Kulinarny koszmar: wojna z teściową

newsempire24.com 1 dzień temu

Kulinarny koszmar: wojna z teściową

Moje życie w małym miasteczku nad Wisłą zmieniło się w niekończący się koszmar przez teściową, która uważa, iż jestem beznadziejną gospodynią. Jej ciągłe uwagi na temat mojego gotowania doprowadzają mnie do szału. Każda jej wizyta to nowy skandal, nowe pretensje, które odbierają mi resztki sił. Jestem zmęczona tymi atakami, a mój gniew gotów jest wybuchnąć, zagrażając kruchemu spokojowi w naszej rodzinie.

Teściowa, Bożena Andrzejewska, nie przestaje powtarzać, iż nie umiem gotować. Wścieka się szczególnie, gdy przygotowuję jedzenie na kilka dni. „Czy mój syn musi jeść to samo trzy dni z rzędu? Nie potrafisz codziennie ugotować czegoś świeżego?” – rzuca z pogardą. Bożena Andrzejewska jest zawodową kucharką, jej dania to prawdziwe arcydzieła. Ja natomiast gotowania nie lubię. Dla mnie liczy się, żeby jedzenie było proste, zjadliwe i nie zabierało zbyt wiele czasu. jeżeli spełnia te warunki, jestem zadowolona.

W tygodniu gotuję zwykłe rzeczy: rosół, zupę pomidorową, ziemniaki z mięsem, makaron. Mój mąż, Krzysztof, nie narzeka – wszystko mu pasuje. Ale w weekendy to on staje przy kuchence, tworząc kulinarne wykwintności. Zajmuje mu to pół dnia, a ja potem muszę zmywać sterty brudnych naczyń, tłustą płytę kuchenną i podłogę, którą Krzysztof zawsze jakoś ubrudzi. Nie mam nic przeciwko jego hobby, ale po pracy brakuje mi sił na codzienne kuchenne wyczyny. Krzysztof to rozumie, ale jego matka – już nie.

Każda jej wizyta to jak egzamin. Otwiera lodówkę i krzywi nos: „Znowu wczorajsza zupa? Naprawdę nie dasz rady rano wyjąć mięsa z zamrażarki, a wieczorem ugotować coś nowego? To przecież nie zajmuje wiele czasu!” Mówić łatwo, ale po ośmiu godzinach w biurze marzę tylko o tym, żeby rzucić się na kanapę i zamknąć oczy. Krzysztof współczuje mi i nie wymaga świeżych dań każdego dnia, ale Bożena Andrzejewska nie chce wejść w moją sytuację.

Niedawno urodziłam syna, Bartka. Życie stało się jeszcze trudniejsze. Maluch prawie nie śpi w nocy, chodzę jak senna mara, ledwo trzymając się na nogach. Czasem w ogóle nie mam czasu gotować, więc Krzysztof sam robi pierogi. Gdy teściowa widzi w lodówce wczorajszy makaron czy kiełbasę, wpada w furię: „Mój syn pewnie już ma wrzody od takiego jedzenia! Tylko milczy, żeby cię nie zdenerwować!” Jej słowa bolą jak nóż w serce. Po co przychodzi? Żeby upokarzać mnie i szarpać moje nerwy?

Nigdy nie zaproponowała pomocy, choć widzi, jak jestem wykończona. Ostatnio Bartkowi zaczęły wychodzić ząbki i przez tydzień prawie nie spałam, kołysząc go w ramionach. Właśnie w takim dniu zjawiła się Bożena Andrzejewska. Bez pukania podeszła do lodówki, otworzyła garnek z kaszą i zaczęła ją wąchać. „Ile dni tej kaszy stoi?” – spytała z obrzydzeniem. „Nie wiem, Krzysiek gotował” – odparłam zmęczona. „Oczywiście! Co mu pozostaje, żeby nie umrzeć z głodu? – wrzasnęła. – On haruje od rana do nocy, żeby was utrzymać, a ty siedzisz w domu i nie potrafisz choćby normalnego obiadu zrobić! Mój mąż nigdy nie gotował!”

Poczułam, jak krew we mnie wrze. Jej słowa były niesprawiedliwe, trafiały w najczulsze punkty. Jestem złą matką, złą żoną, beznadziejną gospodynią. Łzy napłynęły mi do oczu, ale się powstrzymałam. Wieczorem postawiłam Krzysztofowi ultimatum: „Albo przypomnisz swojej matce, żeby rzadziej nas odwiedzała i skończyła z tymi awanturami, albo w ogóle nie otworzę jej drzwi. Już nie wytrzymuję!” Mój głos drżał, bałam się, iż zaraz wybuchnę i powiem teściowej coś, po czym nigdy się nie pogodzimy.

Co noc leżę bezsenna, przewracając w myślach jej oskarżenia. Wracam pamięcią do czasów, gdy starałam się jej przypodobać na początku naszego małżeństwa, jak się uśmiechałam, gdy krytykowała moje potrawy. Ale jej nienawiść tylko rosła. Czuję, iż stoję nad przepaścią. jeżeli Krzysztof nie stanie w mojej obronie, nasz związek może się rozpaść. Nie chcę wojny z Bożeną Andrzejewską, ale nie mam już siły znosić jej pretensji. Mam nadzieję, iż posłucha syna i przestanie mnie dręczyć. W przeciwnym razie nie ręczę za siebie – mój gniew, gromadzony latami, może wybuchnąć i wtedy nie będzie już powrotu.

Siedząc w ciszy naszego małego mieszkania, patrzę na śpiącego Bartka i myślę: za co mnie to spotkało? Chciałam być dobrą żoną, dobrą matką, ale teściowa zamieniła moje życie w pole bitwy. Jej słowa ranią jak sztylety, a każda wizyta to kolejny cios. Marzę o dniu, gdy przestanie się wtrącać w nasze życie, ale obawiam się, iż ten dzień nigdy nie nadejdzie. Czy wytrzymam? A może moje małżeństwo i moja cierpliwość pękną jak cienka nić pod naporem jej wiecznego niezadowolenia?

Najważniejsze, by pamiętać: rodzina powinna być wsparciem, a nie źródłem cierpienia. Czasem trzeba odważnie postawić granice, choćby kosztem chwilowego konfliktu, bo tylko wtedy można ochronić to, co najcenniejsze – spokój własnego domu.

Idź do oryginalnego materiału