Krewni przyjechali w gości — i zostali na dłużej

polregion.pl 23 godzin temu

Rodzina przyjechała i… została

Jadwiga Kowalska właśnie wyjmowała szarlotkę z piekarnika, gdy zadzwonili do drzwi. Spojrzała na zegarek wpół do dziesiątej rano. Trochę wcześnie jak na gości.

Idę, idę! krzyknęła, wycierając ręce w fartuch i kierując się do wejścia.

Na progu stała Weronika z mężem Tadeuszem, obwieszona torbami i walizkami. Kuzynka wyglądała na zmęczoną i pogniecioną, a jej mąż marszczył brwi z niezadowoleniem.

Jadziu, złotko! zaczęła Weronika, rzucając się w jej ramiona. Przyjechaliśmy do ciebie! Nie odmówisz przecież rodzinie, co?

Wera? Jadwiga patrzyła na nich zdezorientowana. Co się stało? Skąd jesteście?

Z Poznania przyjechaliśmy burknął Tadeusz, wciągając do przedpokoju ogromną walizę. Długo jechaliśmy, przeklęte korki.

Wejdźcie, wejdźcie zakrzątnęła się Jadwiga. Rozbierzcie się. Tylko nie rozumiem Nie uprzedziliście mnie.

Weronika zdjęła kurtkę i powiesiła na wieszaku.

Jadziu, no wiesz, u nas taka sytuacja Tadek stracił pracę, pieniędzy brak. A do tego musieliśmy sprzedać mieszkanie.

Jak to sprzedać? zdziwiła się Jadwiga.

No długi były, kredyty machnął ręką Tadeusz. W skrócie, postanowiliśmy do ciebie przyjechać. Mieszkasz sama w trzypokojowym, miejsca starczy.

Jadwiga stała i mrugała, nie wierząc własnym uszom. Tymczasem Weronika już weszła do kuchni i wąchała powietrze.

Oj, jak pachnie! Szarlotka, tak? A my akurat głodni. Całą drogę nic nie jedliśmy, oszczędzaliśmy.

Siadajcie do stołu zaproponowała gospodyni. Zaraz zrobię herbatę.

Tadeusz rzucił się na krzesło i rozejrzał się.

Niezłe masz tu, Jadwiga. Remont świeży, meble porządne. Widać, iż samej żyje się wygodnie.

W jego głosie było coś oskarżycielskiego, co ukłuło Jadwigę. Mieszkała sama od śmierci męża już osiem lat, przyzwyczaiła się do ciszy i porządku. Pracowała w bibliotece, zarabiała niewiele, ale starczało na wszystko.

A gdzie wasze rzeczy? spytała, nalewając herbatę.

No tam, w przedpokoju Weronika skinęła na walizki. Tadek, przynieś wszystko do pokoju.

Do którego pokoju? ostrożnie dopytała się Jadwiga.

No jak to do którego? Do wolnego. Masz przecież trzy.

Wera, poczekaj. Najpierw porozmawiajmy. Nie rozumiem, na jak długo przyjechaliście?

Weronika i Tadeusz wymienili spojrzenia.

No, dopóki się nie ogarniemy wymijająco odpowiedziała kuzynka. Znajdziemy pracę, stanę na nogi.

A to kiedy mniej więcej będzie?

A kto to wie? Tadeusz odciął spory kawałek ciasta. Może miesiąc, może pół roku. Zależy od okoliczności.

Jadwiga poczuła, jak ściska się w środku. Wiedziała, iż odmówić rodzinie w trudnej chwili to nietakt, ale myśl, iż w jej spokojnym życiu pojawią się na stałe lokatorzy, przyprawiała ją o dreszcze.

Jadziu, nie wyrzucisz nas na bruk? Weronika złapała ją za rękę. Jesteśmy rodziną. A rodzina sobie pomaga.

No dobrze, nie wyrzucę westchnęła Jadwiga. Tylko to takie nagłe.

Wieczorem goście już całkiem się rozgoszcili. Tadeusz rozłożył się na kanapie z pilotem i przeskakiwał kanały, głośno komentując, co się dzieje na ekranie. Weronika krzątała się po kuchni, myjąc naczynia i przekładając słoiki z przyprawami.

Jadziu, ale u ciebie dziwny porządek zauważyła, wycierając talerz. Sól stoi obok herbaty, cukier w najdalszym kącie. Ja to poukładałam po ludzku.

Jadwiga z przerażeniem patrzyła na tę reorganizację. Każda rzecz w jej domu miała swoje miejsce, wszystko było przemyślane. A teraz nie mogła choćby znaleźć ulubionej kawy.

Wera, po co to wszystko przenosiłaś? Mnie było wygodnie.

No co ty, tak było nieporządnie! Ja się na tym znam, mam wprawę.

Kobiety! krzyknął z salonu Tadeusz. A jeść kiedy będziemy? Już mi się burczy w brzuchu.

Już, już zakrzątnęła się Weronika. Jadziu, a co u ciebie jest na kolację?

Jadwiga otworzyła lodówkę. Był tam kawałek kiełbasy, trochę sera i dwa jajka jej zwykły skromny posiłek na kilka dni.

Niewiele powiedziała niepewnie.

Oj, to za mało! zawołała Weronika. Dla trzech osób to nic. Tadzik, bierz forsę, idziemy do sklepu.

Jaką forsę? burknął. Zostawiłem trochę groszy tylko na powrót.

Wszyscy spojrzeli na Jadwigę. Zrozumiała aluzję i sięgnęła po portfel.

Weźcie, ile trzeba powiedziała, podając kilka banknotów.

Oj, dzięki, kochana! ucieszyła się Weronika. Jesteś prawdziwą rodziną! Oddamy wszystko, jak tylko się pozbieramy.

W sklepie Weronika narobiła zakupów na cały tydzień. Drogą wędlinę, łososia, tort, cukierki. Jadwiga w milczeniu płaciła, zdając sobie sprawę, iż wydała połowę pensji.

No to teraz się zacznie życie! z zadowoleniem zacierał ręce Tadeusz, przeglądając zakupy. Bo na samej kiełbasie daleko nie zajedziesz.

Wieczorem, gdy goście w końcu położyli się spać w jej dawnym gabinecie, Jadwiga siedziała w kuchni i próbowała ogarnąć sytuację. Zwykle kładła się spać o dziesiątej, a teraz była już wpół do dwunastej. Tadeusz do późna oglądał telewizor na pełnej głośności, Weronika brzęczała naczyniami i gadała bez przerwy.

Jadziu, a ty czemu nie śpisz? Weronika wyszła z pokoju w szlafroku. Daj, zrobię herbaty, pogadamy.

Wera, już późno. Jutro do pracy.

No co ty, ta twoja biblioteka poczeka. Lepiej opowiedz, jak tu sama żyjesz? Nie nudno?

Przywykłam.

A facetów żadnych? Zostałaś wdową

Idź do oryginalnego materiału