Pomyślałam ostatnio, iż nie mogę doczekać się zimy.
Ledwie ta myśl zaświtała mi w głowie, pojawiła się druga, niczym grom z jasnego nieba, stanowcza i karcąca. Zmusiła mnie do refleksji.
Mówiąc, iż nie mogę się doczekać, sprawiam, iż tu i teraz przestaje być ważne i wartościowe.
A w rzeczywistości jest ważne. Tak jak każdy jeden dzień, bez względu na to czy jest letni, zimowy czy wiosenny. Każdy jest wartościowy, a przynajmniej powinien być. Naszym zadaniem jest uczynić wszystko, żeby właśnie taki był. Naprawdę nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Kurczowo się trzymam myśli, iż każdy dzień może być tym ostatnim. Jakkolwiek to brzmi. Wiecie przecież, iż im dłużej czekamy na przyszłość, tym będzie ona krótsza. No i czy odważymy się tak naprawdę żyć i czerpać z niej garściami, jak już nadejdzie? Czy w ogóle ją zauważymy? A może po prostu obudzimy się pewnego dnia w fotelu, odgarniemy z czoła siwe włosy i spytamy samych siebie, jak to, kiedy to się stało, kiedy minęło? Bardzo lubię jedno zdanie. Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś, jest o wiele później, niż Ci się wydaje. To ks.Kaczkowski.
Wystarczy się na chwilę zatrzymać. Rozejrzeć, zastanowić, wsłuchać w siebie. Dopatrywać się euforii w każdej drobnej czynności. Nauczyć się czerpać euforia z codzienności. Tak naprawdę dobrych momentów jest dużo więcej, niż mogłoby się wydawać. To kwestia nastawienia.
Dobre nastawienia działa cuda. Pozytywne myślenie i cieszenie się małymi rzeczami również.
Dla mnie terapeutyczna jest muzyka. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej. Towarzyszy mi na każdym kroku. Przy gotowaniu, zmywaniu, sprzątaniu, przy pracy, przy pisaniu. Dostosowana do nastroju, do czynności, do pory roku (tak, tak, już niedługo odpalam mój ukochany Christmas mix!). Puszczam to, co chodzi mi po głowie, to co pasuje do mojego nastroju, to co odpowiednio mnie nastroi.
Niezwykle ważna była też zmiana podejścia. Każde muszę, od zawsze działało na mnie jak płachta na byka. No nic nie poradzę, iż nienawidzę, jak mi się rozkazuje. Po prostu mam alergię. Mało tego, choćby jak sama sobie mówię MUSISZ, to mnie krew zalewa. Dlatego nie muszę. Mogę, ewentualnie powinnam. Dobrze by było?
Zbalansowany tryb dnia też robi swoje. Kiedy masz czas tylko na obowiązki, stajesz się kłębkiem frustracji. Trzeba sobie dawkować emocje, wszystkie. Przerabiałam w swoim życiu już parę razy brak równowagi. Mocno mi się odbijał na psychice. Te długie miesiące, w których było miejsce tylko na pracę i sen. Był też czas pracy, obowiązków i snu. Zero równowagi. Wiem co to znaczy nie cieszyć się, nie mieć siły, nie mieć ochoty. Dlatego teraz tak bardzo ważna jest dla mnie ta równowaga. euforia z życia. Te cholerne drobiazgi. Ustawienie planu dnia tak, żeby znaleźć chwilę na grę, książkę, film, spacer, telefon. Po prostu.
Nie myślę już o zimie w kategoriach NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ. Cieszę się na nią, jestem jej ciekawa, chcę jej, ale nie teraz. Nie już, natychmiast. To nie tak, iż nie mogę się doczekać.
Teraz jest jesień. To ten moment, kiedy łapię oddech po szalonych, pełnych wrażeń wakacjach. Chwila przerwy. Czas na wyciszenie. Nadrobienie zaległości. Długie wieczory dające tyle możliwości. W końcu jest chwila, żeby obejrzeć ten film, na który tak miało się ochotę. Zrobić maraton z serialem, przeczytać książkę, poleżeć pod kocem z mruczącym kotem, zapalić świeczki i cieszyć się klimatem, który wprowadzają. Ugotować zupę dyniową, zrobić szarlotkę albo ciasto marchewkowe. Przejść się po pustej plaży z psem. Ubrać ulubiony płacz/futro/kurtkę. Jest tyle fajnych rzeczy do zrobienia! I świat jest taki piękny w tej jesiennej szacie!
Zdjęcia z rowerowej wycieczki do Kuźnicy w listopadzie 2019.