Wszystko zaczęło się od krótkiej wiadomości od Stefana, który napisał do mnie: „W książce o podróżach po Karkonoszach znalazłem uwagę o niejakim Czarnym Fryderyku spod Legnicy, wielkim złoczyńcy. Myślałem, iż chodzi o Czarnego Krzysztofa, który też tam działał, ale nie, to były dwie różne postaci. Pod hasłem Bruchmörder znalazłem legendę o nim, ale tylko po niemiecku i jej treść odbiega od tej o Czarnym Krzysztofie…”
Mnie nie potrzeba więcej, abym połknęła bakcyla i Stefan dobrze o tym wie. W tym przypadku jednak to on niemal całkowicie przejął ster i wyznaczył tory dla tej opowieści. Wpadł na trop Czarnego Fryderyka, znalazł publikacje, w których go opisano i przetłumaczył teksty z języka niemieckiego na polski. Mnie pozostało jedynie ułożyć to wszystko na blogu, dodać fotografie i oddać Wam to zapomniane podanie.
Powiedziałam Stefanowi, iż jestem zainteresowana tą opowieścią i wszystko, co zrobiłam potem, to jedynie czekałam. Niedługo jednak, bo już za dwa dni dostałam od niego kolejną wiadomość z załącznikiem, gdzie znajdował się przetłumaczony tekst legendy. Posłuchajcie…
Legenda o Czarnym Fryderyku z Legnicy
Przed dwustu laty w okolicach Legnicy mieszkał okrutny rozbójnik zwany Czarnym Fryderykiem lub Bruchmörderem. Był on człowiekiem o godnej podziwu przebiegłości i sile. Potrafił zwieść wszystkich szpiegów i ominąć wszelkie zasadzki, a gdzie nie pomogła przebiegłość, używał swoich potężnych pięści, którymi napinał kuszę i przez całą godzinę strzelał do przeciwników.
Od zbójców w swojej bandzie Fryderyk wymagał złożenia przysięgi i dochowania obowiązków, dzięki czemu trzymał ich w ryzach. Cała okolica stała się tak niebezpieczna, iż jej mieszkańcy nie byli już pewni swego życia. Kto kładł się do łóżka jako zamożny człowiek, mógł rankiem stać się żebrakiem, a do tego dziękował Bogu, o ile zbójcy nie udusili w łóżkach jego żony, dzieci i służby. Nikt nie ważył się pojawić na drodze bez solidnej eskorty, a często cały hufiec towarzyszy był bezsilny, gdy zaatakował go Fryderyk ze swoimi rzezimieszkami. Za jego głowę wyznaczano wysokie nagrody, ale nikt nie mógł się dowiedzieć, gdzie jest jego kryjówka.
Źródło powyższych fotografii znajdziecie TUTAJ. Legenda jest na stronie 192. Książka z legendami Państwa Pruskiego. Dr J. G. Th. Grässe (Johann Georg Theodor Grässe). Tom drugi. Glogau (Głogów), Wydawnictwo Karola Flemminga (Carl Flemming). 1871 /// Na stronie z ilustracją jest skrócony tytuł: Książka z legendami Państwa Pruskiego. Dr Grässe Glogau (Głogów), Wydawnictwo Karola Flemminga (Carl Flemming).
Córka karczmarza
Do karczmy w sąsiedniej wsi zaglądał często młody przystojny mężczyzna, aby — jak niedługo wyszło na jaw — ubiegać się o rękę pięknej córki gospodarza. Dziewczę nie było mu nieżyczliwe, a ponieważ zarówno jego ubiór, jak i rozrzutność świadczyły o bogactwie, rodzice nie byli przeciwni zalotom chłopaka, a choćby pozwolili mu, aby bez świadków chodził z ich córką na spacery lub w niedzielę do kościoła w Legnicy.
Wielka trwoga ogarnęła ich dopiero wtedy, gdy pewnego dnia córka nie wróciła do domu. Szukano jej we wszystkich zakątkach, gdzie mogła przebywać, ale na próżno — Anna zaginęła. niedługo dotarła do nich pogłoska, iż widziano Czarnego Fryderyka trzymającego mocno jakąś białogłowę w ramionach i pędzącego na złamanie karku. Co za boleść dla rodziców, gdy dowiedzieli się, iż ich dziecko jest w mocy złoczyńcy. To była Anna! Dzielny młody człowiek, który starał się o jej rękę, należał do kompanów Czarnego Fryderyka i wydał mu dziewczynę.
W mrocznej jaskini zbója
Ledwie Anna przybyła do jaskini rabusia, Fryderyk odebrał od niej straszną przysięgę, iż nie opuści jaskini bez jego wiedzy. W przypadku nieposłuszeństwa zagroził, iż okrutnie zamorduje jej rodziców, a ją samą będzie torturować aż do śmierci. Anna przysięgła i poddała się cierpieniom. Od tego czasu była całkowicie w mocy okrutnika. Musiała dbać o jego siedzibę i być mu dziewką służebną. Światło dzienne widziała tylko przez kilka minut, gdy otwierała żelazne wrota jaskini wchodzącemu lub wychodzącemu Fryderykowi. Zapłatą za to była jakaś jedwabna suknia lub błyskotka, które ukradł bogatym w okolicy i w które, na jego rozkaz, musiała się stroić w samotnej i pustej jaskini. Jej łzy i westchnienia były karcone bezlitosnymi smagnięciami bicza.
