Dziś, żeby oderwać się od dręczących myśli o zimie, całą swą energię przekułam w magię. Tak, dobrze słyszycie, w magię. Rozwiesiłam w oknach światełka, wyciągnęłam pudła pełne świątecznych wspaniałości - kubków, bombek, choinek, śnieżnych kul i innych klimatycznych drobiazgów. Odpaliłam świąteczne przeboje, zapaliłam lampki, pachnącą świeczkę i otworzyłam moje ulubione Dominosteine (czyt. te doskonałe kostki w czekoladzie z piernikiem, marcepanem i galaretką , to takie dobre, iż można umrzeć ze szczęścia, serio!). No i stało się. Dom zrobił się przytulny, klimatyczny, ciepły. Gdyby nie antybiotyk, uczciłabym to grzanym winem, to byłaby idealna wisienka na tym świątecznym torcie, ale przecież nie mogę wszystkiego super zrobić jednego dnia. Chyba.
Rozglądając się teraz, widzę wyraźnie, iż to jeden z moich ulubionych momentów. Grudzień. Z tymi pojawiającymi się na każdym kroku dekoracjami, ze światełkami, z kawą w świątecznym kubku, z piernikami, marcepanem i korzennymi ciasteczkami, z mandarynkami, świątecznymi filmami, z kupowaniem i pakowaniem prezentów, z gotowaniem świątecznych potraw, z tą ciemnością za oknem, z ciepłą świąteczną pościelą.
Zdałam sobie sprawę, jak kilka trzeba do szczęścia. Jak kilka trzeba, żeby zrobiło się przytulnie i przyjemnie. Myślę, iż spostrzegając te drobiazgi i potrafiąc cieszyć się nimi, sprawiamy, iż jest nam lepiej. Lepiej ze sobą, lepiej tu i teraz. Mnóstwo małych rzeczy, które mogą wywoływać u ciebie uśmiech przez cały dzień. Ulubiona herbata w ładnym kubku, muzyka, zapach, świeczka, zdjęcie, które budzi fantastyczne wspomnienia, kot wskakujący na kolana, pies, który podchodzi i trąca ci rękę, bo cię tak długo, od 15 minut, nie widział i go nie głaskałeś, co jest niewybaczalne. Wystarczy mieć taką swoją listę ulubionych małych rzeczy i systematycznie wdrażać je w swoją codzienność. Niby nic wielkiego, nic zajmującego, a w mgnieniu oka robi się fajniej. I lżej, a tego chyba teraz wszystkim nam trzeba.
Patrzę teraz na te moje lampki w oknie i nie potrafię się nie uśmiechać. Kocham grudzień za to spokojne oczekiwanie, za klimat i za magię. Najbardziej za magię. Podobno nie wszyscy ją zauważają. Ja widzę ją wszędzie... Tradycją było, iż grudniowe spacery z Rupertem były poszukiwaniem świątecznych dekoracji. Każdego dnia pojawiało się coś nowego, co każdego dnia cieszyło mnie równie mocno. Chodziliśmy sobie wszystkimi uliczkami i tak dochodziliśmy do Świąt. To było piękne.
Dziś wszystko jest inne. Niestety nie każda decyzja zależy ode mnie, szczególnie ta kluczowa, dotycząca moich najbliższych planów, tych zimowych. Mogę się wkurzać i frustrować, ale to nie zmieni nic poza moim samopoczuciem. I tak się przecież wkurzam, wiadomo, ale staram się skupić na tym co dobre. Na tym co tu i teraz, na co mam wpływ. To chyba najlepsze wyjście.
Myślę, iż będzie dobrze.