— Nie żałujesz? — zapytał Krzysztof, przytulając do piersi Bronisławę.
— Nie. A ty? — Bronisława podniosła głowę i spojrzała na męża.
— Jestem szczęśliwy. Wiesz, gdy przyszłaś do nas z Kasią do domu, od razu wiedziałem, iż to przeznaczenie. Wszystko, co było przed tobą, zdarzyło się po to, byśmy się spotkali. Po tym, jak odeszła…
Bronisława przycisnęła palec do jego ust.
— Nie wspominaj złego. Teraz wszystko będzie dobrze…
Rok wcześniej
Bronisława nakryła stół świątecznym obrusem. Przyniosła z kuchni stos talerzy, sztućce i dwa kieliszki.
— Jesteś pewna, iż dobrze zrobiliśmy, zostając w domu? W towarzystwie byłoby weselej. Zdążymy jeszcze do Wojtka — powiedział Tadeusz, gdy wróciła do kuchni.
— Pewna. Zanieś to na stół. — Podsunęła mu talerz z wędliną i serem oraz salaterkę. — Z przyjaciółmi spotkamy się jutro. Jesteśmy razem trzy lata i nigdy nie świętowaliśmy Sylwestra sami. Jak Nowy Rok przywitasz, tak go spędzisz.
— Czyli chcesz nas zaprogramować na rok dobrowolnego odosobnienia we dwoje? — Tadeusz zatrzymał się w drzwiach kuchni.
— Byłoby pięknie. Szkoda, iż nie wyjdzie — westchnęła Bronisława.
— Dobrze, spróbujmy — uległ Tadeusz i wyszedł.
Bronisława wyjęła z lodówki butelkę szampana, kolejną salaterkę i zaniosła do pokoju.
— No jak? Wydaje mi się, iż ładnie. — Tadeusz wskazał na zastawiony stół. — Możemy już żegnać stary rok? Bo zaraz się udławię śliną.
— Jeszcze nie. Daj mi pięć minut. Muszę założyć nową sukienkę i się ogarnąć. — Poszła do sypialni.
— Po co nowa sukienka, skoro jesteśmy sami? — mruknął Tadeusz, sięgając po plaster kiełbasy.
— Bo to święto! — odpowiedziała już z sypialni.
«Oj, ta artystyczna dusza z zamiłowaniem do efektów» — pomyślał z niezadowoleniem Tadeusz i sięgnął po kolejny kawałek.
Wkrótce weszła uśmiechnięta Bronisława w jaskrawoniebieskiej sukience, z rozpuszczonymi lokami.
Tadeusz skinął z uznaniem, oceniając ją wzrokiem. Obracając się na obcasach, uniosła falbanę, która opadła, otulając smukłe nogi.
— Teraz możemy usiąść i pożegnać stary rok — powiedziała radośnie, spoglądając na zegar.
— Ale stół! Tego nie zjemy. Może zadzwonimy do Marka? Jest w domu z mamą — zaproponował Tadeusz.
— Jutro. Otwórz szampana. — Bronisława promieniała.
«Dziwna jest dziś» — pomyślał Tadeusz, odkręcając butelkę.
— Jesteś jakaś… — zawahał się. — Podniecona.
— Trochę. Poczekaj, zaraz się dowiesz. — Nowość rozpierała ją, ale postanowiła ją wyjawić po północy, by było uroczyście.
Wypili, spróbowali sałatek. Najedzony Tadeusz odchylił się na krześle. W telewizji leciał lekki film.
— Dlaczego nie pijesz? — spytał, widząc, iż ledwo tknęła szampana.
— Bo zaraz by mnie zmorzyło, a chcę obejrzeć koncert — wymyśliła.
— Wyjdę zapalić. — Wyszedł na balkon.
Śnieg sypał gęsto, w oknach migały lampki. Ktoś w sąsiedztwie strzelił petardą.
— Tadziu, zaraz prezydent — zawołała przez drzwi.
Zaciągnął się i rzucił niedopałka.
Gdy wrócił, prezydent już przemawiał. Tadeusz słuchał półuchem, nalał sobie i czekał na północ.
— Znowu nie pijesz? A jak życzenie? — zdziwił się.
— Muszę ci coś powiedzieć. Nalej sobie jeszcze. — Czekała, aż to zrobi. — Ten rok witamy nie we dwoje, ale w troje. Już jesteśmy kompletni.
Tadeusz patrzył, nie rozumiejąc.
— Nie domyślasz się? Jestem w ciąży. Już mamy dziecko. Malutkie, ale jest.
Tadeusz wypił i postawił kieliszek.
— Nie cieszysz się? — spytała, tracąc cierpliwość.
— Cieszę, ale… chcieliśmy poczekać.
— Minęły trzy lata. Mam dwadziezłchać osiem lat. Chcę dziecka. — Walczyła ze łzami. — Po co czekać? Już jest.
— Ale… brałaś tabletki…
— Od miesiąca nie. Zwykle potrzeba czasu, ale u mnie wyszło od razu. Nie super? — spytała bez entuzjazmu.
— Dlatego nie poszłaś do Wojtka z Anią? — domyślił się.
— Tak. Myślałam, iż potem się oświadczysz. — Głos jej się załamał. — Więc zostaje tylko… — Łzy spłynęły po policzkach. — Zdążysz jeszcze do Wojtka. — Wyrwała się do kuchni.
— Broniu, nie powiedziałem, iż nie cieszę się, to tylko nagłe. — Pobiegł za nią.
Wybiegła na balkon, trzymając drzwi.
— Co za dzieciństwo? Zmarzniesz! — Szarpnął drzwi, omal nie wpadła na niego.
— Dlaczego nie powiedziałaś, iż przestałaś brać? — zganił ją.
— Bo znów byś mnie przekonał. Żyjemy razem. Tobie wygodnie. Ale to nie rodzina. — Nie kryła już łez. — Idź się bawić! — Wypadła do łazienki.
Za oknem strzelały petardy.
— Nie spełniłem twoich oczekiwań. Nie jestem gotowy… — Przywarł do drzwi.
Wrócił do pokoju, spojrzał na stół, wypił jej kieliszek. «Sylwester, a taki paskudny. Po co to zrobiła? Było nam dobrze. Zepsuła święto.» Wściekłość narastała. «Pójdę. Całą noc patrzeć na jej łzy?» Ubrał się i wyszedł.
Bronisława usłyszała trzask drzwi i wybuchnęła płaczem. Wytarła stół, przebrała się i skuliła na kanapie.
Tadeusz nie wrócił ani tej nocy, ani następnego dnia. Przyszła przyjaciółka Jadwiga i zmusiła ją do zwierzeń.
— Uspokój się. Mężczyźni boją się odpowiedzialności. Wróci. Nie możesz się denerwować. Chcesz, bym z nim pogadała?
— Nie, idź. Obiecuję, nic sobie nie zrobię.
Po trzech dniach zjawił się Tadeusz. Próbował się tłumaczyć, ale rozmowa nie kleiła się.
— Nie chcesz mi nic powiedzieć? — spytała w końcu.
— Co chcesz usłyszeć? TakI tak przez lata Bronisława pielęgnowała w sobie tęsknotę za szczęściem, które w końcu odnalazła w ramionach Kasia i cichym śpiewie Krzysztofa przy rodzinnym stole.