Jestem czterdziesto pięcioletnim Janem Kowalskim i nie przyjmuję już gości w moim mieszkaniu.
Ludzie często zapominają, iż są gośćmi, zachowują się nieuprzejmie, dają rozkazy i nie spieszą się do domu.
Kiedyś byłem bardzo gościnny, ale po przekroczeniu czterdziestu lat zmieniłem podejście. Nie zapraszam już nikogo. Po co? To uciążliwe mieć nieproszone osoby.
Mój ostatni urodzinowy wieczór spędziłem w restauracji w Warszawie. Było świetnie od dzisiaj zawsze tak robię. Spróbuję wyjaśnić, dlaczego.
Organizacja przyjęcia w domu kosztuje sporo. Na prostą kolację trzeba wydać kilkaset złotych, a przy świątecznym spotkaniu suma rośnie. Goście przynoszą skromne upominki, bo czasy są trudne, a potem siedzą do późna. Chcę odpocząć, a nie zmywać góry naczyń i sprzątać.
Czekam w mieszkaniu na nikogo. Sprzątam i gotuję, kiedy mam na to ochotę. Dawniej po świątecznych spotkaniach byłem zmęczony i przygnębiony. Teraz po Bożym Narodzeniu mogę wziąć kąpiel i położyć się spać wcześnie.
Mam dużo wolnego czasu i wykorzystuję go mądrze. Przyjaciele mogą wpaść na herbatę, a ja nie martwię się, iż zabraknie smakołyków. Mogę wyrażać myśli bez cenzury. Kiedy chcę się zrelaksować, wskazuję drzwi wyjścia. Może nie wygląda to elegancko, ale nie przejmuję się tym. Najważniejsze jest moje samopoczucie.
Najciekawsze jest to, iż ludzie, którzy lubią wchodzić do cudzych domów, rzadko zapraszają gości do własnych. Dla nich łatwiej jest poczęstować kogoś, nie tracąc czasu w sprzątanie i gotowanie.
Czy witasz gości? Czy możesz nazwać się osobą gościnną?












