**Skandal w kuchni: jak gołąbki zrujnowały małżeństwo**
Zmęczona i wyczerpana Weronika wróciła do domu ze sklepu, ściskając w dłoniach dwie ciężkie torby. Ledwo weszła do kuchni, rzuciła zakupy na stół i osunęła się na krzesło, łapiąc powietrze. Wieczorny klimat małego miasta, Żarnowca, przesiąknięty był wilgocią, co tylko pogłębiało jej wyczerpanie.
– Cześć, Wera, co na kolację? – rozległ się głos Jacka, który pojawił się w drzwiach kuchni, zacierając ręce w oczekiwaniu.
– Jacek, dopiero weszłam, choćby jeszcze nie myślałam – westchnęła Weronika, czując, jak napięcie ściska jej ciało. – Jestem strasznie zmęczona.
– A może byś zrobiła gołąbki? – zaproponował Jacek z lekkim uśmiechem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Weronika podniosła na niego oczy pełne znużenia i ukrytej złości. Przez chwilę milczała, jakby zbierała siły, a potem, nagle choćby dla samej siebie, wybuchnęła:
– Wiesz co, Jacek? Powinniśmy się rozwieść.
– Co? Rozwód? Z jakiej racji? – Jacek zastygł, jego twarz wyrażała kompletne zdumienie.
– Przez twoje pieprzone gołąbki! – niemal krzyknęła Weronika, a jej głos drżał od emocji.
– Przez gołąbki?! – Jacek patrzył na nią, jakby oszalała, nie mogąc pojąć, co się w niej dzieje.
**10 miesięcy temu**
Od razu po ślubie Weronika i Jacek zasiedli, by omówić wspólny budżet. Wydawało się, iż przewidzieli wszystko, by ich życie w Żarnowcu było harmonijne.
– Jesteśmy dorosłymi ludźmi, Wera, i wydatki dzielimy po połowie – oświadczył Jacek stanowczo. – To uchroni nas przed niepotrzebnymi kłótniami.
– Nie wiem, Jacek – odpowiedziała niepewnie Weronika. – W poprzednim małżeństwie mój mąż płacił więcej, bo więcej zarabiał.
– I co, pomogło to waszemu małżeństwu? – zaśmiał się sarkastycznie Jacek. – Moja była żona wydawała pieniądze bez opamiętania, nie nadążałem za nią. Nie, po równo – znaczy po równo.
Weronika miała nadzieję, iż ich dochody będą wspólne, ale Jacek myślał inaczej – z zimną kalkulacją.
– Na jedzenie i rachunki składamy się równo – wyjaśnił. – Reszta idzie na oszczędności. Domowe obowiązki też możemy podzielić, ale to już szczegóły, nie ma co liczyć każdego grosza.
Ten sposób budził w Weronice bunt. Wydawał się jej niesprawiedliwy, ale zgodziła się, nie chcąc zaczynać małżeństwa od kłótni. Kiedy jednak plan wszedł w życie, jej cierpliwość zaczęła pękać. Jacek uwielbiał tłuste obiady – mięso, wędliny, fast foody – a suma, którą wyznaczył na jedzenie, pochłaniała niemal połowę jej pensji. Ona jadła skromnie – jogurty, owoce, lekkie sałatki – i wcześniej wydawała na jedzenie znacznie mniej. Teraz jej pieniądze rozpływały się w powietrzu.
– Dziwne macie relacje – zauważyła przyjaciółka Kinga, słuchając Weroniki przy herbacie. – Ty jesz twarożki i jabłka, a on zamawia pizzę i smaży kotlety, ale płacicie po równo?
– Mnie też to nie podoba – przyznała Weronika, nerwowo gniotąc róg obrusa. – Ale się zgodziłam, a teraz nie wiem, jak z tego wyjść. On adekwatnie przejada moje pieniądze, a swoje oszczędza.
– Niech każdy kupuje sobie jedzenie osobno – zaproponowała Kinga. – To będzie sprawiedliwe.
Weronika o tym myślała, ale czekała, aż Jacek sam to zaproponuje. Niestety, jemu wszystko pasowało.
– Co ci się nie podoba? – dziwił się, gdy próbowała poruszyć temat.
– Nie podoba mi się, iż połowa mojej pensji idzie na jedzenie, które ty wybierasz! – odpowiadała gorąco. – Jem znacznie mniej, a teraz nie stać mnie choćby na kosmetyki!
– No cóż, Wera, takie jest małżeńskie życie, przyzwyczaj się – machnął ręką, nie chcąc wnikać.
– Wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej – odparła smutno. – W pierwszym małżeństwie nie mieliśmy takich problemów.
– Znowu o swoim byłym! – wybuchał Jacek. – jeżeli był taki idealny, to czemu się rozwiodłaś?
– Rozstaliśmy się nie przez pieniądze, a przez jego zdradę – odpowiedziała cicho, czując, jak jego słowa uderzają w czuły punkt.
– Nic dziwnego – drwił Jacek. – Gotujesz tak sobie, w domu bałagan, tylko narzekasz.
Te słowa głęboko ją zraniły. Nie uważała siebie za idealną gospodynię, ale dbała o dom i gotowała codziennie. Tyle iż przed ślubem nie mieszkali razem – spotykali się kilka miesięcy i gwałtownie wzięli ślub. Randki na odległość wydawały się romantyczne, ale wspólne życie odsłoniło wszystkie różnice. Ona lubiła warzywne dania, zapiekanki i jajecznicę, on żądał bigosu, schabowych i pizzy. Zaczęła gotować dla niego osobno, ale to zabierało czas i pieniądze, a jego pretensje tylko ją irytowały.
– Zaraz czterdziestka, a ty narzekasz mamie, iż nie umiem zawijać gołąbków? – oburzała się.
– Nie narzekam, tylko opowiadam, jak żyjemy – bronił się Jacek. – MojaWeronika westchnęła ciężko, zrozumiawszy, iż czasami choćby najdrobniejsze niedomówienia mogą stać się początkiem końca miłości.