Nie takim księciem on okazał się…
Kasia poznała Jacka, gdy ten właśnie wrócił z wojska. Chłopak wyglądał, jakby zszedł z okładki modnego magazynu — wysoki, umięśniony, z hipnotyzującym spojrzeniem zielonych oczu i czarnymi, kręconymi włosami. Przy nim Kasia wydawała się zwyczajna, choć była urocza — jasne włosy, smukła sylwetka, ciepły uśmiech. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, iż spośród całej grupy wybrał akurat ją.
— Co on w tobie widzi? — szeptały koleżanki. — Tacy przystojniacy nigdy nie zostają na długo. Pobawi się i pożegna.
Ale Kasia tylko się uśmiechała — wierzyła w ich miłość. Razem chodzili do kina, na tańce, spotykali się ze znajomymi. Jacek nie zasypywał jej komplementami, ale był blisko, a od jego dotyku kręciło jej się w głowie. Gdy pierwszy raz przyprowadziła go do domu, jej matka — Anna Michałowska — zmarszczyła brwi. Później, zostawszy sam na sam z córką, powiedziała cicho:
— Piękny mąż to cudzy mąż, córeczko. Tacy rzadko bywają wierni. Poczekaj ze ślubem, sprawdź go. On jest zbyt… wystawowy.
Kasia się obraziła. Wierzyła w uczucia Jacka, nie chciała słuchać wątpliwości. Ale matka zasiała w niej ziarno niepokoju.
Z czasem Jacek zaczął się zmieniać. Najpierw siłownia, potem basen, w końcu nowe towarzystwo. Kasia, by być blisko niego, też zapisała się na treningi, ale czuła się niepewnie wśród wysportowanych, błyszczących dziewczyn. Jacek coraz częściej spoglądał w ich stronę, a Kasia wychodziła wcześniej, ukrywając łzy.
— Jesteś taka wiotka — zaśmiał się pewnego razu, gdy przeziębiła się po basenie. — Lepiej zostań w domu z książkami.
Te słowa zabolały, a Kasia przypomniała sobie słowa matki. Czuła już, iż Jacek się oddala. Coraz częściej wychodził sam, nie dzwoniąc, nie zapraszając, nie tłumacząc. Aż w końcu zniknął. Przestał odbierać telefony.
— Nie dzwoni? — spytała matka.
— Nie… — szepnęła Kasia, odwracając twarz do ściany.
— Wstawaj! Do fryzjera marsz! — rozkazała Anna Michałowska. — Nowa fryzura to pierwszy krok do nowego życia. Potem uszyjemy sukienkę, masz do tego talent.
Kupili materiał, Kasia szkicowała fasony, próbując się odciągnąć. Plotki o nowych dziewczynach Jacka do niej docierały, ale trzymała się dzielnie. Gdy kilka tygodni później pojawiła się na potańcówce — w nowej stylizacji, pełna życia, lśniąca — wszyscy się oglądali. Zauważyli ją.
Pewien chłopak, Tomek, skromny i nie rzucający się w oczy, zaczął się nią opiekować. Nie był przystojniakiem, ale jego oczy patrzyły tylko na Kasię — ciepło i szczerze. Miesiąc później oświadczył się.
— Oto prawdziwy mężczyzna! — powiedziała matka. — Zakochał się, to się żeni. A ty?
— Zgadzam się — cicho odparła Kasia.
— Kochasz go?
— Jak nie kochać? Jest dobry, pracowity, wierny. Potrzebuje tylko mnie.
Ślub był ciepły, pełen serdeczności. Kasia i Tomek zaczęli od zera — pierwszy stołek, pierwszy talerz. Po roku urodziła się córeczka, a trzy lata później syn. Rodzina, troska, szczęście.
O Jacku Kasia już nie myślała. Czasem tylko słyszała w rozmowach, iż porzucił żonę, związał się z kochanką, znów szuka przygód. Kasia tylko się uśmiechała:
— Czy on w ogóle był mój? Taki epizod z młodości. Niech będzie szczęśliwy, jeżeli potrafi.
A w domu czekali na nią dzieci i mąż. I mama — mądra, dobra, najbliższa. Ta, która kiedyś uchroniła ją od prawdziwej tragedii. Dzięki niej Kasia odnalazła swoje ciche, prawdziwe szczęście.
Mamo… zostań przy mnie jak najdłużej. Bez ciebie świat nie jest taki jasny.