Kupcy i zbójcy

adamaswtrasie.blogspot.com 4 tygodni temu
Jomswikingowie – czyli Słowianie i Skandynawowie pochodzący z Jomme, Wolina – zapisali się wielokrotnie na kartach (no, adekwatnie to w pieśniach śpiewanych przez skaldów w trakcie różnych takich wikińskich popijaw uroczystości) północnych sag wielokrotnie. Znani byli z bitności i brawury rozrośniętej nieraz aż po granice zdrowego rozsądku (takie to nasze polskie "co, ja nie skoczę"), stąd i często wynajmowani byli to zadań specjalnych. Wszak to z Wolina na podbój Norwegii wyruszał w roku 1000 Olaf Tryggvason (wyprawa zakończyła się niezbyt udanie dla Tryggvowego syna, bo wziął i poległ w bitwie morskiej pod Svold na Oresundzie, i Norwegię od Duńczyków odbił dopiero kolejny Olaf, Święty – bo umacniał tam chrześcijaństwo; inny chrystianizator z regionu, władca Danów Harald Sinozębny, który swoją drogą na Wolinie zmarł, jakoś kanonizowany nie został; nadał za to nazwę systemowi komunikacji bezprzewodowej, bluetooth).
Współczesny Wolin
Historię wolińskiej kupiecko-zbójeckiej republiki zakończyli władcy Danii, paląc ją w 1042 i 1099 (nie skończyło to historii słowiańskich rozbojów na Bałtyku i w cieśninach duńskich – wszak w 1136 roku książę Racibor I zdobył i – jak to było w zwyczaju epoki – spalił do cna Konungahelę; 11 lat później chąśnicy – słowiańscy piraci – z dymem puszczają Lubekę).
Potomkowie bałtyckich chąśników
Wolin nie był jednak jedyną kupiecką republiką którą współtworzyli Słowianie. Jest w Europie inne takie miejsce, leżące jednak po drugiej stronie Słowiańszczyzny – nad Adriatykiem.
Surowsze oblicze adriatyckiej Dalmacji
A konkretnie w Dalmacji – i chodzi oczywiście Dubrownik, trochę bardziej znany jako Republika Raguzy.
Dubrownik
Byłem wielokrotnie, i co tu dużo mówić, za każdym razem to chorwackie (i o mało całkowicie nie zniszczone w czasie wojen w Jugosławii pod koniec XX wieku) miasto urzeka. Dobra, wiadomo, po średniowiecznym Dubrowniku pozostały tylko przewspaniałe mury miejskie (po których spacer – mimo, że makabrycznie drogi, wszak Chorwaci zrezygnowali z części narodowej suwerenności i wprowadzili zamiast własnych kun te śmieszne pieniądze z oknami, będącymi symbolem niemieckiej kolonizacji Europy - gorąco polecam), cała reszta wzięła i spłonęła po trzęsieniu ziemi którejś XVII-wiecznej Wielkiejnocy (bodajże Roku Pańskiego 1667, rok po Londynie; to nie jedyny angielski trop, miejscową katedrę za którymś razem ufundował Ryszard Lwie Serce). Miasto – w końcu bogatą republikę kupiecką – odbudowano w wersji barokowej, a potem na całe szczęście przyszła bida i niemal nic nowego w obrębie murów już nie wybudowano. Po jugosłowiańskim ostrzale miasto odtworzono – jak to mówią niektórzy Hiszpanie – toćka w toćkę jakie było, także dzięki pomocy UNESCO, trzymającego starówkę na swojej Liście Dziedzictwa Ludzkości.
Główna ulica w starym Dubrowniku - Stradun
Dachy Dubrownika
Ale nie takie rzeczy przeżyła Republika Raguzy – w końcu leżała nad tym samym akwenem co najbardziej inwazyjna z nadmorskim miast-państw Śródziemiomorza, zła do szpiku i przeżarta żądzą zysku Najjaśniejsza Republika Świętego Marka, czyli Wenecja. Dubrowniccy nobile sprzedali choćby kawałek własnych ziem banom Bośni by odgrodzić się od niesympatycznego sąsiada (to odpowiedź na nurtujące wielu umiejących czytać mapy – czyli tych głównie sprzed ery gimnazjów i obecnych lewicowych reform polskiej oświaty – skąd na dalmatyńskim wybrzeżu należący do Bośni i Hercegowiny kurorcik Neum).
Bośniacka riwiera - Neum
Nie przetrwała za to – podobnie jak Republika Wenecka i Rzeczpospolita Obojga Narodów czy tatarski Chanat Krymski – nagłego wybuchu tak zwanego Oświecenia, zakończonego krwawą łaźnią Wielkiej Rewolucji Francuskiej, niech jej plugawe miano przeklęte będzie na wieki. Zlikwidowano ją w 1808 roku. Swoją drogą w wyniku owych niecnych wydarzeń Francja przyłączyła do siebie sporą część obecnej Chorwacji, pewnie w podzięce za wprowadzenie do męskiej mody krawatu, ale to opowieść na inny wpis (ta o Francuzach na Bałkanach, nie o krawatach, znanych w Chorwacji nie tylko jako reimportowane kravata, ale i miejscowe masna).
Plac Świętego Marka w Wenecji - kształt po francuskich przeróbkach
Wracając do Wenecji i jej upadku – to właśnie Dalmacja była tą częścią kupieckiego imperium w której jako ostatniej flaga z lwem św. Marka zjechała z masztu. Stało się to w Boce Kotorskiej, w miasteczku Perast – równie urokliwym co dużo bardziej znany Kotor. Ciekawe, że elitę tych zamorskich posiadłości oprócz rodowitych Wenecjan stanowili też miejscowi Dalamtyńcy, Słowianie czy Grecy. Strzelam, że rodowitych obywateli miasta na Lagunie było zwyczajnie za mało, i musieli, jak to w koloniach (wiecie o czym mówię, cni Rodacy) wykorzystywać do zarządzania i drenowania podbitych ziem miejscowych oportunistów.
Kotor
Boka Kotorska
Ale o Wenecji i jej imperium we wschodnim Śródziemiomorzu to by trzeba zrobić osobny wpis – gdzie się bowiem człowiek tam nie ruszy, to ciągle natyka się na pozostałości po Wenecjanach.
Wenecka twierdza Spinalonga na Krecie
Względnie po Genueńczykach – bo ci też dorobili się na handlu Lewantyńskim.
Genueńska wieża Galata w Stambule
W końcu jednak kupcy z Ligurii zostali przez Wenecjan pogonieni. Widocznie byli mniej bezwzględni.
Bank Świętego Jerzego w Genui
Albo gorzej zarządzani. W Genui doża – czyli władca republiki - wybierany był przez możne rody na pół roku, w Wenecji dożywotnio. W Dubrowniku – dodam jako ciekawostkę – książę-rektor na miesiąc.
Siedziba dubrownickiego włodarza
Swoją drogą tytuł wpisu pasowałby jakiejś planszówce. Albo grze komputerowej RPG z przełomu lat 80-tych i 90-tych zeszłego stulecia.
Idź do oryginalnego materiału