Weronika stała przy oknie i patrzyła, jak Krzysztof kręci kółka po podwórku swoim nowym samochodem. Sąsiadka, pani Krystyna, już po raz trzeci wyglądała z klatki schodowej – pewnie hałas silnika przeszkadzał jej w oglądaniu ulubionego serialu. A Krzysztof wciąż jeździł jak rozbawiony chłopiec, który dostał wymarzoną zabawkę.
– Tato, mogę przejechać się? – zapytała czternastoletnia Kinga, zaglądając przez ramię mamy.
– Zapytaj go sama – odpowiedziała krótko Weronika, odchodząc od okna.
Kinga zmarszczyła brwi.
– Mamo, co znowu jest nie tak? Przecież kupił auto dla rodziny!
– Dla rodziny… – Weronika gorzko się uśmiechnęła. – Wiesz, ile ta piękność kosztuje? A na domek letniskowy brakuje, na twój obóz też oszczędzamy złotówkę po złotówce.
– Ale samochód jest nam potrzebny! – Kinga usiadła na kanapie, podkurczając nogi. – Pamiętasz, jak jeździłyśmy do babci autobusami? Trzy przesiadki, tłok…
Weronika oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Tak, pamiętała. Ale pamiętała też, jak przez pół roku kłócili się z Krzysztofem o ten zakup. Ona proponowała coś prostszego, używane. A on upierał się: „Albo porządny samochód, albo żaden”. I efekt? Kredyt na pięć lat, przez który teraz muszą liczyć każdą złotówkę.
Drzwi wejściowe trzasnęły, rozległy się wesołe kroki.
– Moje dziewczyny! – Krzysztof wpadł do pokoju, błyszcząc z radości. – Kinga, jedziemy na przejażdżkę? A ty, Weroniko?
– Nie jestem „Weroniko” – odcięła się żona.
Krzysztof zwolnił, uśmiech zgasł.
– Co znowu?
– Wszystko! – Weronika odwróciła się do niego. – Kupiłeś samochód, nie pytając mnie! Wziąłeś kredyt, który będziemy spłacać do emerytury!
– Przecież rozmawialiśmy…
– Rozmawialiśmy o aucie, nie o tej wannie za sto tysięcy!
Kinga skuliła się i cicho wymknęła z pokoju. Przyzwyczaiła się już do kłótni rodziców, ale za każdym razem miała nadzieję, iż tym razem się obejdzie.
– Wanna? – Krzysztof zaczerwienił się. – To japońska stal, niezawodna i bezpieczna! Dla mojej rodziny tylko najlepsze!
– A zapytać rodziny – to już nie? – Weronika usiadła w fotelu, czując, jak narasta w niej zmęczenie. – Krzysztof, przecież ustalaliśmy budżet…
– Ustalaliśmy, ustalaliśmy! – Przeszedł się po pokoju, wymachując rękami. – I co? Będziemy jeździć na targ autobusem, ziemniaki w torbach taszczyć? Zapomniałaś, jak bolał cię kręgosłup?
Weronika przypomniała sobie tamten dzień. Rzeczywiście przywieźli sporo warzyw od jej rodziców, a ona musiała dźwigać ciężkie torby od przystanku. Kręgosłup bolał ją przez trzy dni. Ale teraz to wydawało się drobiazgiem w porównaniu z tym, co ich czeka.
– Wiesz co – wstała – porozmawiamy jutro. Jak ochłoniesz.
– Nie ochłonę! – krzyknął za nią Krzysztof. – Bo mam rację! A ty… ty zawsze niezadowolona!
Drzwi sypialni zatrzasnęły się. Krzysztof został sam w salonie, patrząc na kluczyki do nowego auta w dłoni.
Rano Weronika obudziła się wcześnie, jak zwykle. Krzysztof jeszcze spał, rozłożony na kanapie – widocznie nocował w salonie. Wyszła do kuchni, postawiła czajnik. Za oknem mżył deszcz, szare niebo wisiało nisko, jak jej nastrój.
– Mamo – Kinga zajrzała do kuchni – mogę nie iść dziś do szkoły?
– Dlaczego?
– Boli mnie głowa.
Weronika przyjrzała się córce. Kinga rzeczywiście wyglądała blado, pod oczami miała cienie.
– Przez nas z tatą?
Dziewczynka skinęła głową, nie podnosząc wzroku.
– Kinga – Weronika objęła córkę – my po prostu… dorośli czasem się nie dogadują. To nie znaczy, iż cię nie kochamy.
– A nie myślicie o rozwodzie?
Pytanie padło tak prosto, po dziecięcemu, iż Weronice zabrakło tchu.
– Skąd taki pomysł?
– U Asi Kowalskiej rodzice się rozwiedli. Też najpierw ciągle kłócili się o pieniądze.
Weronika puściła córkę i odwróciła się do okna. Rozwód. Sama o tym myślała, szczególnie ostatnio. Gdy Krzysztof podejmował decyzje, nie licząc się z jej zdaniem. Gdy wydawało się, iż żyją równoległymi życiami w jednym mieszkaniu.
– Mamo?
– Idź się pakować. Głowa przejdzie.
Kinga westchnęła i wyszła. A Weronika stała wciąż przy oknie, trzymając w rękach ostudzoną filiżankę herbaty.
– Dzień dobry – w drzwiach stanął Krzysztof. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.
– Dzień – odpowiedziała krótko.
– Słuchaj, może pogadamy normalnie? – Usiadł przy stole, przecierając twarz dłońmi. – Zdję się, iż wczoraj przesadziłem…
– Nie przesadziłeś, tylko kupiłeś auto bez mojej zgody.
– Weronika, ale przecież potrzebne nam było! I poza tym, to ja zarabiam…
– A ja co, w domu siedzę? – Odwróciła się gwałtownie. – Moja pensja się nie ma– Moja pensja się nie liczy? – zapytała cicho Weronika, patrząc mu w oczy, i nagle zrozumiała, iż ich problem nigdy nie dotyczył pieniędzy, tylko wzajemnego słuchania.