Ożeniłem się z Nadzieją celowo – żeby zranić Marię. Chciałem pokazać, iż nie cierpię po jej zdradzie. Myślałem, iż będziemy razem na zawsze. Ale jej ciągłe uniki, gdy mówiłem o małżeństwie, mnie drażniły.
— Po co się teraz żenić? Jeszcze nie skończyłam studiów, a w twojej firmie nie ma ani grosza oszczędności. Nie masz choćby porządnego samochodu ani własnego domu. I szczerze, nie chcę mieszkać z twoją siostrą w jednej kuchni. Gdybyś nie sprzedał tamtego domu, żyłoby nam się łatwiej — takie słowa często słyszałem od Marii.
Bolało mnie to, ale przyznawałem, iż trochę miała rację. Ja i moja siostra Ola mieszkaliśmy w mieszkaniu rodziców, biznes ledwo się kręcił, a sam jeszcze kończyłem studia. Musiałem wziąć odpowiedzialność przed czasem. Dom sprzedaliśmy wspólnie z Olą – trzeba było ratować firmę rodziców.
W pół roku uzbierało się tyle długów, a oboje jeszcze studiowaliśmy. Sprzedaż pozwoliła spłacić wszystko, uzupełnić magazyn w sklepie i choćby odłożyć trochę pieniędzy.
Maria natomiast uważała, iż trzeba żyć teraźniejszością, nie czekać na niepewne jutro. Łatwo jej było mówić, gdy wszystko mieli zapewnione przez rodziców. Ja musiałem dorosnąć z dnia na dzień – troska o siostrę, firma, codzienne sprawy. Wierzyłem, iż wszystko się poukłada – będzie dom, auto, ogród.
Nic nie zapowiadało katastrofy.
Umówiliśmy się do kina, ale Maria poprosiła, żebym po nią nie przyjeżdżał – sama dojedzie. Czekałem na przystanku, gdy nagle zobaczyłem, jak wysiada z drogiego samochodu. Podeszła, podała mi książkę i powiedziała:
— Przepraszam, nie możemy być już razem. Wychodzę za mąż. — I odwróciła się do auta.
Zamarłem. Co mogło się zmienić w ciągu tych kilku dni, gdy mnie nie było? Gdy wróciłem do domu, Ola od razu zrozumiała po mojej minie:
— Już wiesz?
Tylko skinąłem głową.
— Wychodzi za bogacza. Chciała, żebym była świadkiem – odmówiłam. To zdrajczyni! Za twoimi plecami spotykała się z nim…
Przytuliłem siostrę, głaszcząc ją po głowie:
— Spokojnie. Niech będzie szczęśliwa. A my – jeszcze bardziej.
Po tym zamknąłem się w pokoju na cały dzień. Ola próbowała mnie przekonać, żebym wyszedł:
— No może chociaż zjedz coś. Zrobiłam naleśniki…
Wieczorem wyszedłem z ogniem w oczach:
— Trzeba się przygotować.
— Do czego? Coś ci strzeliło do głowy?
— Ożenię się z pierwszą, która się zgodzi — odpowiedziałem zimno.
— Nie możesz! To nie tylko twoje życie — próbowała mnie powstrzymać siostra.
— jeżeli ty nie pójdziesz, pójdę sam — zakończyłem temat.
W parku było mnóstwo ludzi. Jedna dziewczyna pokazała mi, iż zwariowałem, druga uciekła przestraszona. Ale trzecia, patrząc mi w oczy, powiedziała „tak”…
— Jak masz na imię, piękna?
— Nadzieja.
— Trzeba uczcić zaręczyny! — i pociągnąłem Nadzię i Olę do kawiarni.
Przy stoliku zapanowała niezręczna cisza. Ola nie wiedziała, co powiedzieć. Ja zaś w głowie miałem tylko myśli o zemście. Już zdecydowałem – zrobię wszystko, żeby nasz ślub także wypadł dwudziestego piątego.
