– Mama kazała, żebyś sama płaciła swoje rachunki rzucił mąż
Grażyna stoi przed lustrem w sypialni, równomiernie rozprowadzając krem na twarz. Lato dopiero się rozciąga, a w mieszkaniu już duszno. Poza oknem lipcowe słońce pali asfalt, ale w domu chłodzi klimatyzacja.
Znowu nowy krem? pyta Piotr, zaglądając zza gazety.
Nie nowy, odpowiada spokojnie Grażyna. Ten sam, co miesiąc temu.
Piotr kiwa głową i wraca do czytania. Takie rozmowy stały się w ich domu codziennością. Piotr zawsze interesuje się wydatkami żony, ale nie ogranicza ich. Pieniądze w rodzinie są wspólne, każdy wydaje, co potrzebne.
Grażyna pracuje księgową w dużej firmie budowlanej. Pensja jest solidna i regularna. Piotr jest mechanikiem w zakładzie, zarabia troszkę mniej, ale też przyzwoicie. Razem żyją wygodnie, mogą raz w roku wyjechać na urlop i pozwolić sobie na drobne przyjemności.
Od początku małżeństwa Grażyna przyzwyczaiła się do samodzielnego opłacania własnych potrzeb. Nie dlatego, iż Piotr ją zmuszał, ale dlatego, iż wydawało się słuszne. Szampon, odżywka, kosmetyki, ubrania wszystko kupuje sama. Piotr nigdy nie sprzeciwia się, uważa to za naturalne.
Idę dziś do manicurzystki, mówi Grażyna przy śniadaniu.
Dobrze, odpowiada mąż, smarując chleb masłem. A po pracy jadę z Tomkiem do garażu, posłuchamy silnika.
To zwykła rozmowa typowej pary. Grażyna od trzech lat co tydzień umawia się na manicure; ręce muszą być zadbane, zwłaszcza w pracy, gdzie spotyka się z klientami.
Piotr nie komentuje tych wyjść. Wręcz przeciwnie, jest dumny z pięknej żony. Grażyna naprawdę dba o siebie: dwa razy w tygodniu chodzi na siłownię, regularnie odwiedza kosmetolog, ubiera się elegancko. W wieku trzydziestu pięciu lat wygląda młodziej niż jej lata.
Pierwsze niepokojące nuty słychać po wizycie teściowej. Wanda Kowalska przyjeżdża na weekend, jak zwykle. Kobieta jest stanowcza i lubi wyrażać zdanie na każdy temat.
Grażyno, znów idziesz do salonu? pyta teściowa, gdy zięć wchodzi po kąpieli.
Tak, do manicurzystki, odpowiada syn.
Co tydzień? kręci głową Wanda. Czy to nie za dużo?
Mamo, co w tym złego? Grażyna pracuje, może sobie pozwolić.
Może, przyzna teściowa. Tylko po co tak często? Całe życie malowałam paznokcie sama i wyglądam zupełnie w porządku.
Piotr wzrusza ramionami. Nigdy nie zastanawiał się nad częstotliwością wizyt żony w salonie.
A jej kosmetyki! kontynuuje Wanda. W łazience widziałam słoiki po trzy tysiące złotych!
Mamo, po co nam to? mówi nieco zirytowany Piotr.
Bo pieniądze są wspólne. Pracujesz, męczysz się, a te drobne wydatki zabierają nam środki.
Rozmowa gaśnie, ale ziarno wątpliwości już zasiane. Piotr zaczyna zwracać uwagę na wydatki żony nie celowo, po prostu echo słów teściowej pozostaje w głowie.
Rzeczywiście, Grażyna kupuje drogie kosmetyki. Kremy, sera, maseczki wszystko kosztuje sporo. Ubrania też nie są tanie. Nie markowe, ale solidne.
Po co ci trzy pary letnich butów? pyta Piotr, widząc nowy zakup.
Po co? zdziwiła się Grażyna. Różne kolory do różnych stylizacji.
Mogłaś wziąć jedne uniwersalne.
Mogłabym, przyznała. Ale te mi się podobają.
Piotr milczy, a w środku rośnie nieokreślone niezadowolenie. Nigdy nie przywiązywał wagi do kobiecych zakupów, ale teraz zaczyna mu się wydawać, iż Grażyna wydaje za dużo.
Kolejna wizyta teściowej pogarsza sytuację. Wanda przyjeżdża w środku lipca, kiedy upał jest nie do zniesienia.
