wytłumaczyć się, pogodzić. Ale jedno wiem na pewno: w dniu, gdy pociąg zabrał mnie z Poznania, uratowałam siebie. I ta prawda, choć gorzka, daje mi siłę, by iść dalej.

Idź do oryginalnego materiału