Lata wygnania: sześć lat próby bez ukochanej osoby

newskey24.com 2 dni temu

Dzisiaj zapisuję swoje myśli w dzienniku. Sześć lat samotności tyle czasu minęło, odkąd mój mąż mnie zostawił. Córka w zeszłym roku wyszła za mąż i wyjechała do Krakowa.

Mam dopiero czterdzieści dwa lata wiek, w którym kobieta przez cały czas może czuć się młoda. Drugą młodość. Zawsze byłam świetną gospodynią, gotowałam przepyszne potrawy, a moje kiszone ogórki z pomidorami uchodziły za małe dzieła sztuki. Ale po co teraz je robić? Na balkonie i tak stoją rzędy pustych słoików.

Czy naprawdę zginę sama, taka ładna? mówiłam czasem przyjaciółkom. Odpowiadały: Nie! Szukaj mężczyzny! Jest tylu samotnych. Jedna z nich poleciła mi agencję Najlepszy Mąż. Wydało mi się to trochę absurdalne i krępujące iść do agencji. Ale z drugiej strony już czterdzieści dwa, ta liczba mnie drażniła. Stary zegar po babci wydzwaniał godziny, tykając donośnie na ścianie.

W końcu poszłam. Miła pani w różowych okularach powiedziała:
U nas tylko najlepsi. Spójrzmy razem na bazę, niech pani usiądzie!
Tak, wszyscy przystojni uśmiechnęłam się. Ale jak poznać, iż to ten?
Wszystko załatwione odparła. Dajemy tydzień próbny. Wystarczy, by się przekonać. jeżeli nie ten, to szukamy dalej.
Co dajecie?
Męża!
Jak to?
Właśnie tak! Tydzień mieszka z panią. Słuchajmy, tu nie ma miejsca na wstyd. U nas nie ma żadnych maniaków.

Nagle spodobała mi się ta idea. Razem wybrałyśmy pięciu kandydatów. Zapłaciłam niewielką sumę i wróciłam do domu. Pierwszy miał przyjść jeszcze tego wieczoru.
Założyłam zieloną sukienkę kolor nadziei. I kolczyki z cyrkoniami, które tak rzadko wyjmowałam z pudełka.
Dzyń! dzwonek do drzwi.
Najpierw spojrzałam przez wizjer. I zobaczyłam róże. Prawie podskoczyłam z radości. Otworzyłam. Mężczyzna był elegancki, dokładnie jak na zdjęciu.
Usiedliśmy do stołu, przygotowałam obfity posiłek. Bukiet postawiłam w środku. Zerkałam na miłego gościa i myślałam: To ten! Reszta niepotrzebna.
Zaczęliśmy od sałatki. Kandydat skrzywił się: Dlaczego tak kwaśna?. Zmięszana, podałam mu schabowego. Przeżuł kęs: Twarde. Nic mu nie smakowało. Ze zdenerwowania zapomniałam o winie, które długo wybierałam. Nalałam: No, za znajomość!. Gość powąchał, skrzywił się: Jakaś tandeta. Wstał: No, zobaczmy, jak tu u ciebie.

Wzięłam bukiet i podałam mu z powrotem: Nienawidzę róż. Do widzenia.
W nocy trochę popłakałam, bolało. Ale czekały jeszcze cztery spotkania.

Drugi przyszedł następnego wieczoru. Wesz

Idź do oryginalnego materiału