Kupicie tu wszystko! Największa na Dolnym Śląsku giełda zaledwie 25 km od Legnicy

pulslegnicy.pl 17 godzin temu

Łatwiej byłoby wymienić to, czego nie da się tu kupić, niż to, co oferują sprzedawcy. Wydaje się, iż jest tu wszystko. Najbardziej deficytowym towarem giełdy samochodowej w Lubinie są… samochody. Kiedyś – co sobotę – było ich ponad 2 tys. Dziś zajmują niewielki skrawek zieleni przy głównym placu handlowym.

Lubińska giełda (samochodowa w nazwie to już przeszłość) bije się o palmę pierwszeństwa na Dolnym Śląsku z targiem na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu. – Raczej są porównywalne, ale trudno to zmierzyć. Lubińska otacza koronę stadionu, a wrocławska idzie bardziej w linii prostej – mówi jeden ze sprzedawców, który w sobotę handluje w Lubinie, a w niedzielę na Świebodzkim.

Ręcznie wyrabiane chleby, domowe ciasta, szynki, salcesony i kiełbasy, bio-sery, miód prosto z pasieki, czosnek od gospodarza, ogórki i kapusta z beczki, ekologiczne warzywa i owoce, ubrania, buty, torby, oświetlenie, firanki, obrusy i oczywiście „chemia z Niemiec”. Sezonowo stroiki na Wszystkich Świętych i wianki ma Wielkanoc.

Trudno znaleźć wzmiankę w internecie, kiedy postała giełda w Lubinie.

Lubińska giełda działa w soboty od godz. 6 do 13.

– Ja tu handluję od 25 lat – mówi jeden ze sprzedawców samochodów. Przekrzykuje go inny, który z lubińską giełdą związany jest od ponad 30 lat.

Żaden nie mija się z prawdą, bo giełda powstała na początku lat 80. Była jedną z pięciu liczących się w kraju giełd samochodowych obok Słomczyna pod Warszawą, Gliwic, Poznania i Szczecina.

– Dzisiaj to przyjeżdżamy tu raczej w celach towarzyskich. Ostatni samochód sprzedałem w listopadzie, ale nie wyobrażam sobie soboty bez giełdy – mówi pan Henryk.

Dziś samochody i części do nich, które stanowiły główny przedmiot działalności giełdy, to już jej namiastka.

Prym wiedzie żywność „home made”. Kolejki ustawiają się po wędliny z domowych wędliniarni, chleb z mąki orkiszowej i ciasto bez jajek w proszku.

Ale życie giełdy w Lubinie to również tzw. wystawki, które pojawiły się na początku lat 90. i do dziś znajdują swoich amatorów. By „złowić” coś przyzwoitego trzeba się pojawić grubo przed szóstą. Ci, którzy przyjeżdżają po 11.00 to spacerowicze. Zobaczymy, przemyślimy – odezwiemy się. Ich spotkać można przy – co najmniej czerech punktach parzenia kawy.

Dziś giełda to także salon mody, widać wielki świat. Na stoisku pani Marty z Nowej Soli można kupić rzeczy, które sprzedają ekskluzywne butiki. Tu ceny za płaszcz czy kurtkę sięgają tysiąca złotych, ale za te same w galerii trzeba zapłacić o trzysta, czterysta złotych więcej.

– Stawiam na polskich producentów – mówi pani Marta. FOT. RED

– Stawiam na polskich producentów, stąd takie kwoty. Ale ceny zaczynają się od 29 zł za naprawdę porządny t-shirt – mówi pani Marta. Na lubińską giełdę przyjeżdża od prawie 30 lat. – Ciągle się opłaca, ale to już nie jest zysk, taki jak przed kilkunastoma laty. Zabijają nas koszty: ZUS, gaz czy prąd – dodaje.

Lubińska giełda działa w soboty od godz. 6 do 13. Parking kosztuje 6 zł.

Idź do oryginalnego materiału