Kurort z epoki cz. 1

adamaswtrasie.blogspot.com 1 rok temu
Któregoś razu, we wpisie o potopie nad Morzem Czarnym użalałem się nad tym, iż nigdy nie udało mi się jeszcze zobaczyć owego najstarszego znanego złotego skarbu zwanego Złotem Warny. I oto podczas ostatniego pobytu na czarnomorskim wybrzeżu w okolicach Warny udało się spełnić marzenie – w końcu wszedłem do miejscowego Muzeum Archeologicznego. Ale to już wiecie.
Wiecie też, iż nie jestem fanem leżenia na plaży – a niestety w Czajce (aka Żurnaliście), z którego to miejsca wyruszyłem naszym solarisem do centrum Warny kilka więcej było do roboty. Owszem było kilka restauracji, gdzie można było smacznie i dość tanio zjeść, choć akurat tarator, bułgarski chłodnik wart jest każdych pieniędzy. Do tego bułgarskie wędliny (też ujdą, ale gdzie im do naszych), typowe dla dawnych terenów osmańskich czebapczici (tu zwące się kebabcze) – czy owoce morza, wszak jesteśmy tuż nad czarnomorskim brzegiem. Ale nie chcę się rozpisywać o tłustej i sycącej miejscowej kuchni, choć na pewno będę musiał kiedyś wspomnieć o winie – i rakiji (może nawet w tym wpisie). Bo wpis ma być o kurortach, nie o jedzeniu, choć jedna z tych czajkowych restauracji do tego wygląda bardzo przyjemnie.
Stylowa restauracja
W przeciwieństwie do reszty kurortu, swą bułgarską nazwę czerpiącą od olbrzymiego komunistycznego molocha zwanego Żurnalist – bo tu właśnie w czasach słusznie minionych spotykali się na sympozjach (z greckiego sympozjon to uczta, suto zakrapiana alkoholem) dziennikarze Prawdy, Trybuny Ludu czy innego Sztandaru Młodych (niech imię ich przepadnie na wieki). Dookoła Żurnalista wyrosły i inne hotele, zwłaszcza już po upadku ZSRS. Sęk w tym, iż budowano je bez najmniejszego ładu i składu – i ani tu, ani w słynnych Złotych Piaskach (formalnie Czajka to ich część) nie istniało coś jak plan zagospodarowania przestrzennego. Ba, do tej pory nie ma tam numerów domów – dotarcie pod konkretny hotel wymaga sporego kunsztu, także dlatego, że teren tu nierówny, Wyżyna Dobrudży stromo opada tu ku morzu. Im bliżej zaś współczesności, tym gorzej – tereny na bułgarskim wybrzeżu masowo zaczęli wykupywać tak zwani Nowi Ruscy – czyli częstokroć szemrani "biznesmeni". Inwestycja w hotele bułgarskiej riviery zdaje się więc być świetnym sposobem prania pieniędzy. Kiedy zaś wpływy ustają, ustaje też budowa, i nadmorskie miejscowości wypoczynkowe usiane są niedokończonymi molochami w stylu architektonicznym zwanym na całych Bałkanach "mafijnym barokiem".
Kurort
Czy kolejnym rządom bułgarskim to nie przeszkadza? Wszak Bułgaria jest członkiem Unii E***pejskiej. Otóż nie, nie przeszkadza. Po pierwsze primo, warto pamiętać, iż to Imperium Rosyjskie – o czym wspominałem – stworzyło niepodległą Bułgarię, stąd wielki jest sentyment do Moskali, po drugie primo, czy też po wtóre – każdy kolejny rząd jest – jak twierdzą miejscowi – jeszcze gorszy i jeszcze bardziej skorumpowany. Jak tak dalej pójdzie może choćby dościgną w tej kategorii brukselskich eurokratów. A może nie.
W każdym razie w Bułgarii nie jest przesadnie różowo (choć różanie jak najbardziej, jeden z największych producentów olejku z tego kwiecia), powojenne rządy komunistów sprawy nie polepszyły, choć trzeba uczciwie przyznać, iż to właśnie one rozpoczęły epokę turystyki czarnomorskiej – w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia podle Warny wybudowano Drużbę (dziś Swięci Konstantyn i Helena), a potem dwa najsłynniejsze – Złote Piaski i Słoneczny Brzeg (tak samo nazywa się też jeden ze znanych bułgarskich koniaków). Nic więc dziwnego, iż spod chaosu nowych ulic i mafijnobarokowych fasad hoteli wygląda jakże znany i u nas socrealizm.
Złote Piaski
Co zaś się tyczy Polaków i nadczarnomorskich kurortów – to od wielu, wielu lat jesteśmy wiernymi ich klientami. W latach siedemdziesiątych jeżdżono tam na pola namiotowe, dziś do hoteli na all inclusive. Kiedyś – ponieważ była to zagranica, ale komunistyczna (swoją drogą do Warny można było z Warszawy pojechać pociągiem via Lwów; atrakcją tej trwającej kilkadziesiąt godzin podróży była dwukrotna zmiana wagonowego podwozia – na terenie byłego ZSRS obowiązuje wszak do dziś szerszy, carski, rozstaw szyn). Dzisiaj jeździmy tam, bo jest tanio. Dużo taniej niż w nieodległej Chorwacji (a teraz, jak ci nieszczęśnicy przyjęli śmieszną walutę z oknami na banknotach to już w ogóle będzie tam średnio), a do tego – w przeciwieństwie do Adriatyku – jest tu piasek, niemal tak delikatny jak nasz, bałtycki. Nazwa Złote Piaski nie wzięła się znikąd.
Plaża w Czajce
Oprócz tego Bułgaria posiada coś, co nam bardzo odpowiada – tani, mocny alkohol. I nie mówię tu o koniaku, niezwykle popularnym w całym basenie Morza Czarnego – bułgarski można nabyć i u nas, oprócz wspomnianego Słonecznego Brzegu jest też chyba najpopularniejsza Pliska (na miejscu gatunków jest więcej) – mówię o rakiji, raki: miejscowym bimbrze robionym z najróżniejszego typu owoców, głównie śliwek lub winogronowych wytłoczyn (czyli śliwowica lub grappa – wódki w typie winiaka), ale trafiają się też chociażby gruszkowe. Mimo obecności w Unii E***pejskiej bułgarskie bimbrownictwo ma się nad podziw dobrze, i łacno można nabyć bezakcyzowy samogon. Po czym poznać dobrego, lokalnego producenta? Otóż najczęściej jest to mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną, z kilkudniowym zarostem, ćmiący ohydnie śmierdzącego papierosa (skręcany samemu, oprócz tytoniu zawiera prawdopodobnie też końskie włosie, asfalt i chemikalia – w twarz się śmieje eurokratom). Nosi taki bimbrownik wzorzysty sweter z grubej wełny, obowiązkowo manualnie robiony, prawdopodobnie przez panią bimbrownikową. Jeżeli taki biznesmen częstuje – warto skosztować, i nabyć alkohol od razu: wtedy będziemy mieli pewność, iż w butelce będzie testowany przez nas płyn. W innym wypadku – choć bywa to rzadkie, Bułgarzy są dosyć dumnym narodem – możemy się naciąć.
Co jednak, jeżeli ktoś na plaży nie lubi leżeć, a alkoholu ma już dość? Cóż. jeżeli mieszka w Słonecznym Brzegu może – i powinien – przespacerować się do niedalekiego Nesebyru. Obok Czajki są tylko Złote Piaski.
Plaża w Złotych Piaskach
Idź do oryginalnego materiału