Mam przyjaciółkę, z którą znamy się od lat – jeszcze od czasów szkolnych. Choć formalnie nie jesteśmy rodziną, od dawna traktujemy się jak najbliższe osoby. Wszystkie euforii i smutki przeżywałyśmy razem. Jestem matką chrzestną jej córki i kocham ją jak własne dziecko, chociaż sama nigdy nie doczekałam się dzieci

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Obie wyszłyśmy za mąż dość wcześnie, obie potem się rozwiodłyśmy. W naszych życiach były romanse, związki, rozczarowania – wszystkim dzieliłyśmy się ze sobą bez tajemnic. Dziś obie mamy po pięćdziesiątce.

Niedawno Lidia – moja przyjaciółka – poznała nowego mężczyznę. Był od niej aż o 20 lat młodszy. Na początku traktowałam to jak chwilową przygodę. Sama Lidia opowiadała o nim z przymrużeniem oka, z lekkim dystansem, czasem żartując. Nie brałam tego na serio.

Z czasem jednak zauważyłam, iż to dla niej coś więcej. Jej ton głosu zmienił się – mówiła o Michale z ciepłem, z którym wcześniej nie mówiła o żadnym mężczyźnie. Coraz rzadziej się spotykałyśmy, bo ona była ciągle zajęta i niemal każdą wolną chwilę spędzała z nim. Nie miałam jej tego za złe – byłam pewna, iż to gwałtownie minie. W końcu on był tylko o kilka lat starszy od jej córki!

Kiedy pewnego dnia oznajmiła mi, iż wychodzi za Michała za mąż, oniemiałam. Nie mogłam zrozumieć, jak mogła się zdecydować na taki krok. Próbowałam ją od tego odwieść, przekonywałam, iż ten związek nie ma przyszłości, iż za kilka lat ona będzie dla niego „za stara”, a on odejdzie. Ale Lidia tylko się uśmiechała i mówiła, iż nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa jak teraz.

Postanowiłam wciągnąć do rozmowy jej córkę, moją chrześnicę, mając nadzieję, iż ona przemówi matce do rozsądku. Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna powiedziała, iż nie zamierza wtrącać się w życie mamy i życzy jej szczęścia.

Ślub odbył się nad morzem, w gronie najbliższych. Lidia poprosiła mnie, żebym była jej świadkiem. Najpierw popłynęliśmy białym jachtem po spokojnych, błękitnych falach, potem wysiedliśmy na urokliwej, dzikiej plaży, gdzie urządziliśmy romantyczny piknik. To było jak bajka. Lidia promieniała szczęściem, a Michał ani na chwilę nie odsuwał się od niej.

Nie wiem, jak potoczy się ich wspólne życie, ale dziś zazdroszczę jej… taką czystą, dobrą zazdrością. Teraz rozumiem, iż prawdziwa miłość nie zna wieku. Że byłam w błędzie – szczęście nie pyta o metrykę. I iż każda kobieta ma prawo kochać i być kochaną, choćby mając pięćdziesiąt lat. Bo czemu nie?

Idź do oryginalnego materiału