Listki rumieńców w listopadzie

newsempire24.com 6 dni temu

Bukiet stokrotek w listopadzie

Alina zapięła szlafrok i podeszła do okna. Na drzewach prawie nie zostało liści. Cienka, biała warstwa szronu pokryła zwiędłą trawę i dach sąsiedniego domu. Wczoraj wieczorem mżyło, a w nocy przymroziło. Zimny i ponury listopad – zapowiedź długiej, beznadziejnej zimy.

Alina westchnęła. Smutek za oknem, smutek w sercu – cały weekend spędzi sama w domu. Smutek…

***

Wtedy też był listopad. W przerwie obiadowej Alina pobiegła do kawiarni naprzeciwko biura, gdzie sprzedawali jedzenie na wynos. Z koleżankami chodziły tam na zmianę. Mżyło, ale Alina nie wzięła parasolki – z nią niewygodnie nosić torby z jedzeniem.

Na jezdni nie było ani jednego samochodu. Alina śmiało weszła na przejście dla pieszych. Ulica była spokojna, bez świateł. Nie zauważyła, jak zza rogu wyłonił się wielki terenówka. Usłyszała tylko pisk hamulców tuż obok i zastygła w bezruchu, wtulając głowę w ramiona i zasłaniając twarz dłońmi.

— Na tamten świat się spieszyłaś? Życie ci się znudziło? — rozległ się gniewny krzyk.
Alina odjęła ręce od twarzy i otworzyła oczy. Obok samochodu stał młody mężczyzna, jego ciemne oczy błyszczały złością.

— Trzeba patrzeć przed siebie. A jak już chciałaś się rozbić pod kołami, to lepiej było iść na główną ulicę — mówił ostro.

Ale nie jego słowa ją poruszyły, a jego wygląd. Wysoki, w rozpiętym czarnym płaszczu, z mocną brodą podkreślającą zdecydowaną linię szczęki. Oczy jak u bohatera romansu rzucały w jej stronę iskry gniewu.

— A pan myśl, iż jak ma pan drogi samochód, to ludzie mają przed panem uciekać? Tu nie ma świateł. I droga była pusta. Ja nic nie złamałam, szłam po pasach. Trzeba było zwolnić przed zakrętem. Ludzie tu chodzą, proszę pana — odparła, przechodząc do kontrataku.

Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie.

— Rzeczywiście się spieszyłem. jeżeli nic ci nie jest, to jadę dalej. Przepraszam — rzucił przez ramię, już wsiadając do auta.

Alinę jeszcze długo trzęsło po tym zdarzeniu. Omal nie potrącił, a jeszcze nakrzyczał. Następnego dnia jednak deszczu nie było. Szła do kawiarni powoli, ostrożnie stawiając kroki na pasach. Nagle z boku trzasnęły drzwi samochodu, a Alina cofnęła się na chodnik. Z zaparkowanej niedaleko terenówki wyszedł ten sam mężczyzna. Z wdziękiem podszedł do niej, uśmiechając się.

— Boże, i czego teraz? Niech pan jedzie, ja poczekam — powiedziała, czując, jak serce bije jej szybciej na widok jego uśmiechu.

— Przepraszam. Czekałem na ciebie. Chcę naprawić wczorajsze nieporozumienie. Może zjemy razem obiad? Jako zadośćuczynienie za moją wczorajszą gburowatość i na znak zgody. — Uśmiechnął się, pokazując równe, białe zęby.

— Dziś się pan nie śpieszy? — spytała ostrożnie.

Siedzieli w kawiarni, a ona zapomniała o całym świecie. Od razu zauważyła obrączkę na jego palcu. Żonaty. Serce ścieAle gdy spojrzała w oczy staruszkowi niosącemu stokrotki na grób żony, zrozumiała, iż prawdziwa miłość nie może być ukrywana jak wstydliwy sekret, i tej nocy pierwszy raz od miesięcy zasnęła spokojnie, już bez czekania na dzwonek telefonu.

Idź do oryginalnego materiału