Dość słaby sektor kultury w Szczecinie ożywiają przede wszystkim dwie instytucje: Teatr Współczesny, ze wspaniałym repertuarem i dramatycznie małym budżetem, oraz Trafostacja Sztuki, która funkcjonuje jako jedna z niewielu miejskich enklaw lewicowej myśli i punkowego ducha. Gest zawieszenia w 2020 roku na fasadzie Trafostacji neonu Andrzeja Wasilewskiego Wolne Miasto Szczecin został odebrany przez publiczność jako nawiązanie do niemieckiej historii miasta, wydaje się jednak, iż sygnalizuje on raczej programowy kierunek rozwoju galerii, skupionej na promocji myśli i kultury wolnościowej. Ten kierunek objawia się nie tylko księgarnią wypełnioną lewicowymi lekturami, ale także programem wystawienniczym instytucji, w którym wyraźny nacisk jest położony na zjawiska z pogranicza sztuki, kultury alternatywnej i politycznego aktywizmu. W ubiegłym roku w Trafostacji miała miejsce wystawa Serhata Köksala, multimedialnego artysty i weterana tureckiego undergroundu, w 2019 roku prezentował się tam Leif Elggren, szwedzki punk i konceptualista, a Katya Shadkowska przygotowała wystawę o anarchistycznej grupie Yeltsin Death Brigade. Do romantycznego ducha kontrkultury odwoływała się wystawa zinzinatti (2021), nieprzypadkowo też w galerii często goszczą artystki i artyści pracujący z dźwiękiem, którzy nie stronią od społecznego komentarza (Zorka Wollny, Nagrobki). Dlatego też wystawa Freedom to Freedom Jonathana Meese i Michała Jankowskiego, z wolnościowym przesłaniem wpisanym w tytuł, jak najbardziej wpisuje się w obrany przez TRAFO kierunek. O ile jednak wystawy Köksala czy Elggrena miały charakter raczej insajderski, o tyle wystawa Messe i Jankowskiego jest prawdziwą ucztą dla oka, która ucieszy nie tylko starych anarchistów.
„Ślepcy” Michała Jankowskiego w Trafostacji Sztuki
Jonathana Messe i Michała Jankowskiego łączy tyle samo, co dzieli. Messe to znany niemiecki artysta, bad boy sceny berlińskiej, który w prowokacyjnych akcjach wyśmiewa ciemne zakamarki niemieckiej kultury. Jest to artysta totalny, który swobodnie porusza się pomiędzy malarstwem, rzeźbą, instalacją i performansem – jego działania przybierają często formę gesamtkunstwerku, a on sam świetnie czuje się zarówno w galerii, jak i na scenie teatralnej lub w studiu nagraniowym. W tym wielkim dziele Messe pełni rolę showmana i błazna, który z dziecięcym entuzjazmem wciela się różne role; szczególnie chętnie parodiuje Hitlera i z tego tytułu miał w Niemczech już cztery procesy sądowe. Niechętny wszelkim przejawom tyranii państwa, głosi natomiast dyktaturę sztuki, opartą na idei totalnej wolności. Artystyczne idee Messego wyraziście odzwierciedlają się w twórczości: szalonej, parodystycznej, opartej na ekspresyjnym malarskim geście graniczącym z wandalizmem.
Zamiast rywalizacji Messe i Jankowski wybrali współpracę: ring i jego okolice wypełnione są pracami i artefaktami, tworząc spójny i zjawiskowy śmietnik.
