Mam wrażenie, iż nigdy się nie rozstaliśmy…

newsempire24.com 16 godzin temu

Zdawało mi się, iż nigdy się nie rozstaliśmy…

Każdego dnia Ewa wracała do domu z nadzieją, iż Kacper wróci. Wiedziała, iż nie ma kluczy – zostawił je, gdy odchodził. Mimo to wciąż wyobrażała sobie, iż otworzy drzwi i zobaczy w przedpokoju jego trampki. Tym razem cud się nie wydarzył.

Żyli razem dwa lata. Wypełnił pustkę po śmierci jej mamy. I po co w ogóle zaczęła tę rozmowę… Od samego początku nie było między nimi namiętności. Po prostu było im dobrze. Ale Kacper nie proponował małżeństwa, nie mówił o przyszłości – ich przyszłości.

– Co dalej? – spytała pewnego dnia Ewa.

– Chodzi ci o pieczątkę w dowodzie? Co by to zmieniło?

– Dla kobiety to ważne. jeżeli dla ciebie nie, może się rozstaniemy? – powiedziała półżartem, chcąc go zmusić do działania.

– W takim razie się rozstaniemy – odparł nagle i wyszedł.

Minął tydzień, żyła sama. I czekała. Zadzwonić? Poprosić, żeby wrócił? Ale jeżeli mężczyzna odchodzi tak łatwo, to znaczy, iż nigdy nie kochał.

Pojawił się w jej życiu dokładnie wtedy, gdy została zupełnie sama. Dwa lata temu kierowca busa dostał zawału, stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w przystanek. Mama i jeszcze jedna kobieta zginęły na miejscu, reszcie się poszczęściło – byli ranni, ale przeżyli. Kierowca zmarł w szpitalu, gdy dowiedział się, iż z jego winy ludzie stracili życie. Rozległy zawał.

Informowały o tym wszystkie wiadomości. Po pogrzebie Ewa działała jak automat. Pewnego dnia o mało nie wpadła pod samochód Kacpra. Zdążył zahamować, wysiadł i zaczął na nią krzyczeć, ale gdy zobaczył jej twarz, urwał. Zawiózł ją do domu i został z nią.

Był trzy lata młodszy. Różnica nieznaczna, ale Ewie wydawało się, iż dzieli ich dekada. On niczego nie planował, żył dniem dzisiejszym, od rozmów o dzieciach uciekał. „Jakie dzieci? Zdamy się. Ewka, czy nam źle we dwoje?” – śmiał się Kacper.

A ona marzyła o normalnej rodzinie, dzieciach, wspólnym wybieraniu wózka i ubranek. Takie rozmowy go drażniły.

W domu celowo nie wyjmowała telefonu z torebki, by nie sprawdzać go co chwilę. Z trudem powstrzymywała się, żeby nie zadzwonić. Każdego ranka, szykując się do pracy, z zapartym tchem sprawdzała wiadomości. Kacper nie pisał.

Znowu pusty, samotny wieczór. W telewizji leciał jakiś film. Ewa myślała o swoim, nie widząc, co dzieje się na ekranie. Dlatego dopiero po chwili usłyszała stłumioną melodię dobiegającą z przedpokoju. Długo nie mogła wygrzebać telefonu z torebki. Przeszkadzał portfel, grzebień, różne drobiazgi. W końcu go wyjęła, ale to nie był Kacper. Ewa odebrała, myśląc, iż może rozładował mu się telefon albo miał wypadek…

– Ewa? – zapytał niemłody, kobiecy głos.

I w tej chwili przestało ją obchodzić, kto dzwoni i po co.

– To sąsiadka twojej ciotki Zosi. Zmarła dziś rano.

Jaka ciotka Zosia? Jaka sąsiadka? O czym w ogóle mówi ta kobieta? Nagle w jej głowie zapaliło się wspomnienie z dzieciństwa. Niska, pękata kobieta, przypominająca Kopciuszka. Zakrywała usta dłonią, gdy się uśmiechała. Nie miała przednich zębów – mąż wybił je pijany. Pachniało od niej piecem i pierogami.

Ewa nie mogła się doczekać wakacji, by pojechać do ciotki Zosi. Ale mama powiedziała, iż tam już nie jadą. Nie pamiętała już dlaczego. Potem zapomniała choćby o samej ciotce.

– Słyszysz mnie? – spytał obcy głos.

– Tak. Z czego zmarła?

– Lekarz powiedział, iż oderwał się zakrzep. Szpital w powiecie, nie taki jak w mieście. Mogli ją zostawić w domu, ale upał… Przyjedziesz?

– Kiedy pogrzeb? – zapytała Ewa.
Nie zamierzała jechać.

– Pojutrze, trzeciego dnia, jak trzeba. jeżeli nie możesz, powiedz, przełożymy…

– Nie trzeba, przyjadę. Jak tam dojechać? Nie pamiętam – przyznała się z trudem Ewa.

– Oczywiście – ucieszyła się kobieta. – Skąd miałabyś pamiętać? Wieś Załęcze. Autobusem dwie godziny, samochodem szybciej.

– Autobusem – powiedziała Ewa, przypominając sobie, iż Kacpra z samochodem już nie ma.

– Jedź do wsi Brzeziny, do nas autobus nie dojeżdża, trzeba iść pieszo. Może cię spotkamy?

– Nie trzeba.

– Przyjeżdżaj. Poza tobą nie ma już nikogo…

„Nie pojadę. Po co? Prawie nie pamiętam ciotki Zosi. Skąd w ogóle ta sąsiadka wzięła mój numer?” – Ewa otworzyła szafę. W oczy rzuciła się sukienka, w której chowała mamę. – „Mamo… Ty byś pojechała”.

Wyjęła długą niebieską spódnicę w drobne białe kwiatki i czarną bluzkę. Reszta była zbyt kolorowa, nie nadawała się na pogrzeb. Spakowała rzeczy do torby.

Rano poszła do pracy i napisała podanie o trzy dni wolnego na własny koszt. Jak przystało.

– jeżeli będzie trzeba więcej, dzwoń – powiedziała przełożona ze współczuciem.

Wróciła do domu, spakowała niezbędne rzeczy i pojechała na dworzec. Autobus już odjechał, na następny trzeba było czekać dwie godziny. Nie miał sensu wracać do domu. Ewa zabijała czas w kawiarni i sklepach przy dworcu. Kupiła cukierki, ciastka, wino. Nie wypada jechać z pustymi rękami. Na stypie się przyda.

Przez całą drogę myślała o bezsensie tej podróży. Gdy wysiadła z autobusu, słońce chyliło się ku zachodowi, ale wciąż prażyło niemiłosiernie. Ewa gwałtownie się spociła, ubranie przylgnęło do ciała. niedługo wyprzedził ją samochód. Zatrzymał się nieco dalej, wysiadł z niego młody mężczyzna.

– Ewa? – zapytał.

– Tak. Skąd…

– Nie pamiętasz mnie? Jestem Krzysztof.

W pamięci zamajaczył chudy chłopak z wiecznym katarem. Nie mogło być, żeby z tego smarkacza wyrósł taki przystojniak.

– Wsiadaj, podwiozę. Wszyscy na ciebie czekają.

– Na mnie? – zdziwiła się Ewa.

– No tak. Twoja ciotka umarła. Wiemy o twojej mamie. WspKiedy stanęli przed jej domem, Krzysztof wziął ją za rękę i cicho powiedział: “Zostań, jesteś tu potrzebna, a ja zawsze będę przy tobie,” i wtedy Ewa poczuła, iż w końcu znalazła miejsce, do którego należy.

Idź do oryginalnego materiału