— Zakładam, iż jest istotny powód, dla którego oświadczyłeś się obcej dziewczynie — przerwała ciszę Nadzieja. — jeżeli to był spontan, nie obrażę się i pójdę.
— Nie. Już dałaś słowo. Jutro składamy dokumenty i jedziemy poznać twoich rodziców.
Ola zmarszczyła brwi, ale milczała. Ja zaś uśmiechnąłem się:
— Po pierwsze, mówmy sobie po imieniu.
Przez cały miesiąc przed ślubem widywaliśmy się codziennie, rozmawialiśmy i poznawaliśmy się.
— Może w końcu mi powiesz, dlaczego to zrobiłeś? — zapytała kiedyś Nadzieja.
— Każdy ma swoje tajemnice — wymigałem się.
— Ważne, żeby nie przeszkadzały żyć.
— A ty dlaczego się zgodziłaś?
— Wyobraziłam sobie, iż jestem księżniczką, którą król-tata wydaje za pierwszego lepszego. W bajkach zawsze kończy się dobrze: „I żyli długo i szczęśliwie”. Chciałam sprawdzić to na sobie.
Ale w rzeczywistości nie było to takie proste. Wielka miłość zostawiła po sobie złamane serce i stratę, choć niewielką, oszczędności. Ale nauczyła mnie rozumieć ludzi. Nadmiar adoratorów odstraszałam pierwszym spojrzeniem.
Nie szukałam ideału, ale wiedziałam, iż potrzebuję mądrego, samodzielnego mężczyzny, który umie działać. W Olku zobaczyłam determinację i poważne podejście do pracy. Gdyby nie był z siostrą, tylko z kumplami, pewnie bym go choćby nie zauważyła.
— Więc kim jesteś, księżniczko? — patrzyłem zamyślony na dziewczynę. — Smutną, piękną Wiolą czy może królewną-żabą?
— Pocałunkiem się przekonasz — uśmiechnęła się.
Ale nie było między nami ani pocałunków, ani niczego więcej.
Sam zająłem się przygotowaniami do wesela. Nadziei zostawiałem tylko wybór spośród tego, co jej pokazywałem. choćby suknię i welon kupiłem sam.
— Będziesz najpiękniejsza — powtarzałem.
W urzędzie stanu cywilnego, czekając na ceremonię, niespodziewanie spotkaliśmy Marię i jej narzeczonego. Wymusiłem uśmiech:
— Pozwól, iż ci pogratuluję — pocałowałem byłą w policzek. — Życzę ci szczęścia z twoją portmonetką na nogach.
— Nie rób cyrku — odparła zdenerwowana Maria.
Przyjrzała się uważnie mojej wybrance. Dumna, piękna, nie tylko ładna, ale olśniewająca. Zachowywała się z godnością, jak królowa. Maria przegrywała na każdym polu. Zazdrość rozdzierała jej duszę. Nie czuła się szczęśliwa. Przepełniało ją tylko poczucie błędu i niespełnienia.
Obróciłem się do Nadziei:
— Wszystko w porządku — powiedziałem napiętym głosem.
— Jeszcze nie jest za późno, żeby przestać — szepnęła.
— Nie. Gramy do końca.
I dopiero w sali USC, patrząc w smutne oczy mojej teraz już żony, zrozumiałem, co zrobiłem.
— Uczynię cię szczęśliwą — powiedziałem, wierząc w te słowa.
Rozpoczęło się wspólne życie. Ola i Nadzieja gwałtownie się zżyły,Olek obudził się pewnego ranka z jasną myślą, iż prawdziwe szczęście zawsze było tuż obok niego, i przytulił mocno śpiącą Nadzieję, postanawiając od dzisiaj każdego dnia udowadniać jej, iż ich miłość to nie bajka, ale rzeczywistość pełna ciepła i wzajemnego zrozumienia.