Rozpieszczasz ją, mówi matka przy kolacji, gdy Grażyna gotuje. Co tydzień manicure, co dwa tygodnie kosmetolog. A w domu tyle obowiązków.
Mamo, mieszkanie czyste, Grażyna gotuje świetnie.
Zawsze jest czegoś więcej, odrzuca Wanda. A pieniądze lecisz na marne. Policz, ile wydajecie na salony.
Piotr zaczyna liczyć. Manicure kosztuje półtorej tysiąca złotych tygodniowo, czyli sześć tysięcy miesięcznie. Kosmetolog trzy tysiące co dwa tygodnie, czyli kolejne sześć tysięcy. Razem dwanaście tysięcy złotych na piękno.
To sporo, przyznaje syn.
Właśnie, potwierdza teściowa. A ty milczysz. Musisz kierować żoną, a nie spełniać jej kaprysy.
Wieczorem Piotr po raz pierwszy przygląda się budżetowi rodzinnemu. Grażyna rzeczywiście wydaje sporo na siebie, ale i tak zarabia porównywalnie z nim.
Grażyno, możemy pogadać? pyta, gdy teściowa wyjeżdża.
Oczywiście, odpowiada żona, odkładając czystą naczynia do szafki.
Nie wydajesz za często pieniądze w salonach?
Grażyna zatrzymuje się i patrzy na męża.
Co masz na myśli za często?
No, co tydzień manicure, kosmetolog Może trochę rzadziej?
Po co? dziwi się kobieta. Lubię dobrze wyglądać i mam na to środki.
Środki są, ale można i oszczędniej, sugeruje ostrożnie Piotr.
Oszczędniej? marszczy brwi Grażyna. Na czym ty oszczędzasz? Na piwie z kumplami? Na rybach? Na nowym sprzęcie do garażu?
Piotr czuje, iż policzka się rumieni. Zawsze uważał własne wydatki za niezbędne.
To coś innego, mruczy.
Czym? nie odpuszcza żona.
To to męskie potrzeby.
A moje nie są potrzebami? głos Grażyny staje się chłodny.
Nie mówię, iż nie są potrzebami, po prostu Piotr gubi się w słowach.
Rozumiem, krótko mówi Grażyna i wychodzi z kuchni.
Rozmowa pozostawia nieprzyjemny posmak. Piotr czuje się krępująco, ale słowa matki wciąż brzęczą w głowie. Może Wanda ma rację? Czy naprawdę Grażyna przesadza?
Z czasem uwagi stają się codziennością. Piotr zauważa nową szminkę w torebce Grażyny, komentuje kolejny wyjazd do manicurzystki.
Znowu do salonu? pyta, widząc żonę w drodze.
Tak, odpowiada krótko Grażyna.
A my nie zapłaciliśmy za media.
To zapłać, zdziwia się kobieta.
Gdzie pieniądze? Wydajesz je na piękno.
Grażyna zatrzymuje się z torbą w ręku.
Jakie piękno? Manicure kosztuje półtorej tysiąca, a media osiemdziesiąt złotych. Co ma wspólnego?
To, iż wydajesz pieniądze na coś niepotrzebnego, mruknął Piotr.
Niepotrzebne? pyta cicho. Można i bez tego obejść się.
Grażyna milczy i odchodzi. Piotr zostaje sam, czując się zwycięzcą. Myślał, iż wreszcie ustalił zasady.
Ale wygrana okazuje się pusta. Grażyna zamyka się w sobie, odpowiada krótkimi zdaniami i przestaje prosić o środki na wizyty w salonach. Piotr najpierw cieszy się, potem się niepokoi.
Dokąd jedziesz? pyta, zauważając świeży manicure.
Idę, potwierdza Grażyna.
Na jakie pieniądze?
Na własne.
Na własne? Nasz budżet jest wspólny.
Więc nie do końca wspólny, odpowiada spokojnie żona.
Piotr nie rozumie, co ma na myśli Grażyna, ale nie kłóci się. Najważniejsze, iż żona nie wydaje już rodzinnych pieniędzy na kaprysy.
Szybko jednak okazuje się, iż Grażyna odmawia płacenia nie tylko za salony. Gdy Piotr prosi o przelew na kosmetologa, ona odwraca głowę.
Nie przelewam na bzdury, mówi.
Co to za bzdury? pyta zaskoczony mężczyzna.
Sam mówiłeś, iż to bzdury.
Mam na myśli twoje wizyty w salonie!
