Lata samotności: sześcioletnia próba bez ukochanej osoby.
Krystyna czuła się wyczerpana. Była sama już od sześciu lat, odkąd mąż ją zostawił. Córka rok temu wyszła za mąż i wyjechała do innego miasta.
Krystyna miała zaledwie czterdzieści dwa lata wspaniały wiek dla kobiety. Druga młodość. Była świetną gospodynią, gotowała wyśmienicie, a jej kiszone ogórki z pomidorami uchodziły za arcydzieło. Ale po co je teraz robić? Na balkonie i tak stały rzędy pustych słoików.
Czy naprawdę zginę sama, taka piękna? mówiła Krystyna przyjaciółkom. One odpowiadały: Nie! Szukaj mężczyzny! Jest mnóstwo samotnych facetów. Jedna z nich poleciła agencję Najlepszy Mąż. Krystyna uznała to za trochę absurdalne i wstydliwe iść do agencji. Ale z drugiej strony już czterdzieści dwa, ta liczba ją drażniła. Stare zegary babci biły monotonnie o ścianę, odliczając bezpowrotne godziny.
I Krystyna poszła do agencji. Uprzejma pani w okularach w kolorze malinowym powiedziała:
U nas naprawdę najlepsi. Spójrzmy razem w bazę danych, proszę usiąść!
Tak, wszyscy przystojni uśmiechnęła się Krystyna. Ale jak poznać człowieka? Jak zrozumieć, iż jest twój?
Wszystko przemyślane odpowiedziała kobieta. Dajemy tydzień. Wystarczająco, by zrozumieć twój czy nie. Czy warto kontynuować, czy szukać innego.
Co dajecie?
Męża!
Jak to?
Właśnie tak! Tydzień mieszka z tobą. Słuchaj, nie jesteśmy tu dla nieśmiałych panien mówimy wprost. U nas nie ma wariatów ani maniaków.
Krystynie nagle spodobał się ten pomysł. Razem z panią w malinowych okularach wybrały pięciu kandydatów. Krystyna zapłaciła niewielką sumę i gwałtownie wróciła do domu. Pierwszy miał przyjść jeszcze tego wieczoru.
Założyła zieloną sukienkę kolor nadziei. I kolczyki z diamentami, które wyjmowała z szuflady tak rzadko.
Dzyń! dzwonek do drzwi.
Krystyna najpierw spojrzała przez wizjer. I zobaczyła róże. choćby cicho pisnęła z radości. Otworzyła drzwi. Mężczyzna był elegancki, taki jak na zdjęciu.
Usiedli przy stole, Krystyna naściągała półmisków. Bukiet postawiła na środku. Ukradkiem spoglądała na miłego gościa i myślała: Wystarczy! Inni niepotrzebni. Ten!
Zaczęli jeść sałatkę. Przyszły mąż skrzywił się: Czemu tak przesolone?. Krystyna zmieszana się uśmiechnęła, podała mu pieczoną karkówkę. Facet przeżuł kawałek: Twarde. Nie podobało mu się też nic innego. Ze zdenerwowania Krystyna zapomniała o winie, które długo wybierała. Nalała, powiedziała: No, za znajomość!. Gość powąchał kieliszek, skosztował: Jakaś tandeta. Wstał: No, zobaczmy, jak tu u ciebie.
Krystyna wzięła bukiet, podała mu: Nienawidzę róż. Do widzenia.
W nocy trochę popłakała, było jej smutno. Ale czekały jeszcze cztery spotkania.
Drugi przyszedł następnego wieczoru. Wszedł pewnie: No, cześć!. Cuchnął od niego bimber. Krystyna zapytała: Już gdzieś oblałeś nasze spotkanie?. Uśmiechnął się: Oj, daj spokój! Słuchaj, masz telewizor? Zaraz mecz się zaczyna. Legia Wisła. Razem omówimy wszystko. Krystyna gwałtownie odparła: Telewizor będziesz oglądał w domu.
Noc znów spędziła płacząc.
Po dniu przyszedł trzeci kandydat. Nie przystojniak, stara kurtka, nieogarnięte paznokcie. I buty w błocie. Krystyna już myślała, jak grzecznie go wyprosić. Ale najpierw postanowiła go nakarmić. Jadł łapczywie, gwałtownie i głośno chwalił Krystynę. choćby się zawstydziła. Wyciągnęła kiszone ogórki. Boże drogi! wykrzyknął nieprzystojniak. To najlepsze, co jadłem w życiu!
I wtedy uderzyły zegary babci. Nieprzystojniak wsłuchał się: Co to za dźwięk?. Poszedł do pokoju, wspiął się na stołek i obejrzał zegary: Zaraz naprawię! Masz narzędzia?
Wkrótce zegary biły czysto i donośnie, Krystyna była szczęśliwa, słysząc tak miły dźwięk. Pomyślała, iż to znak. Nieprzystojniak powinien zostać jej mężem. Był wspaniały, zaradny, a iż buty i paznokcie nie najlepsze drobiazg, umyje, oczyści. Do tego był trzeci, szczęśliwy numer.
Teraz czekała noc. Tak, Krystyna się przygotowała, poszła do salonu piękności, położyła luksusową pościel z dużymi różami (bo jednak je lubiła). Gdy wyszła z łazienki gość już spał, choćby się nie przebierając. To jej nie zmyliło. Spojrzała na śpiącego z czułością: Zmęczony, biedaczek. I delikatnie położyła się pod kołdrą obok.
I wtedy zaczął się koszmar. Ten majster zaczął chrapać. Mistrzowsko, głośno, intensywnie. Krystyna nakryła się poduszką, potem jego, potem przekręciła śpiocha nic. Nie spała całą noc, cierpiała.
Rano gość poszedł do kuchni, gdzie siedziała zmęczona Krystyna: No i co? Gdzie wieczorem rzeczy przywieźć?
Krystyna pokręciła głową: Nie, przepraszam. Jesteś miły, ale Nie!
Czwarty, brodacz, wydał się Krystynie bohaterem ze starego filmu o geologach. choćby pozwoliła mu palić w kuchni. Brodacz zaciągnął się, powiedział: Krystyna, od razu się dogadajmy. Ja wolny człowiek. Lubię wędkowanie, wyrwać się gdzieś z kumplami. I nie lubię, gdy dzwonią i pytają gdzie jesteś, gdzie jesteś? Jasne?
Krystyna patrzyła, jak strzepuje popiół do doniczki z orchideą, spytała: A do kobiet też chodzisz?. Brodacz się uśmiechnął: A czemu nie? Mówiłem wolność! To normalne dla faceta.
Po jego wyjściu długo wietrzyła kuchnię. Rozbolała ją głowa, czuła się wyjątkowo zmęczona, jakby całe życie z niej uciekło. choćby nie