Mama chce odwiedzić nas podczas nieobecności teściowej, ale ta nie pozwala wpuszczać obcych do swojego domu.

newskey24.com 18 godzin temu

Mama chce nas odwiedzić, dopóki teściowej nie ma, ale ona zabrania wpuszczać obcych do swojego domu.

Mam 25 lat, nazywam się Kasia, a ta sytuacja dosłownie łamie mi serce. Mieszkam z mężem, Darkiem, w mieszkaniu jego matki, Władysławy Stanisławy, w małym miasteczku pod Łodzią. To nie jest tymczasowe rozwiązanie – zostaniemy tu na dłużej, przynajmniej do końca mojego urlopu macierzyńskiego. Trzy miesiące temu urodziłam córeczkę, Zosię, i teraz całe nasze życie kręci się wokół niej. Zamiast rodzinnego ciepła, czuję się jednak jak zakładniczka w cudzym domu, gdzie teściowa narzuca swoje zasady, a moja mama choćby nie może do nas przyjechać w odwiedziny.

Mieszkanie Władysławy Stanisławy jest przestronne – trzy pokoje, wygodny układ, balkon i duża kuchnia. Bez problemu mogłoby tu mieszkać czworo ludzi. Darek ma swoją część tego mieszkania, a my zajmujemy tylko jeden pokój, żeby nikomu nie przeszkadzać. Karmię Zosię piersią, śpimy razem i na razie wszyscy są z tego zadowoleni. Ale życie tutaj stało się dla mnie niekończącą się walką. Teściowa nie przepada za sprzątaniem, więc cały dom ląduje na moich barkach. Jeszcze przed porządkiem szorowałam mieszkanie z wieloletnich zaniedbań, a teraz muszę utrzymywać czystość, bo z małym dzieckiem inaczej się nie da. Codzienne mycie podłóg, pranie, prasowanie – wszystko na mnie. Gotuję też sama, bo Władysława Stanisława choćby nie zagląda do kuchni. Dobrze, iż Zosia jest spokojna – śpi albo leży w łóżeczku, gdy ja krzątam się po domu.

Teściowa za to nie robi nic. Kiedyś jeszcze zmywała naczynia, ale teraz i z tego zrezygnowała. Zostawia talerze na stole i wychodzi. Milczę, żeby nie eskalować konfliktu, ale w środku gotuję się ze złości. Czy naprawdę tak trudno opłukać talerz po zupie? To drobiazg, ale właśnie takie rzeczy dobijają mnie najbardziej. Zmywam, sprzątam, gotuję, a ona ogląda telewizję albo plotkuje przez telefon. Staram się unikać kłótni, połykam urazy, ale z każdym dniem czuję, jak siły mnie opuszczają.

Ostatnio teściowa oznajmiła, iż jesienią wyjeżdża odwiedzić rodzinę na Podlasiu. Jej siostrzenica wychodzi za mąż, a ona chce zobaczyć się z krewnymi. Byłam zachwycona – wreszcie my, Darek i Zosia, będziemy sami jak prawdziwa rodzina! Tego samego dnia zadzwoniła moja mama, Halina Maria. Mieszka daleko, w Krakowie, i jeszcze nie widziała wnuczki. Powiedziała, iż tęskni i chce przyjechać. Byłam w siódmym niebie – mama przytuli Zosię, a ja choć na chwilę poczuję się jak u siebie. To była podwójna radość, aż nie mogłam doczekać się wieczora, żeby podzielić się tą wiadomością.

Ale moja euforia rozwiała się w sekundę. Gdy wspomniałam o wizycie mamy, twarz Władysławy Stanisławy ściemniała. „Nie pozwolę wpuszczać obcych do mojego domu, kiedy mnie nie będzie!” – oświadczyła stanowczo. Obcych? Mówiła o mojej mamie, babci mojej córki! Byłam w szoku. Jak można nazwać moją mamę obcą? Owszem, nie są z teściową blisko, ale widziały się na naszym ślubie. Wtedy mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu, a mama nocowała u nas, bo u Władysławy Stanisławy gościli dalsi krewni. Minęły trzy lata, ale czy to sprawia, iż moja mama stała się kimś obcym?

Teściowa przyjęła postawę pełną podejrzeń. Oskarżyła mnie, iż spiskuję z mamą, jakbyśmy czekały tylko na jej wyjazd, żeby „rządzić” w jej mieszkaniu. Kupiła już bilety, ale teraz jest przekonana, iż przyjazd mojej mamy to nie przypadek. „Dwa lata twoja matka się nie pojawiała, a teraz nagle ma ochotę? Tak się nie dzieje!” – krzyczała. Próbowałam tłumaczyć, iż mama po prostu chce zobaczyć wnuczkę, ale teściowa pozostała nieugięta. Oświadczyła, iż zwróci bilety i zostanie w domu, żeby „pilnować” mieszkania. Jakby miała pałac pełen kosztowności, a nie zwykłą trzypokojówkę z mocno zużytym remontem!

Opowiedziałam o wszystkim mamie, nie wytrzymałam. Była smutna, ale powiedziała, iż przełoży wizytę na lato, żeby nie robić problemów. A teściowa rzeczywiście odwołała swój wyjazd. Teraz chodzi po domu z miną strażniczki, śledzi każdy mój krok, jakbym była złodziejką gotową ukraść jej dobytek. Czuję się upokorzona. Moja mama, która tak marzyła o przytuleniu Zosi, nie może przyjechać przez kaprys teściowej. A ja, choć mieszkam tu na prawach lokatora i jestem zameldowana, nie mam choćby prawa zaprosić kogoś bliskiego.

Serce pęka mi z bezsilności. Daję z siebie wszystko dla tego domu: sprzątam, gotuję, dbam o atmosferę, a w zamian dostaję tylko podejrzliwe spojrzenia i zakazy. Darek stara się nie angażować, ale widzę, iż i jemu jest niezręcznie. Kto tu ma rację? Teściowa, która broni swojego mieszkania jak twierdzy? Czy ja, która po prostu chcę, żeby moja mama zobaczyła wnuczkę? Moja mama nie jest obca – to część naszej rodziny. Ale Władysława Stanisława widzi we mnie zagrożenie, a w moich pragnieniach – podstęp. Jestem zmęczona życiem pod jej kontrolą, zmęczona uczuciem, iż dom, który stał się mój, przez cały czas nie jest mój naprawdę. Ta sytuacja to jak nóż w serce i nie wiem, jak znaleźć wyjście, nie niszcząc przy tym rodziny.

Idź do oryginalnego materiału