Lepsze ciasne mieszkanie niż życie z teściową pod jednym dachem.

newskey24.com 1 dzień temu

— Krzysiek, ile można?! — głos Elżbiety załamał się, zmieniając się w szept pełen zmęczenia i rozpaczy. — Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, a wciąż mieszkamy u twojej mamy. Jak długo to jeszcze potrwa?

— Co znowu jest nie tak? — zmarszczył brwi mąż. — Mamy dach nad głową, wszystko pod ręką. Nie masz własnego mieszkania, a na wynajem nas nie stać. Mama gotuje, pomaga, dba o nas. O co chodzi?

— Wolałabym się gnieździć w wynajętej kawalerce niż mieszkać z twoją mamą… — cicho rzuciła Elżbieta.

Krzysiek tylko rozłożył ręce.

— jeżeli chcesz, jedź do swojej mamy na wieś, rzuć pracę. Ja zostaję. Przywykłem do miasta.

Te słowa zabolały Elżbietę szczególnie. Tak, pochodziła z małej wsi pod Łodzią, gdzie została jej mama. Ale czy to jej wina, iż los rzucił ją do miasta, gdzie poznała męża, znalazła pracę, zaczęła budować życie? A teraz jakby sugerowano: jesteś tu obca.

Życie pod jednym dachem z teściową stawało się nie do zniesienia. Dla Krzyśka oczywiście było wygodnie — w końcu dla matki był idealnym synem, ona go nie krytykowała, nie pouczała. Ale Elżbiecie przypisano rolę wroga — obcej, która rzekomo «odebrała» matce syna.

Anna Janina owdowiała wcześnie. Syna wychowała sama. I teraz całe jej życie to Krzysiek. Dlatego od początku widziała w Elżbiecie rywalkę. Na zewnątrz — uprzejma, miła. Ale gdy tylko mąż wyszedł z pokoju, zaczynała się zimna kontrola.

Najpierw teściowa krytykowała, jak Elżbieta myje naczynia i ustawia kubki na półce. Potem drażniła ją herbata — raz za słodka, raz za gorzka, raz «bez smaku». Pewnego razu choćby oskarżyła Elżbietę, iż nie dba o zdrowie jej syna, skoro sypie cukier do herbaty.

Gotowanie stało się osobnym tematem. Każdą potrawę przygotowaną przez Elżbietę Anna Janina albo ignorowała, albo wyrzucała. Kobieta coraz częściej czuła się tu niechciana. Wychodziła wcześnie do pracy, a wieczorami zostawała jak najdłużej — byle tylko nie wracać do mieszkania, gdzie każdy drobiazg stawał się pretekstem do uszczypliwości.

Nawet jeżeli na nocnej szafce leżała chusteczka — teściowa od razu zaczynała: «Widzę, iż do brudu przywykłaś». Ani jednego ciepłego słowa, ani odrobiny szacunku. Tylko pretensje, ironia, chłód.

Pewnego dnia Elżbieta nie wytrzymała. Spakowała torbę i pojechała do matki — do tej samej wsi, z której kiedyś wyjechała za marzeniami. Siedziała przy oknie i płakała. Nie z powodu urazy — ze zmęczenia. Bo zabrakło sił, by walczyć. Zabrakło męża u boku.

Minął czas. Ból przygasł. Wtedy przyszło zrozumienie: nie trzeba było milczeć. Trzeba było wcześniej powiedzieć Krzysiowi, otwarcie, stanowczo, bez ogródek. Poprosić, zażądać wsparcia, a nie znosić wszystko w samotności. Bo gdy mąż milczy — to też jest odpowiedź.

Teraz Elżbieta wie: życie z obcą kobietą, choćby jeżeli to matka męża, to zawsze ryzyko. Zwłaszcza gdy zostajesz sama w tym «trójkącie». Ale najważniejsze — nie poddawać się. Rodzinę można ocalić, jeżeli walczy się razem. A nie samotnie — za dwoje.

A ty jak myślisz? Kto miał rację — Elżbieta czy Krzysiek? Da się żyć z teściową, czy lepiej odejść przy pierwszych oznakach presji?

Idź do oryginalnego materiału