Kwiat Wiosny

polregion.pl 3 dni temu

Był tylko chłopcem — piegowatym, trochę niezdarnym, z niedbale zawiązanym krawatem i błyszczącymi oczami, które patrzyły na nią tak, jakby inne dziewczyny na świecie nie istniały. Wiosna dopiero się zaczynała. Na szkolnym podwórku topniały zaspy, a z rozmarzniętej ziemi nieśmiało wyglądały maleńkie żółte kwiatki.

— To dla ciebie — powiedział, podając jej malutki bukiecik. Przylaszczki.

— Zostaniesz moją narzeczoną? — szepnął cicho, prawie nieśmiało, jakby bał się, iż wiatr usłyszy go pierwszy.

Nigdy się nie przyjaźnili, ale czasem rozmawiali o byle czym. Często przechodził koło jej domu, zawsze wołając i machając do niej ręką.

Roześmiała się — z zaskoczenia, z zakłopotania.

Wokół wszystkie dziewczyny w klasie przechwalały się różami, ktoś przyniósł goździki od mamy, u innych były wielkie bukiety tulipanów. A ona dostała te dziwne, skromne kwiatki, które nikt nie nazywał pięknymi.

— Przylaszczki? — koleżanki parsknęły w dłonie. — Szkoda mu było normalnych kwiatów? Fuj! Jakie to niemodne!

Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc schowała bukiecik do plecaka. Nic nie powiedziała. Uciekła z koleżankami. choćby się nie obejrzała. Bardzo chciała. Ale nagle by zauważyły.

Nie przechodził już pod jej oknem. Wiedziała — czekała na niego, choć przed sobą się do tego nie przyznawała.

Omijała go szerokim łukiem. Żeby nie zawołał i nie spotkali się wzrokiem.

Wstydziła się tamtej chwili. jeżeli to w ogóle odpowiednie słowo.

A potem chłopiec wyjechał.

Rodzina przeprowadziła się do innego miasta. Dowiedziała się od tych samych koleżanek. Nigdy go już nie zobaczyła.

Tylko czasem, w ciepłe wiosenne wieczory, zdawało jej się, iż wciąż słyszy jego głos: „Zostaniesz moją narzeczoną?” — i widzi te maleńkie żółte płatki.

Lata minęły.

Dziewczynka stała się kobietą — piękną, pewną siebie, mądrą. Uczyła się w szkole artystycznej, potem na uniwersytecie, aż pewnego dnia trafiła na wykład o angielskiej porcelanie.

Wykładowca postawił na katedrę filiżankę ze złotym obramowaniem i delikatnymi żółtymi kwiatkami.

— Kolekcja Royal Albert, seria „Przyjaźń”, lata 70. — powiedział. — Tutaj widzimy przylaszczkę. W języku kwiatów to symbol przyjaźni, pierwszych ciepłych uczuć, przywiązania, które nie mija z czasem. Tylko rzadki człowiek podaruje te kwiaty — bo jeżeli ofiarowane są z miłością, ich żółte światło zostaje z tobą na zawsze. To jak dotyk słońca dla serca.

Nagle jej serce się ścisnęło. Przed oczami stanęło tamto ranko: szkolne podwórko, chłopiec z niezgrabnym uśmiechem i jego ciepła dłoń trzymająca maleńki bukiet, którego nikt nie docenił.

Przymknęła oczy i uśmiechnęła się przez łzy.

— Jak tam ci się wiedzie, gdzieś w obcym mieście…

I patrząc na filiżankę z żółtymi przylaszczkami, nagle zrozumiała: ten mały chłopiec dał jej kiedyś coś, czego nikt inny nie mógł jej dać.

Jego bukiecik stał się niewidzialną nitką, która świeci przez lata.

I w tej chwili wydało jej się, iż gdzieś daleko, za nieznanymi domami i drogami, on też pije herbatę — i wspomina dziewczynkę, której kiedyś podarował wiosenne słońce w dłoniach. Może… na jego filiżance też są przylaszczki…

Ktoś ma przylaszczkę. Ktoś pamięci stokrotkę. Może muszelkę albo malutki kamyk. Coś, czego nie da się powtórzyć, ocenić, ani kupić za największe skarby.

Idź do oryginalnego materiału