A ja mówię o twoich wizytach u kosmetologa, odpowiada bez emocji.
Nie mam kosmetologa! protestuje Piotr.
Mam masażystę. Co dwa tygodnie trzy tysiące za sesję.
Piotr nie wie, co zrobić. Faktycznie od pół roku chodzi na masaż, bo praca obciąża plecy, a lekarz zalecił fizjoterapię.
To leczenie! broni się.
Mój kosmetolog też leczy, kontruje Grażyna. Problemowa skóra wymaga profesjonalnej pielęgnacji.
To nie to samo!
Dlaczego? pyta naprawdę zdziwiona żona. Ty leczysz plecy, ja skórę. W czym różnica?
Piotr czuje, iż logika wymyka się z ręki, ale nie chce ustąpić.
To po prostu różne rzeczy, upiera się.
Dobrze, zgadza się Grażyna. To płacisz za masaż sam.
Od tej chwili żona odmawia przelewania pieniędzy na wszystko, co uważa za nieobowiązkowe. Nowe słuchawki dla Piotra? Niech kupi sam. Spotkanie z przyjaciółmi w kawiarni? Również na własny koszt.
Co się z tobą dzieje? pyta Piotr po kolejnym odmowie.
Nic szczególnego, odpowiada Grażyna. Po prostu nie chcę marnować na bzdury.
Jakie bzdury? Spotkania z przyjaciółmi to normalny kontakt!
A manicure to niecodzienna pielęgnacja?
Piotr milczy. Powoli zaczyna dostrzegać, iż żona używa jego własnej logiki przeciwko niemu.
Kulmina następuje przy kolacji pod koniec lipca. Piotr trzyma nowy telefon, kupiony wczoraj. Stary jeszcze działa, ale chciał nowocześniejszy model.
Ile kosztował? pyta Grażyna.
Trzydzieści pięć tysięcy złotych, odpowiada mężczyzna, nie odrywając wzroku od ustawień.
Drogo. Po co wymienić?
Stary zwalniał. Ten jest szybszy.
Rozumiem, kiwa głową Grażyna i kontynuuje jedzenie sałatki.
Piotr czuje pewien niepokój w spokojnym zachowaniu żony, ale nie przywiązuje wagi.
Następnego dnia Piotr odkrywa, iż nie może zapłacić kartą w sklepie. Brakuje środków na koncie.
Grażyno, gdzie wzięły się pieniądze? pyta w domu.
Jakie pieniądze? zdziwia się żona.
Z wspólnego konta. Tam powinno być czterdzieści tysięcy.
Powinno, potwierdza Grażyna. Ale mama kazała, żebyś swoje rachunki sam opłacał. Nie muszę.
Piotr zamarza, słysząc echo własnych słów sprzed kilku miesięcy.
Co powiedziałaś? dopytuje, nie wierząc usłyszonemu.
To, co mi mówiłeś, odpowiada Grażyna, kontynuując jedzenie. Mama kazała, żebyś swoje rachunki sam opłacał. Nie muszę.
Jaka to mama? pyta zdezorientowany.
Moja, mówi spokojnie żona. Tak samo jak twoja mama kazała mi płacić za siebie.
Piotr czuje, iż ziemia usuwa mu się spod nóg. Nigdy nie myślał, iż własne słowa mogą wrócić w takiej formie.
To inaczej! próbuje protestować.
Dlaczego inaczej? podnosi wzrok Grażyna. Telefon za trzydzieści pięć tysięcy to potrzeba, a manicure za półtorej tysiąca to bzdura?
Telefon potrzebny do pracy!
A manicure potrzebny do pracy. Rozmawiam z ludźmi, podpisuję dokumenty.
Piotr rozumie, iż logika nie jest po jego stronie, ale nie chce się poddać.
Grażyno, nie kłóćmy się o bzdury,
O bzdury? pyta żona, odkładając widelec. Czyli gdy ograniczasz moje wydatki, to jest zasada, a gdy ja stosuję te same zasady do ciebie, to bzdura?
Mężczyzna milczy. Grażyna kończy sałatkę w ciszy, odkłada naczynia i idzie do sypialni.
Następnego dnia Grażyna bierze wolne w pracy. Piotr sądzi, iż chce odpocząć w domu, ale ona siada przyW sądzie otrzymała dwie trzecie wartości mieszkania, a Piotr został sam w pustym mieszkaniu, rozmyślając, jak bardzo stracił, nie doceniając tego, co miał.











