Leszku, jeszcze żyję: historia miłości i nadziei nad brzegiem Bałtyku

polregion.pl 5 godzin temu

Leszku, spójrz tylko na to piękno! z zachwytem zawołała Kinga, której opalona skóra i błyszczące oczy zdradzały niespożytą energię. Rozłożone ramiona obejmowały bezkres morza, jakby chciała objąć cały świat.
Jej kasztanowe loki, nieco spłowiałe od słońca, tańczyły na wietrze. Mówiłam ci, iż ten miesiąc będzie najlepszy w naszym życiu!

Obok, na białym piasku, stał Leszek, poprawiając słomkowy kapelusz. Choć uśmiechał się spokojnie, w środku ściskał go niepokój. Myśl, iż to może być ostatnia szansa, by odzyskać utracone szczęście, nie dawała mu spokoju.

Tak, Kingu, ten miesiąc będzie wyjątkowy odparł, starając się, by głos nie zdradził emocji. Zawsze miałaś rację.

Lecz słowa lekarza sprzed dwóch miesięcy wciąż brzmiały w jego głowie: Nowotwór, zaawansowane stadium, dwa-trzy miesiące. I oto znaleźli się tu nad morzem, bo Kinga postanowiła żyć, a nie poddać się bez walki.

Chodźmy popływać? złapała go za rękę, a w jej oczach błysnęła radość. Nie bądź smutny, Leszku! Pamiętasz, jak w młodości skakaliśmy do rzeki u babci? Bałeś się, iż nurt porwie ci majtki!

Leszek wybuchnął śmiechem, a na chwilę ból odszedł w cień. Taka była Kinga potrafiła wyrwać go choćby z najgłębszego przygnębienia.

Nie bałem się, tylko byłem ostrożny żartował. No dobrze, biegnijmy, ale jeżeli rekin mnie zje, to twoja wina.

Śmiejąc się jak para nastolatków, wbiegli do wody. Kinga pluskała się w falach, a Leszek wstrzymywał oddech, patrząc na nią. Serce wypełniała mu miłość i ból jednocześnie. Była piękna, a on kochał ją ponad wszystko. Stracić ją wydawało się niemożliwe, a jednak…

Miłość daje siłę, by trwać w nadziei, choćby gdy czas zdaje się być przeciwko nam.

Poznali się w liceum, w małym miasteczku, gdzie wszyscy wiedzieli o sobie wszystko. Kinga pojawiła się w szkole jak jasna kometa nowa, z olśniewającym uśmiechem i długimi kasztanowymi włosami, które mogły roztopić najtwardsze serce.

Przyjechała z rodziną z sąsiedniego miasta i od razu stała się centrum uwagi. Leszek, wysoki i nieco niezgrabny, z książką w ręce, nie wierzył, iż spojrzy w jego stronę. Ale pewnego wieczoru na szkolnej dyskotece odważył się zaprosić ją do tańca.

Jesteś inny powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. Nie udajesz kogoś lepszego.

Nie boisz się, iż nadepnę ci na nogi? uśmiechnął się. Jej śmiech rozległ się w odpowiedzi, a od tamtej nocy stali się nierozłączni.

Po maturze Leszek wyjechał do Warszawy na studia inżynierskie, Kinga do Krakowa na filologię. Pisali do siebie długie listy, a na wakacje wracali, by być razem. Rozłąka tylko wzmocniła ich uczucie. W wieku dwudziestu dwóch lat, ledwo zdobywszy dyplomy, wzięli ślub. Wesele było skromne, w miejscowym domu kultury, udekorowanym sztucznymi kwiatami. W tle grały hity Maryli Rodowicz. Byli szczęśliwi, a reszta świata nie miała znaczenia.

Lecz przyszła codzienność, czasem trudna. Wynajmowali małe mieszkanie, ciężko pracując, marząc o własnym domu i kawiarni. Zmęczenie i proza życia stały się źródłem kłótni.

Drobne spory wybuchały o byle co: kto nie umył naczyń, kto zapomniał zapłacić rachunek. Pewnego dnia, w przypływie gniewu, Leszek zatrzasnął drzwi i krzyknął:

Może lepiej się rozejść?

Kinga milcząco usiadła na kanapie, a potem cicho powiedziała:

Leszku, kocham cię za bardzo, by to stracić. Spróbujmy inaczej.

Jeden dzień w tygodniu poświęcali tylko sobie. Bez pracy, telefonów i nerwów. Spacerowali, pili herbatę na balkonie, wspominali młodość. Ich miłość odżyła jak kwiat po zimie.

Po pięciu latach kupili dom z ogrodem i otworzyli kawiarnię. niedługo na świat przyszły bliźniaczki Zosia i Hania, które wypełniły dom śmiechem i chaosem. Kinga była wzorową matką ciepłą, cierpliwą, opowiadającą bajki na dobranoc. Leszek często myślał: Jakie to szczęście.

Lecz czas płynął. Córki wyjechały na studia, zostawiając dom pusty. Aby zagłuszyć samotność, małżonkowie znów rzucili się w wir pracy. Otworzyli drugą kawiarnię, pracując nocami bez wytchnienia. Aż pewnego dnia Kinga zbladła i upadła.

Kingu! Kingu, obudź się! Leszek potrząsał nią, aż przyjechało pogotowie. W szpitalu zdiagnozowano przemęczenie, ale Kinga machnęła ręką: To tylko zmęczenie, Leszku. Wszystko będzie dobrze.

Następnego dnia znowu straciła przytomność. Lekarz, nie podnosząc wzroku, wypowiedział wyrok: rak, nieoperacyjny, dwa miesiące.

W domu Kinga powiedziała spokojnie:

Leszku, nie wołaj dziewczyn. Nie chcę, żeby widziały mnie taką. Chcę pojechać nad morze. Pamiętasz, jak marzyliśmy? Leżeć na plaży, pić drinki, tańczyć pod gwiazdami. Zróbmy to teraz.

Chciał protestować, ale nie mógł. jeżeli to jej ostatnie życzenie spełni je.

Leszku, gdzieś się zawiesił? fala ochlapała Kingę, wyrywając go z zamyślenia. Hej, widzę, iż myślami jesteś gdzie indziej!

Jestem przy tobie uśmiechnął się, chowając łzy, i zanurkował. Tylko wspomniałem, jak wczoraj zwyciężyłaś mnie w karty. Znów jakiś sprytny ruch!

Nie zasypiaj gruszek w popiele! zaśmiała się, a jej śmiech rozbrzmiewał nad wodą. Wieczorem idziemy do restauracji z muzyką na żywo? Chcę tańczyć do utraty tchu!

Jesteś pewna? Może lepiej odpocząć? słowa Leszka zabrzmiały niepewnie; Kinga nie znosiła przypominania o chorobie.

Leszku, żyję i chcę żyć! powiedziała stanowczo. Obiecaj, iż nie będziesz mnie grzebał przed czasem. Obiecaj.

Obiecuję szepnął, a oni objęli się w ciepłej wodzie, jakby los sam ich

Idź do oryginalnego materiału