Był to długi i bolesny dla niej czas, aż pewnego dnia Fryderyk powiedział jej, iż wybiera się w daleką podróż do Czech. Musiała jeszcze raz przysiąc, iż nie opuści jaskini, a potem Fryderyk czule się z nią pożegnał. Z nową siłą obudziła się w Annie tęsknota za wolnością i rodziną, ale z drugiej strony od takiego uczynku odwodziły ją mocne wyrzuty sumienia na myśl o złamaniu przysięgi i zemście Fryderyka i jego kompanów. Co za walka rozegrała się w jej duszy!
To jest drugie źródło, z którego czerpał Stefan: Sagi ludowe, baśnie i legendy. Zebrane przez Johanna Gustava Büschinga. Część pierwsza. Lipsk, 1812, wydawnictwo Carl Heinrich Reclam.
Ziarnka grochu
W końcu jej sumienie znalazło wyjście z tej sytuacji.
– Czyż nie przysięgałam tylko, iż nie opuszczę jaskini? – pomyślała Anna. – Jeżeli jednak wyjdę jedynie na krótki czas, a potem wrócę, wtedy nie złamię przysięgi i moje sumienie nie będzie obciążone.
Dziewczyna ładnie się ubrała, zabrała ze sobą woreczek z grochem, aby ziarnami oznaczać drogę do jaskini. Kluczami, które zostawił jej Fryderyk, otworzyła żelazne wrota i poczuła się wspaniale, gdy znowu zobaczyła piękne światło dzienne! Upojona zachwytem wybrała pierwszą lepszą ścieżkę i rzucała za sobą ziarna grochu, aby kierować się nimi w drodze powrotnej.
Po radę do Pana Boga
Najchętniej pobiegłaby do swoich rodziców, ale wtedy straciłaby możliwość dotrzymania przysięgi i powrotu do jaskini. Nagle ujrzała wieże Legnicy i postanowiła pójść do kościoła, by błagać Boga o pomoc i radę. Bardziej biegła niż szła, bo trwoga przed schwytaniem uskrzydlała jej kroki. Gdy weszła do kościoła świętego Piotra i Pawła, odprawiana była uroczysta msza wieczorna. Anna upadła przed ołtarzem i z żarliwą modlitwą prosiła Boga o wsparcie dobrą radą. Msza dobiegała końca. Czy Anna miała wstać, wyjść z kościoła i udać się w drogę powrotną do jaskini zbójcy? Niemożliwe! W śmiertelnej trwodze upadła w tłumie modlących, a wtedy wszyscy zauważyli, iż dziewczynę ogarnęło niezwykłe wzruszenie.
– Słuchajcie dobrze, co będzie wam powiedziane — wyszeptała, nie patrząc na nikogo. – Kto chce dowiedzieć się, gdzie jest gniazdo Czarnego Fryderyka, niech idzie tam, gdzie ja pójdę.
Z tymi słowami powstała i wybiegła z kościoła. Poszła dalej oznaczoną przez siebie ścieżką, za nią podążała wielka gromada ludzi, a po drodze przyłączali się nowi.
Nie wierz nigdy kobiecie
Gdy Anna weszła do jaskini, usłyszała, iż Fryderyk głośno ją woła. Ze strachem wybiegła i przywołała ludzi, którzy jej towarzyszyli. Ci przedarli się aż do żelaznych wrót, przed którymi stał Fryderyk.
– To jest on! – krzyknęła głośno Anna i jej towarzysze w mgnieniu oka obezwładnili zbója.
Triumfalnie powlekli go do Legnicy, a Anna pobiegła do wsi, gdzie byli jej rodzice. Za swój czyn otrzymała godną nagrodę od Rady legnickiej, a Czarny Fryderyk został stracony w 1661 roku.
O tej historii opowiada stara pieśń, która jest spisana na arkuszu księgi o historii Legnicy, jednak jej treść różni się nieco od naszego opowiadania.
Legenda o Czarnym Fryderyku. Moi Czytelnicy
Kiedy otrzymałam wyżej podany tekst, Stefan dodał na koniec wiadomości:
– Przed opublikowaniem tej legendy dobrze byłoby dowiedzieć się, czy Czarny Fryderyk żył naprawdę. W legendzie podana jest data jego śmierci, a więc coś jest na rzeczy. Mogę pomóc Ci w tych poszukiwaniach, bo prawdopodobnie trzeba będzie pogrzebać w niemieckich materiałach.
Sądzę, iż domyślacie się, iż przyjęłam propozycję. Jak widzicie sami, nie kłamałam, pisząc, iż nie było dla mnie żadnej roboty w tym temacie. Legenda o Czarnym Fryderyku z Legnicy nie jest więc moim dziełem. Stefan jest niebezpieczny. Mógłby zabrać mi czytelników w mgnieniu oka . Niedługo czekałam na efekty jego pracy.
– Na temat Czarnego Fryderyka nie znalazłem żadnych informacji historycznych. Może był to jeden z rycerzy rozbójników (niem. Raubritter), których było trochę na Śląsku. Spory między panującymi, częste wojny i słabość władzy sprzyjały temu procederowi. Takich Fryderyków było na pewno więcej i niewykluczone jest, iż niejeden został stracony w Legnicy na oczach tłumu, bo była to wtedy interesująca rozrywka. I tak z opowieści ludowych zrodziła się legenda, z której wynika morał: „Nie wierz nigdy kobiecie”.
Stefan jest nie tylko tłumaczem w Nieustannym Wędrowaniu, ale również wspaniałym przyjacielem. Osobiście bardzo go cenię za jego pracę, umiejętności i jasny, elastyczny umysł, którym wielokrotnie wspierał mnie w moich zmaganiach z historią Dolnego Śląska. Również za tę legendę o Czarnym Fryderyku jestem bardzo wdzięczna, a o ile Wam także ona się spodobała, to oklaski należą się wyłącznie Stefanowi…