Ktoś Jedyny

twojacena.pl 1 godzina temu

JUREK-JEDNOLUB

Jurek co weekend majstrował przy swoim motocyklu w garażu obok domu. Otaczała go gromada chłopaków, którzy przysiadali na piętach obok „żelaznego rumaka” jak wróbelki, wpatrując się uważnie, jak gospodarz czyścił silnik, dokręcał śrubki albo polerował do połysku chromowane elementy miękką szmatką.

— O, jak będzie szalał! — powtarzali chłopcy z podziwem. — Jurku, a nas przejedziesz?

— Nie mogę was wozić, jeszcze za mali, a motocykl to poważna sprawa, nie rower…

Chłopcy wzdychali, a wtedy Jurek ustępował:

— No, może tylko kilka kółek po podwórku, to jeszcze ujdzie…

„Wróbelki” cieszyły się, po czym pędziły na boisko, zabierając ze sobą piłkę. Jurek wracał do domu, mył się, a matka marudziła:

— I kiedy w końcu znajdziesz sobie dziewczynę? U Kowalskich już drugi syn się ożenił, a obaj młodsi od ciebie. O czym ty w ogóle myślisz? To już nie wiek, żeby w garażu grzebać przy tych żelazach…

Żelazem nazywała też stary samochód dziadka, który ojciec przekazał Jurkowi, kiedy chłopak wrócił z wojska. Jurek doprowadził auto do świetności, naprawił silnik i przemalował, aż lśniło jak nowe.

— Mój „Maluch” znów żyje, włożyłem w niego tyle pracy, by zrobić dziadkowi przyjemność. W takim stanie chętnie by go kupili. Tylko iż teraz już nie chcę go sprzedawać, żal… — tłumaczył się przed matką.

— Wszystko pięknie, ale minęło już sześć lat, jak wróciłeś z wojska, a dziewczyny jak nie było, tak nie ma. Boję się, iż zostaniesz sam z tym żelastwem, a szczęście jest w rodzinie, synku… — wzdychała Helena.

— Gdzie ja ją znajdę? Na dyskoteki nie chodzę, nie lubię się wygibać, w kinie ciemno, nikogo nie dojrzysz — śmiał się syn.

— Słusznie, bo i o czym miałaby z tobą porządna dziewczyna rozmawiać? — machnęła ręką matka. — I to moja wina, przyznaję. Ani książek specjalnie nie czytałeś, poza szkolną lekturą, ani teatru w naszym mieście nie ma, a do muzeum ciebie nie ściągniesz. W głowie tylko samochody, motocykl i cała ta technika.

— No ale w tej branży pracuję, mamo, w serwisie — odpowiadał Jurek. — I uwierz, moje ręce są potrzebne.

— A i tak nie do końca umyte — uśmiechnęła się matka. — Wszystkie ręczniki poplamione, już choćby ciemne wieszam, gdybyś nie zauważył. I jaka dziewczyna będzie z tobą o samochodach gadać?

— A jaka? — Jurek spojrzał na swoje dłonie. — Taka, która pokocha…

— Na początek poszedłbyś do naszego muzeum, żeby trochę podnieść swój poziom kulturalny, synu.

— I co tam będę robił? Sam? Nigdy w życiu — stanowczo odmówił.

— Dlaczego sam? Teraz wakacje, twój siostrzeniec Adaś ma wolne, zabierz go, a siostra będzie zachwycona — nalegała matka. — Przejdziecie się po mieście, zjecie lody w kawiarni, wyjdzie kulturalna wycieczka.

— Zwiad w sprawie panienek? — zaśmiał się Jurek, rozumiejąc podstęp.

Minęło kilka dni, gdy przy kolacji matka oznajmiła:

— Jutro sobota. Adaś do nas przyjdzie.

— No i? — nie zrozumiał syn. — Niech przychodzi.

— Obiecałam mu, iż pójdziecie do muzeum — przypomniała. — Cieszy się i czeka. Ubierze się odświętnie.

— Aaa… — Jurek przypomniał sobie. — No dobra, pójdziemy, skoro obiecałaś.

Pogoda była przepiękna. Najpierw Jurek z dziesięcioletnim Adasiem wstąpili do kawiarni na lody, a potem, już z obowiązku — do muzeum.

Kupili bilety, a kasjerka powiedziała:

— Śpieszcie się, grupa już zebrana, i zwiedzanie właśnie się zaczęło, dogonicie ich w pierwszej sali!

Jurek z siostrzeńcem dołączyli do tłumu. Adaś przepchał się do przodu, żeby lepiej słyszeć przewodnika, a Jurek przeciwnie — chował się za plecami innych, z jakiegoś powodu zawstydzony.

Mimo to wyraźnie widział dziewczynę-przewodniczkę i starał się nie uronić ani słowa, bo kiedy tylko na nią spojrzał — delikatną jak figurka porcelanowa, w białej sukience, z przezroczystymi koralikami i błękitnymi oczami — zamarł.

W grupie było sporo dzieci, więc przewodniczka często zwracała się do nich, zadając pytania i zagadki. Trzymała w dłoni wskaźnik. Jej smukłe palce przypominały łapkę mądrego, magicznego ptaka, trzymającego się gałązki.

Jurek nie mógł oderwać wzroku od jej niebieskich oczu, od tych drobnych dłoni i wąskiej talii, jakby był zaczarowany.

Gdy zwiedzanie dobiegło końca, dziewczyna pożegnała się z grupą i zniknęła w muzealnym korytarzu. Jurek z siostrzeńcem wyszli na ulicę, gdzie powitał ich żar — miasto rozgrzane słońcem.

— A tam było tak przyjemnie chłodno — westchnął Adaś. — Tylko iż jakoś nie odważyłem się pytać…

— Nic straconego, jeszcze tu wrócimy i wszystko dokładnie wyjaśnimy — uśmiechnął się Jurek, obejrzał się na muzeum, by zapamiętać godziny otwarcia. — Jutro przyjdziemy!

— Jutro? — zdziwił się chłopiec.

— No jasne, po co zwlekać? Póki pytania w głowie świeże. — Poklepał Adasia po ramieniu i w doskonałych humorach wrócili do domu.

Matka była zaskoczona, iż syn i wnuk znów wybierają się do muzeum, ale nic nie powiedziała. Następnego dnia Jurek od progu zapytał kasjerkę:

— Ta przewodniczka z wczoraj, jak ma na imię?

— Mamy ich kilka, młody człowieku.

Jurek pokrętnie opisał dziewczynę.

— A, to chyba Kinga. Dzisiaj jej nie ma, prowadzi wycieczkę autokarową po mieście dla grupy z Warszawy. Wpadnijcie innym razem.

Jurek stał przygnębiony, a Adaś ciągnął go za rękaw.

— To co z muzeum? Nie idziemy? — pytał.

— Byliśmy już — burknął Jurek.

Żeby spacer nie poszedł na marne, znów zabrał Adasia na lody, sam zaś wciąż przypominał sobie oczy dziewczyny, ale cieszyło go, iż przynajmniej znał już jej imię.

— Co, w następAdaś spojrzał na Jurka z przekąsem i szepnął: „To chyba nie o muzeum już chodzi, co?”, a Jurek tylko się uśmiechnął, bo wiedział, iż jego życie właśnie nabrało nowego blasku.

Idź do oryginalnego materiału