Znowu się z mamą pokłóciłyśmy. Ona po raz kolejny powtarza, iż na niej oszczędzam, a mnie od tych słów już nerwy puszczają, bo ja oszczędzam na wszystkim, nie tylko na niej.
Z jakiegoś powodu mama uważa, iż ja mam nie wiadomo jakie pieniądze. Bo jak inaczej wytłumaczyć jej pretensje, iż „inne dzieci to swoich rodziców rozpieszczają, a ty nie”?
Tyle iż jej kompletnie nie interesuje fakt, iż ja ledwo spinam koniec z końcem. Ona chce mieć się czym pochwalić koleżankom, a ja – czym spłacić kredyt hipoteczny.
Do Nowego Roku jeszcze ponad miesiąc, a mama już męczy mnie pytaniem: „co mi kupisz?”. Tak naprawdę wcale jej nie chodzi o niespodziankę – ona doskonale wie, co chce dostać.
Tym razem zażyczyła sobie robota kuchennego za siedemdziesiąt parę tysięcy złotych. Kwota może i nie kosmiczna, ale dla mojego budżetu zdecydowanie odczuwalna.
– Przecież nie proszę cię o domek letniskowy, tylko o robot kuchenny. Potrzebna rzecz – mówi z pretensją mama.
Komuś może i potrzebna, ale na pewno nie jej. Gotować nie lubi, a do wymyślnych przepisów nigdy się nie przykłada. Najwyraźniej którejś z jej koleżanek dzieci taki sprzęt kupiły i teraz mama też musi mieć.
Skończy się tak samo jak z wyżebraną wcześniej multicookerem – będzie stał w kącie i kurzył się przez większość roku.
Nie jestem dyrektorką Orlenu ani prezesem banku, zarabiam średnio, a większość pieniędzy pochłania rata kredytu. Od mamy żadnej pomocy – tylko wymagania. „Kup mi to, zrób tamto”. A jak się nie da, to od razu tekst: „Na mnie oszczędzasz, a ja dla ciebie całe życie się poświęcałam!”.
Tyle iż ja jakoś tego poświęcenia nie pamiętam. Mama zawsze miała złoto, dobre futro, kosmetyki, a mieszkanie nigdy nie było źle wyposażone.
Ja natomiast nie miałam niczego ponad to, co inne dzieci. Pamiętam dokładnie, iż nie dostałam ani Pegasusa, ani Segi – bo mama twierdziła, iż to fanaberie.
Więc nie bardzo wiem, z czego niby ona rezygnowała i dlaczego miało to być „dla mnie”. A kiedy próbuję zapytać, obraża się, odwraca głowę i mówi: „Nic mi nie potrzeba, koniec rozmowy”.
Żeby nie zwariować od jej wymagań, choćby mieszkam osobno, chociaż mogłam wynajmować własne mieszkanie i mieszkać z nią – miałabym łatwiej z kredytem. Ale moje nerwy są dla mnie ważniejsze. Mama potrafi mnie wykończyć choćby na odległość.
– A widzisz, córka cioci Basi wykupiła mamie wczasy nad morzem. A ja? Ja nad morzem byłam ostatni raz przed twoim urodzeniem – wzdycha mama.
No to gratuluję – ja nad morzem nie byłam ani razu. I co teraz? Dodam tylko, iż ta sama ciocia Basia podarowała swojej córce mieszkanie na ślub.
Gdyby ktoś mi podarował mieszkanie, też bym nie brała kredytu i może czasem pozwoliłabym sobie na wczasy. Ale niestety, jakoś nikt mi nie dał.
I tak staram się kupować mamie porządne prezenty, ale jej apetyt rośnie w nieskończoność. Rok temu na święta kupiłam jej futro z norek.
Cały rok odkładałam pieniądze, bo tak mnie tym futrem zamęczyła, iż nie miałam wyjścia. W końcu kupiłam, a mama zamiast się cieszyć, powiedziała:
– No, sobolowe to to nie jest, ale niech będzie.
W tym roku trochę się „poskromiła” z tym robotem kuchennym, ale mam przeczucie, iż na urodziny odbije sobie z nawiązką. Znowu będzie opowiadać, co to dzieci znajomych kupują swoim rodzicom, a ona biedna – córkę skąpicę ma.