W porównaniu z niemieckim artystą Jankowski wypada niemal jak grzeczny chłopiec, który maluje po bożemu obrazy i bez nadmiernego eksperymentatorstwa wiesza je na ścianach. Co prawda, jest to malarstwo mroczne i przesycone pesymizmem, ale ciągle bardzo zdyscyplinowane: Janowski jest symbolistą zafiksowanym na detalach, które oddaje z wręcz kaligraficzną pieczołowitością. Jego artystyczna kariera rozkręciła się około 2005 roku, gdy został wyróżniony na Bielskiej Jesieni, a kilka lat później wrzucono go do szufladki „zmęczonych rzeczywistością”. w tej chwili Jankowski działa raczej na obrzeżach sceny artystycznej – mieszka w Zielonej Górze i znany jest przede wszystkim w lokalnym środowisku. Najwytrwalej promuje go Stach Ruksza, który robił mu wystawy jeszcze w bytomskiej Kronice. Ta fascynacja punkowego dyrektora nie jest przypadkowa: w malarstwie Jankowskiego, wiernego fana muzyki heavymetalowej, pobrzmiewają echa kulturowego buntu. Na swoim koncie ma choćby członkostwo w fikcyjnej blackmetalowej kapeli Black Square, którą w 2011 roku tworzył razem z Rafałem Wilkiem i Sławomirem „Zbiokiem” Czajkowskim. W 2021 roku w Trafostacji miałam okazję oglądać jego wystawę Ślepcy, kuratorowaną przez Rukszę; był to pokaz serii portretów reprezentantów/ek różnych grup społecznych, tytułowych ślepców, których oczy zamknięte są na nadchodzącą katastrofę. Wzywający do społecznego przebudzenia malarz na każdej z twarzy nabazgrał czarną farbą wielkie oko, buźkę lub, charakterystyczne dla kultury metalowej, symbole satanistyczne. Do muzycznych upodobań Jankowskiego odwoływał się też jeden z bohaterów tej wystawy – wątłej postury metalowiec w ramonesce i koszulce zespołu KAT. Swoją drogą, ten właśnie obraz znalazł się także na wystawie Freedom to freedom, i zafunkcjonował tam jako jeden z wielu znaczących elementów twórczego chaosu.
Nad wystawą unosi się dźwięk bzyczenia, jakbyśmy oglądali nie malarstwo, ale gnijące mięso.
To właśnie bunt, zarówno wobec świata, co i artystycznych trendów, połączył obu artystów i skłonił do konfrontacji. Ich wspólna wystawa w Szczecinie przybrała formę wielkiej instalacji, w której centrum ustawiony został bokserski ring, żartobliwie nawiązując do sytuacji artystycznego pojedynku. Jednak zamiast rywalizacji Messe i Jankowski wybrali współpracę: ring i jego okolice wypełnione są pracami i artefaktami, tworząc spójny i zjawiskowy śmietnik. Dzieje się tu sporo, na samym ringu oprócz obrazów kotłują się figury zwierząt, maski Guya Faweksa, ponętne wizerunki kobiet, szmaty i różne elementy garderoby. Jeden z obrazów Messego jest obsikiwany przez figurkę psa, a sztuczny kościotrup przytrzymuje wspólny portret obu artystów. Nad samym ringiem wisi styropianowy sześcian, na którego bokach można rozpoznać symbol krzyża żelaznego czy odczytać hasło „KUNST IST DIE STAATSFORM MORGEN” [Sztuka jest formą rządów jutra]; na sześcianie siedzi sierściasty piesek. Wiszące nad ringiem transparenty z hasłami „FREIHEIT TO FREEDOM”, „FIRE TO FREEDOM”, „KEINE ANGST” wydają się być wizualną sugestią, iż wkraczamy w przestrzeń nie tylko sportu, ale i kultu: sztuki i celebracji wolności. A skoro jesteśmy w kaplicy, to znajdzie się tutaj i kapłan, którym musi być zaskakującej wielkości manekin. Przywiązany jest do postumentu, na którym ustawiono wielką jajo-głowę. Wiszące nad główną przestrzenią galerii antresole stały się trybunami, na których zasiadły postaci ze światów dwóch artystów: oświeceni ślepcy Jankowskiego, figury z końskimi łbami czy malarskie wizerunki Messego, na których przedstawia siebie jako diabła lub plamę z wielkim penisem i czaszką zamiast głowy. Nad tym wszystkim unosi się zaś dźwięk bzyczenia, jakbyśmy oglądali nie malarstwo, ale gnijące mięso.
Malarstwo Messego jest skrajnie narcystyczne i błazeńskie, pełne energii i humoru, natomiast u Jankowskiego świat jest znacznie bardziej zdystansowany i przepełniony niepokojem.
Oczywiście, choćby mimo tak starannego połączenia twórczych sił, stosunkowo łatwo rozróżnić, czyje prace są czyje. Obrazy Messego sprawiają wrażenie, jakby artysta tworzył w szale; bardzo często bazują na plamach i grubych maźnięciach, przypominając gryzmoły zbuntowanego uczniaka; malowanym naprędce wizerunkom z reguły towarzyszą hasła nakierowujące na ulubione tematy artysty: „REVOLUTION ON ON ON” „NUR KUNST IST CHEF”, „WHERE IS ROCKY BALBOA?”. Trudno też zignorować pojawiający się maniakalnie symbol krzyża żelaznego. Jest to malarstwo skrajnie narcystyczne i błazeńskie, a jednak świetne, doskonale wyczute kolorystycznie i kompozycyjnie, pełne energii i humoru, który kupujesz już na wejściu. Malarstwo Jankowskiego jest bardziej zdystansowane i przepełnione niepokojem – świat przez niego malowany jest podszyty złem, deformującym kształty lub skradającym się na obrazach pod postacią mrówek. Wiele obrazów Jankowskiego wygląda jak sceny z filmów grozy: kąpiąca się w basenie kobieta ma twarz pokrytą mrówkami; z ust kochanków, niczym w The Last of Us, wychodzą kłącza tajemniczego pasożyta; spacerująca po zimowym lesie dziewczynka stąpa po dróżce wypełnionej mrówkami, a te rozpełzają się po jej ubraniu i włosach. Nastrój apokalipsy unosi się nad obrazem Pocztówka z Donbasu, przedstawiającym niszczejące, opustoszałe wnętrze domu, po którym wałęsają się już tylko karaluchy; w ramach wizualnej zabawy Jankowski kompozycję z obrazu powielił w realu, ustawiając obok identyczny fotel. Wykrzywione i zdeformowane twarze z obrazów Jankowskiego epatują nie tylko strasznością, ale także perwersją – na jednej ze ścian artysta zaaranżował kącik BDSM, wypełniony wizerunkami związanych sznurkami biomorficznych form czy spotworniałych postaci w lateksowych maskach i skórzanych uprzężach. To właśnie obok tego kącika znajduje się kubiczna figura, z której wydobywa się dźwięk bzyczenia – nie zdziwiłabym się, gdyby było to dzieło samego Jankowskiego, znając jego upodobanie do owadów.
Cały świat z głowy. „Jesteście moi” Jakuba Juliana Ziółkowskiego w MOCAK-u
Freedom to Freedom to znakomita wystawa, świetnie wykorzystująca trudną przestrzeń Trafostacji Sztuki; ostatni tak dobry pokaz malarski zobaczyłam rok temu w MOCAK-u, a była to zmiażdżona przez krytykę wystawa Jesteście moi Jakuba Juliana Ziółkowskiego. Wystawie Jankowskiego i Messego też daleko do politycznej poprawności, bo to zabawa do bólu chłopacka, oparta na wolnościowym przekazie podkręconym do granic śmieszności – ale tu to działa. Swoją energią i humorem pokaz w TRAFO dorównuje koncertom zespołów metalowych, na których fani prześcigają się w wygłupach. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, iż w tej malarskiej potyczce dominuje Messe – jego wytwory wizualnie zawłaszczają przestrzeń galerii, a i sam charakter pokazu wydaje się być bliższy jego wrażliwości. Z drugiej strony, malarstwo Jankowskiego wyraźnie na tym sąsiedztwie zyskuje. Jego pracom, skupionym na nastroju i pieczołowitym detalu, brakuje szaleństwa i brawury, ale ten brak w Trafostacji uzupełnia żywioł Messego. kooperacja jest więc z rodzaju udanych, a dla samego Jankowskiego powinna być wskazówką, jak podkręcić swoją twórczość – chyba, iż zgodnie z kodeksem metala zależy mu na separacji od reszty środowiska i trwaniu w antykomercyjnym etosie. Czego osobiście mu nie życzę.